Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 5 lipca 2015

Upalnie i leniwie.

Upał taki, że ledwo człowiek zipie. Siedzimy w domu, okna zasłonięte... temperatura znośna, bo dom dobrze izolowany. Kompot schodzi litrami. W tym roku postanowiłam gotować kompoty zamiast kupować pudełka z sokami. Myślałam, że zostanie podniesiony bunt. Ale nie.....ale NIE... wszyscy piją kompot i na temat soku nawet nie pisną. Do dyspozycji są porzeczki- czerwona i biała, agrest, dojrzewające maliny i owoce białej morwy. Pychota:)
Pisać raczej nie mam sił, więc trochę fotograficznej kroniki przemijania

Nakrapiane żarłoki na dzień przed wylotem. Bardziej ciekawskie niż bojaźliwe.
Mama muchołówka. Bardzo czujna, bardzo bojowa. Kiedy ktoś znajdował się na tarasie, gdzie jest gniazdo, potrafiła siadać na balustradzie, popiskiwać wojowniczo i tupać szłapkami o poręcz.
Piękna jest w trakcie polowania na owady. Na chwilę zawisa w powietrzu, macha szybciutko skrzydełkami jak koliber, by po chwili jak strzała polecieć za następną ofiarą.
Lubię ją za wierność. Już trzeci rok buduje gniazdo na tarasie i w ogóle się nas nie boi.

Stałam przy płocie i "polowałam" z aparatem na biegające po drucie mrówki. Nie dało rady, przemieszczały się z prędkością światła. Udało mi się strzelić fotkę uczestnikom pewnej narady.
Pierwszy ogrodowy grzyb. Pierwszy jadalny. Od maja sukcesywnie obok płotu rosną dzikie pieczarki. Na razie pojawił się maślak. Czekamy na kozoki.
I pierwsza letnia pełnia. Podobno Księżyc jest w tym miesiącu bardzo blisko Ziemi. Rzeczywiście, jest on ogromny, a noce są bardzo jasne.
Dziko i tajemniczo.
A tu już jakby mniej
Tęcza. Gdzieś przeczytałam oburzone głosy homofobów, że odebrano im najpiękniejszy symbol-pamiątkę dzieciństwa.
O ile wiem i zawsze tak uważałam-zgodnie z nabytą wiedzą- tęcza jest symbolem pojednania. A w dodatku ta symbolika wywodzi się z chrześcijaństwa.
Jakież pokrętne wymówki znajdują maluczcy, żeby usprawiedliwiać swoje fobie.
Odkąd tęcza jest w pewnym sensie "logo" LGBT, odbieram ją jako podwójny symbol pojednania, a jej uroku w naturze żadne durne tłumaczenie i jękliwe zawodzenie różnych fobów nie są stanie przyćmić.



Nadal bardzo proszę o przyłączenie się do akcji :Zbieramy na wózek i rehabilitację dla Polly"(dane obok na pasku, w zakładce)
 http://mojadroga-blog.blogspot.com/2015/06/potrzebuje-wsparcia.html

Cały czas też sprzeciwiamy się hejtowaniu i szerzeniu zła w Internecie

http://nietypowamatkapolka.blogspot.com/2015/07/jak-sie-bawi-w-internecie-dziecko.html

http://missjonash.blox.pl/html



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz