Proszę Was, nagłaśniajcie tę sprawę, bo już jest tragiczne prawo łowieckie, a będzie jeszcze gorsze. Tak się złożyło, że interesuję się tym tematem, ponieważ od kilku lat obserwuję, jak wzrasta stan zagrożenia ze strony myśliwych nie tylko dla zwierzyny łownej, ale również dla ludzi. Na terenie naszego powiatu jest 5 obwodów łowieckich, a w nich działa 14 kół łowieckich. Na terenie okolicznych 5 gmin działa 5 kół łowieckich, czyli w każdej gminie jedno koło. W kole przeciętnie jest od 30 do 60 myśliwych. Każde koło ma swój obwód. Problemem na tutejszym obszarze jest to, że jest on gęsto zabudowany i w obwody łowieckie wchodzą oprócz lasów i nieużytków wchodzi wszystko-drogi, ogrody, sady itp. Obecne prawo mówi, że myśliwy może strzelać do zwierzyny w odległości nie mniejszej niż 100 metrów od budynków. Ja mam parcelę na 100 metrów długą. Mój ogród kończy się w odległości 100 metrów od domu. Oznacza to, że taki myśliwy może mi strzelić nad uchem nawet wtedy, kiedy stoję przy płocie mojej parceli. Pole przed moim domem też ma około 100 metrów długości. Jeżeli myśliwy stanie na przeciwległym końcu, to spokojne, zgodnie z prawem, może strzelać w kierunku mojego domu.
Inny
przykład- droga, która idę do domu, biegnie przez pole, nie mam
innego dojścia- myśliwy, kiedy ma taką wolę może sobie stać w
polu i strzelać w kierunku tej drogi, bo akurat mu zwierzyna w tym
kierunku umyka. Nawet, kiedy stoi daleko w polu, nadal jestem
zagrożona, bo współczesna
broń niesie o wiele dalej. Każde koło ma wyznaczone dni polowania
(nasze środa i sobota, okoliczne w inne dni) Mieszkam na granicy
trzech gmin- nie ma dnia, żeby wokoło nie rozlegały się strzały.
Do lasu strach wchodzić nawet w niedzielę, bo nawet wtedy nie jest
się pewnym, czy nie dostanie się kulki lub śrutu w łeb. Biedna
zwierzyna jest przeganiana wte i wewte, nie ma chwili wytchnienia.
Tylko w naszej i okolicznych gminach poluje na okrągło około 100
myśliwych. No właśnie, sami myśliwi to ludzie różnego pokroju.
Często nie liczą się z prawem. Potrafią polować nawet w
niedziele, kiedy ludzie
wychodzą na spacer. W naszym kole jest kilku alkoholików
„czynnych”, dwóch AA. Jeden myśliwy nie widzi na jedno oko, ale
poluje, a jakże. Znam kilku, którzy w dyskusjach przejawiają butną
postawę: ”a co mogą mi zrobić?”, czyli mówiąc po cieszyńsku:
”mogą mi skoczyć na pukiel. Na
temat zasadności polowań nie będę się teraz wypowiadała, bo to
temat rzeka. Powiem tylko- wiem, że odstrzały są konieczne i nie
da się tego uniknąć, ale czy to musi przyjąć wymiar apokalipsy
nie tylko dla zwierząt, ale i dla ludzi?
Tragiczne
jest to, że pozwala się na udział dzieci w polowaniach, tragiczne
jest to, ze dzieci oglądają po polowaniu całe pokoty martwych
zwierząt, tragiczne jest to, że te polowania i pokoty święcą
księża i nierzadko oni sami są myśliwymi i tragiczne jest to, że
po polowaniu myśliwy zalewają pały na umór, bo muszą
„zwycięstwo”oblać.
Myśliwi nie muszą przechodzić testów psychologicznych oraz badań lekarskich. Codziennie po naszych lasach i polach włóczą się ludzie z bronią, którzy mogą mieć nie teges pod kopułą. PiS chce im jeszcze dodać prawo do posiadania broni krótkiej. Przeciętny Polak, aby zdobyć pozwolenie na broń krótka musi przejść multum testów i badania lekarskie.
Myśliwi nie muszą przechodzić testów psychologicznych oraz badań lekarskich. Codziennie po naszych lasach i polach włóczą się ludzie z bronią, którzy mogą mieć nie teges pod kopułą. PiS chce im jeszcze dodać prawo do posiadania broni krótkiej. Przeciętny Polak, aby zdobyć pozwolenie na broń krótka musi przejść multum testów i badania lekarskie.
To,
co chce wprowadzić PiS jest tak absurdalne, że trudno w to
uwierzyć.
„Absurdy prawa łowieckiego, czyli noworoczny prezent PiS dla myśliwych
Adam
Wajrak
Posłowie
PiS postanowili zakończyć rok wystrzałowo i złożyli projekt
ustawy łowieckiej, który jest twórczo rozbudowaną kompilacją
najgorszych rzeczy z projektów rządowego i poselskiego z zeszłej
kadencji, o którym już organizacje zajmujące się ochroną
przyrody mówią, że dawno takiego pasztetu legislacyjnego nie
widziały.
Jest to pasztet z wielu zwierząt oraz niepolujących współobywateli. Zacznijmy od tego, że w zeszłym roku podkomisja złożona z prawie samych myśliwych usiłowała przeforsować skandaliczny projekt ustawy Prawo łowieckie. W przepychaniu ich zapisów prym wiódł obecny minister środowiska Jan Szyszko, który zapewniał wszystkich, że "łowiectwo wyssał z mlekiem matki".
Projekt sankcjonował i potwierdzał ustawowo wiele myśliwskich przesądów i oczywistych głupot, które dotychczas były zawarte w ministerialnych rozporządzeniach, i które zamiast utrwalać, należało wykasować. Na przykład za etyczne i dozwolone uznawano strzelanie tylko do biegnącego zająca, a zabraniano do stojącego, co przysparzało cierpienia poranionym szarakom, gdyż do ruchomego celu trudniej trafić. Do jednych ptaków, np. kaczek, kuropatw i bażantów, można było strzelać tylko w locie, a do innych - takich jak gęsi - i w locie, i gdy siedzą na polu albo pływają sobie po wodzie. Podobnie wzbijać w powietrze, by zostać zabitym, nie musi łyska lub jarząbek. Teoretycznie nie można było strzelać do celów nierozpoznanych, ale do kaczek i gęsi można było walić nawet w nocy. Choć kilka gatunków kaczek jest w Polsce chronionych i powszechnie wiadomo, że myśliwi mają spory kłopot z odróżnieniem ich od tych, na które mogą polować nawet za dnia. Ale to pomysłodawcom zupełnie nie przeszkadzało, by zezwolić na nocne polowania na te ptaki. W projektach ustaw brakowało zakazu uczestniczenia dzieci w polowaniach, pomimo opinii Rzecznika Praw Dziecka, zakazu używania ołowianej amunicji, choć powszechnie wiadomo, jak jest szkodliwa dla środowiska i ludzi (w tym tych, co spożywają dziczyznę). Zezwolono na strzelanie już od stu metrów od zabudowań, co biorąc pod uwagę znacznie dalszy zasięg nowoczesnej broni, jawi się jak smutny żart. Protestowały organizacje pozarządowe uczestniczące w konsultacjach i pracach podkomisji. W końcu w zeszłym roku prezydium Sejmu interweniowało za sprawą marszałkiń Małgorzaty Kidawy Błońskiej i Wandy Nowickiej ze względu na rażące naruszenia w sejmowej procedurze, jakich dopuszczali się na podkomisji posłowie myśliwi. Projektów nie poddano pod głosowanie i skierowano do ponownego rozpatrzenia w komisjach.
Ochrona wymaga podpisu prezydenta
22 grudnia projekt ustawy Prawo łowieckie wrócił - jako projekt poselski złożony przez grupę posłów PiS. Ma on wszystkie wady poprzednich i wiele nowości. Na przykład wymienia w ustawie listę zwierząt łownych i nie podaje żadnego mechanizmu "zdejmowania" gatunków z kategorii "łowne" i przenoszenia do "chronione" albo "częściowo chronione". To znaczy, by na przykład zacząć chronić głowienkę albo łyskę, która na taką ochronę zasługuje, trzeba będzie przejść całą drogę parlamentarną, czyli głosowanie w komisjach Sejmie, Senacie i wreszcie należy uzyskać podpis prezydenta. Takich zwierząt, które należy zdjąć z listy zwierząt łownych i przenieść do kategorii "chronione" lub "częściowo chronione", jest w projekcie więcej. Chociażby to łoś, zając, tchórz, borsuk, kuna leśna, cyraneczka, kuropatwa albo jarząbek. Ale będzie to bardzo trudne, bo kto będzie nowelizował ustawę dla głowienki lub cyraneczki? W drugą stronę, czyli do wpisania na listę zwierząt "łownych", droga jest łatwa i prosta. Wystarczy wola ministra, który musi tylko spytać o (niewiążącą go w niczym) opinię Państwową Radę Ochrony Przyrody.
W dokarmianiu zwierząt, które zaburza jak mało co naturalne procesy, będzie oczywiście pełna dowolność. Można sypać, co się chce i gdzie się chce, tylko trzeba spytać o zgodę zarządcę terenu. Dokładniej - urządzający polowania leśnicy będą musieli spytać samych siebie. Będzie można strzelać do wabionych jedzeniem pod ambony dzików i jeleni, byleby nie był to paśnik, czyli konstrukcja drewniana z siankiem. Ale jak sianko się położy na ziemi albo wysypie kukurydzę, buraki lub cokolwiek innego - nie ma problemu. Kontrola nad Polskim Związkiem Łowieckim, jaką powinien mieć minister środowiska, jest iluzoryczna i taka też zostanie po przegłosowaniu tej ustawy. Plany łowieckie z kolei nie wymagają ocen oddziaływania na środowisko, tak jakby polowania w środowisko w ogóle nie ingerowały.
Prywatyzacja przez zastrzelenie
Inną nowością są przewidziane na dziesiątki milionów złotych dopłaty z budżetu do łowieckiego hobby. Obecny projekt podobnie jak wcześniejsze i stara ustawa łowiecka sankcjonowały coś, co sami myśliwi nazywali najszybszą prywatyzacją. Zwierzęta w stanie wolnym stanowią własność skarbu państwa i wszystkich obywateli, ale "po pozyskaniu" przechodziły na własność dzierżawcy obwodu, czyli myśliwych. Obrazowo wytłumaczyć można to tak, że zwierzę żywe, stojące na czterech łapach albo lecące, jest nasze, po czym jak dostanie kulę i spadnie lub upadnie - już jest prywatne. Założenie było takie, że myśliwi przejmują naszą wspólną własność i z tego płacą odszkodowania rolnikom. W skali kraju łowcy wychodzili na tym całkiem nieźle, bo przejmowali własność skarbu państwa wartą od 80 do 100 mln złotych rocznie, a szkody wypłacane rolnikom wynoszą około 60 mln złotych. Oczywiście wszystko zależało od koła, bo były takie, którym brakowało na wypłaty odszkodowań, i takie które mają spore nadwyżki. Posłowie z PiS, zamiast zająć się jednak redystrybucją tych środków, wymyślili, że do odszkodowań w połowie będzie dopłacał budżet. Oznacza to, że będziemy z naszej wspólnej kiesy jeszcze bardziej dokładać się do krwawej zabawy niektórych współobywateli. Za to myśliwi nie muszą przejmować się naszą prywatną własnością. Mogą sobie wchodzić na prywatny teren i polować. A ty, by temu zapobiec, drogi obywatelu, nie możesz po prostu powiedzieć "nie, bo mi się to nie podoba", tylko będziesz musiał udać się do sądu, przed którym będziesz musiał się tłumaczyć ze swych przekonań moralnych lub religijnych, które wskazują, że uważasz, iż zabijanie dzikich zwierząt dla sportu jest złe.
Samym myśliwym też będzie łatwiej. Do dobijania dostaną rewolwery, poza tym staż, jaki muszą odbyć w kole łowieckim, aby móc polować, zostanie skrócony z roku do pół. Oczywiście nikt nawet nie myśli o wprowadzeniu okresowych badań i testów psychologicznych, jakie inni posiadacze broni muszą przechodzić co 5 lat. Ktoś, kto dostał w wieku lat osiemnastu pozwolenie na rewolwer i sztucer, z którego można zabić słonia, będzie mógł z nim chodzić i strzelać do grobowej deski, bez obawy, iż ktoś wykryje u niego wadę wzroku, ciągoty do alkoholu lub chorobę psychiczną.
Projekt został złożony jako projekt poselski, więc nie musi podlegać w przeciwieństwie do składanego w poprzedniej kadencji projektu rządowego żadnym konsultacjom. Pójdzie więc tym razem szybko.
W kontekście tego wszystkiego zapowiedzi pani premier Beaty Szydło, przy okazji żony zapalonego myśliwego, że PiS będzie walczył z grupami interesów, brzmią co najmniej komicznie. „
Cały
tekst:
http://wyborcza.pl/1,75968,19418356,absurdy-prawa-lowieckiego-czyli-noworoczny-prezent-pis-dla.html#ixzz3wMMze2PG
Czesław Wasilewski: "Zachód słońca, sarny u wodopoju"- olej na płótnie
Czesław Wasilewski: "Zachód słońca, sarny u wodopoju"- olej na płótnie
http://artyzm.com/obraz.php?id=11214
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz