Wtorek- chodzę po piwnicy i „podziwiam” bałagan,
jaki w niej zaistniał od zeszłego roku. Co ją posprzątamy, to przez jakiś okres
bałagan się koci. Tu coś na szybko złożymy, tam położymy, tu „na chwilę”
postawimy regał do malowanie, a w innym kącie na króciutko upchamy deski
itd. Więc chodzę po tej piwnicy i
planuję sobie pracę na letnie upały. Co chwilę wzrok mój pada na jakiś kawałek
kabla, rurki czy sznurka. Cholewcia, myślę sobie, wyglądają niektóre jak żmija.
Fuj- żmija w piwnicy? Głupie pomysły. Wychodzę zniesmaczona swoimi myślami na
słońce i po chwili zapominam o tym.
Czwartek, wczesny wieczór, około 18tej. Po całym
dniu „szaleństwa” w domu i ogrodzie siadam na tarasie. Jaskół przybija listwą
nową wykładzinę. Beza buszuje pod ścianą, z drugiej strony balustrady. Poszczekuje.
Doskakuje do czegoś. Nie chce mi się wstać.
- Zobacz, na co ona tak się wścieka- mówię do
Jaskóła. Odrywa się od posadzki i przechyla przez balustradę, oplecioną grubymi
„linami” winobluszczu.
-Nic nie widzę. Beza… Beza!- upomina psa ostro.
Beza powarkując przychodzi na taras.
Jaskół przechyla się jeszcze bardziej. Słyszymy
cichy syk.
- To na mnie syczy- nachyla się dalej. Słyszę
głośniejszy syk. Jeszcze mój umysł nie reaguje.
- To może być ptak, albo żmija….- mówię i nagle do
mnie dociera. Jezus Maria- ZMIJA! Wpadam w lekką panikę
- Widzę to!- Jaskół zaczyna się denerwować- To
wpełzło pod taras.
-Miało zygzak?! Duża była?!- zaczynam tracić nad
sobą panowanie. Dwa zwierzaki doprowadzają mnie wręcz do paniki- pająki i gady.
Nad wstrętem do pająków jakoś panuję, nad strachem przed żmiją- nie. Szybko
myślę- w sobotę mamy klasowe ognisko. Będzie sporo ludzi- niech ktoś niechcący
rozdrażni gada… albo my… grabiami…Rany!
Ale głównie… JA NIE CHCĘ MIESZKAĆ GADEM!!!!!!!
-Dzwonię- mówię spanikowanym głosem i czuję jak
dostaję gęsiej skórki.
- Ale gdzie?- Jaskół zastanawia się.
- Gdziekolwiek. Na policję. Oni wiedzą, co w takich
sytuacjach robić.- biorę słuchawkę do ręki i wystukuję numer policji. Szybko
zgłasza się dyżurny powiatowy.
Zdenerwowanym głosem przedstawiam się i mówię, że
mamy pod tarasem żmiję.
- A jak ona wygląda?- dyżurny pyta i słyszę w jego
głosie śmiech.
- Nie wiem, nie wiedziałam jej, ale jest wściekła,
bo syczy, wpełzała pod taras. Mąż widział- głos mi się ze zdenerwowania łamie.
- Ale co ja pani poradzę- jeszcze próbuje
podśmiewać się ze mnie. Gdybym nie była tak spanikowana, to pewnie
powiedziałbym mu „maleńkie” co nieco.
- Nie wiem, to wy wiecie, co się w takich
przypadkach robi- mówię jeszcze bardziej zdenerwowana, bo czuję, że mnie zbywa,
a wizja żmii pod tarasem paraliżuje mnie. Nie wyjdę do ogrodu dopóki ktoś gada
nie usunie.
- No dobra, niech pani dzwoni do straży, oni takie
rzeczy załatwiają- kończy dyżurny.
OK, dzwonię i znowu tłumaczę, co się dzieje. I
znowu ta sama śpiewka.
- A jak ona wygląda?- pyta dyżurny strażak
- Nie wiem, syczy i jest wściekła. – jest mi
wszystko jedno czy wychodzę na idiotkę, czy nie. Potrafią małe kotki z drzew
ściągać, niech mi gada wywleką spod tarasu. Prosi o dokładny adres i oznajmia,
że zaraz przyjedzie ekipa. Czekamy. Ja prawie słaniająca się ze strachu, Jaskół
przy kompie szuka informacji na temat gadów. Dwa wchodzą w rachubę- żmija
zygzakowata i zaskroniec. Jaskół może gada poznać jedynie po kolorze i długości,
bo szybko przepełzał za rynną pod taras. Nie widział zygzaka, ale w pewnym
momencie gad podniósł łepek i zasyczał mocno.
Czekamy. Mija pół godziny. Ja nadal spanikowana, że
nas zlekceważono i będziemy musieli w niepewności teraz żyć. Nagle słyszymy
syrenę. Pod bramę podjeżdża wielki wóz bojowy „na kogucie”. Jesteśmy lekko
wygłupieni. Ale heca, jak do pożaru. Są. Po chwili na trawniku zjawia się
trzech strażaków w pełnym rynsztunku bojowym, z łopatami w rękach. O matko! Patrzę
na te łopaty zszokowana. Wydawało mi się, że raczej jakiś aparat do wykurzenia
gadziny przysmyczą. Tłumaczymy o co chodzi. Chwilę stoją niezdecydowani. Patrzą
jak się dostać pod taras, ale z tym sprawa nie jest łatwa. Taras jest 30 cm nad ziemią, ogromny.
Długi na cztery metry, a szeroki na prawie trzy. Z jednej strony zarośnięty
konwaliami, z drugiej pnączem o grubych pędach. Jestem tak zdesperowana, że
gotowa jestem całe zielsko poświęcić, byle tego gada stamtąd wyciągnęli.
-Wcale się nie dziwię. Macie tu idealne warunki dla
zaskrońców.- Szef rozgląda się po ogrodzie.
- A jak to nie jest zaskroniec?- pytam
- Żmije boją się ludzi. Raczej wygląda mi to na
zaskrońca- mówi głównodowodzący i patrzy na mnie wyczekująco. Pewnie ma nadzieję,
że mnie uspokoi i akcja na tym się zakończy. O, nic z tego. Nie będę tu z
nieokreślonym gadem mieszkać. Jaskół też czeka, co zadecyduję. Jasne….
- A jak to będzie żmija i w trakcie prac, niechcący
nadepniemy jej na ogon, albo Bezka ją rozdrażni?- Nie ustępuję- Wtedy dopiero
będzie kłopot i draka. Jestem zdesperowana i to widać. No co, wcale nie mam
zamiaru schodzić z tego padołu łez jak Kleopatra. Szef westchnął, wysłał kolegę
po latarkę, rymnęli na kolana i zabrali się do polowania. Trochę zawahali się przy konwaliach i róży.
- Możecie panowie robić z tym, co chcecie. Ja chcę
wiedzieć, co tam wlazło. Równocześnie poprosiłam Jaskóła, żeby pozamykał
okienka w piwnicy, bo może się tam gad ewakuować, kiedy mu się odetnie drogę do
ogrodu. I przypomniały mi się moje
głupie myśli z wtorku. No cóż- piorun „na życzenie” strzelił w brzozę, to
dlaczego gad w piwnicy nie może zamieszkać? Brrrrrrrrrrrrr…
Strażacy bardzo się starali, ale w takich warunkach
szanse na wytropienie pełzającego były nikłe. Za wszelką cenę starali się mnie
uspokoić opowiadając o zwyczajach zaskrońców, bo podejrzewali, że to on się
przyplątał pod taras. Zeszłam na trawnik
zrezygnowana. Sama widziałam, że to jest bez sensu. Zaczynałam się
przyzwyczajać do myśli, że będziemy teraz z gadem współegzystować. Byle na
pokojowych warunkach.
- A tu macie państwo jeża. Oooo…..- kucający
strażak oświetlił zwiniętą kolczastą kulkę- Nie ma śladów pełzającej żmii. Na
tym suchym pyle byłyby takie odciśnięte rowki. Na pewno nie ma tu gniazda-
dodał pewnym głosem.
Faktycznie, oświetlona sucha ziemia była
gładziutka, a na niej leżał jeż.
Jeż i żmija….myślałam intensywnie. Czy żmije
wcinają jeże? Czy on miał tam prawo być, jeżeli gad też tam jest? Co tam się
będzie po zmroku działo? I czy Beza wykryłaby gada, gdyby zamieszkiwał
wcześniej ogród?
Strażacy zbierali łopaty, kończąc akcję.
-A nie macie czegoś do wykurzenia gada?- miałam
nadzieję, ze może myśl im podsunę i jeszcze zadziałają.
-Niestety- tylko takie rzeczy, pokazał łopaty i
latarkę.
Pakowali sprzęt do wozu, a ja bardzo mocno
pracowałam nad przyzwyczajaniem się do myśli, że to coś tam może nadal być i
teraz trzeba uważać. Szef spisał jeszcze dane i pojechali. A my do Internetu
uzupełniać wiadomości o gadach i ich zwyczajach. Po uważnym czytaniu wyszło
nam, że
- Żmije rzadko podchodzą do siedzib ludzkich, są bardzo płochliwe, nie atakują „same od siebie (tylko w przypadkach próby schwytania lub drażnienia), ukąszenie żmii rzadko prowadzi do śmierci, ale jest niebezpieczne dla dzieci i osób starszych. Widzą tylko ruszające się rzeczy i są krótsze niż to coś, co widział Jaskół. Żmija ma wyraźny zygzak na grzbiecie, trudno ją pomylić z innym gadem. Lubi wygrzewać się na słońcu, najczęściej na suchych kamieniach lub ścieżkach.
- Zaskrońce lubią wilgotne miejsca, zamieszkują często ogrody, mniej boją się ludzi, są dłuższe niż żmije, w stanie zagrożenia głośno syczą (a tego nie wiedziałam, byłam pewna, że syczy tylko żmija) lub wyrzucają cuchnącą ciecz. Potrafi też udawać martwego. Rzadko kąsa, ale jest niejadowity. Naturalnymi przeciwnikami zaskrońca są, lisy, łasice, jeże, ptaki drapieżne, a nawet kosy. Zaskroniec jest barwy ciemnobrązowej, prawie jednolitej, a „za skroniami” ma dwie pomarańczowe plamy. Jest pod ścisłą ochroną. Zaskroniec żywi się dżdżownicami, myszami, żabami, rybami. Łowi tylko zwierzęta poruszające się, nie uśmierca ich, połyka w całości. Aktywny jest przez dzień, w nocy śpi. Są ogrodnicy, którzy wręcz hodują zaskrońce, bo to niezwykle pożyteczne gady.
No i doszliśmy do wniosku, że to zaskroniec. Ja mam
ciągle nadzieję, że tylko odwiedził i już go pod tarasem nie ma. I mam
nadzieję, że nie zeżarł go ten jeż, chociaż byłoby to sposób na pozbycie się
gada.
Teraz kiedy chodzę po piwnicy to mocno hałasuję,
ale do końca nie jestem pewna, czy nie mamy tam nowego lokatora.
A o swoich myślach sprawczych wolę na razie
zapomnieć, bo jak tak nadal pójdzie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz