Się
porobiło. Jaskółka miała odlot. Dosłowny. Wprawdzie nie
odleciała ostatecznie, było jednak blisko. No bo życie nadal
„pieści' jaskółkę i jak może dokopuje. Nie będę rozwijała,
ale tylko powiem, że każdy miesiąc 'umieram” razem z mamą, a
dwa miesiące temu u Młodej wykryto złośliwego i to z gatunku tych
najbardziej jadowitych. Na szczęście reakcja lekarza szybka,
dosadna i z dobrym rezultatem. I na szczęście nie ma nic złego w
organizmie, i na szczęście Młoda jest silna jak koń, psychikę ma
mocną, dlatego jest nadzieja, dwie nadzieje, trzy nadzieje, że to
wszystko jak najlepiej się skończy. Jeszcze tylko operacja, a potem
co dwa miesiące badania. No ale… to napięcie i te poprzednie
związane z mamą, i te starsze, związane z każdą kolejną utratą
pracy i te najstarsze związane z …. nieważne- i tak się
nazbierało. Serducho stwierdziło, że ma dosyć. A że nie
słuchałam go przez 29 lat i ponadto wszyscy jego sygnały zwalali na
nerwicę, to się wściekło, i prawie się zatrzymało na znak
gwałtownego protestu. Pogotowie,karetka, SOR… jestem inna, mam inny ogląd
na wiele spraw. Dopiero jak poczułam, że to mnie dotyczy i że mnie
może już tu nie być, piorunem przewartościowało mi się sporo
rzeczy. Trzy marne godziny na SORze- monitory, kroplówki i te ciągłe
powtarzanie przez pielęgniarki oraz lekarkę słowa: „Spokojnie,
zawał pani nie grozi”. No dobra, tylko co mi grozi? Tego już się
nie dowiedziałam. Doczytałam oczywiście w Necie. Czekaja mnie
dalsze badania, to wtedy może do końca się wszystkiego dowiem.
Leżę
podłączona do monitora, krople z kroplówki leniwie kapią, na sali
spokój i we mnie spokój, bo mi coś już w domu, na wstępnie,
wstrzyknięto, a co mnie prawie uśpiło i na full otumaniło,
monitor pika: najpierw normalnie pip,pip,pip….potem pipip
pii..pipip pii.. pip i nagle…… cisza. Sekunda, dwie. Jak się
umiera? Do diabła- Jaskół się śmiał, kiedy mu o tym
opowiadałam, ale czy naprawdę wiemy, jak się umiera? A skąd
wiadomo, że nasza świadomość dalej nie pracuje na tym samym
poziome, a tylko ciało jest „nieżywe”?Kątem oka widzę, jak
pielęgniarka nerwowo podnosi głowę i gapi się w monitor Mnie też
tam wzrok leci... pipip,pipip...pii… rusza nerwowo moje serce.
Brrrrrr….. Ekagram zryty nierównym wykresem. Nic już nie będzie
tak, jak przedtem. Ale ogólnie nie jest źle. Żyję :):):) Mocno
wypłoszona, wygłupiona, ale żyję:)
A
powiedzenie- „Co nas nie zabije, to nas wzmocni” trzeba wsadzić
między bajki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz