"To był ósmy
stycznia, bo siódmego ustawa o inwigilacji poszła do Sejmu na pierwszą
obradę. 8 stycznia odprowadziłam córkę do przedszkola. Wychodzę z
przedszkola i podchodzi do mnie jakiś pan. Myślę sobie: „jakiś ojciec
czy coś”, niski, niepozorny człowiek. Mówi do mnie: „Dzień dobry!”, pyta
mnie o moje imię, czy to ja. Ja mówię, że tak. Jestem zdziwiona, o co
chodzi. A on mówi do mnie: „wie pani, ja słyszałem, że pani ma ciężką
sytuację życiową i chciałbym pani pomóc”. Po czym wyciąga legitymację,
pokazuje mi i mówi: „Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego”. Sytuacja
komiczna. I pyta mnie, czy wsiądę z nim do samochodu. Ja sobie wtedy
wyjęłam papierosa, wiedziałam, jak trzeba reagować, żeby nie wsiadać z
nim do samochodu. Od razu odmówiłam, zapaliłam tego papierosa, żeby
zachować totalny spokój. Na to on powiedział, że w takim razie zawoła
swojego kolegę, żeby był świadkiem naszej rozmowy, no i, czy możemy
chwilę porozmawiać. Stwierdziłam, że chwilę porozmawiać możemy.
Przyszedł kolega. No to kolega już był pokaźny, duży, łysy i taki zły.
Tak, zabawa w dobrego i złego policjanta była.
Funkcjonariusze
nie mówili nic konkretnego, wspominali, że mogą pomóc w trudnej
sytuacji, spłacić długi. Na pytanie o warunki pomocy tylko się
roześmiali.
Ja
mówię: „no dobrze, ale w jakiej sprawie panowie w ogóle przyszli? Ja
nie robię nic nielegalnego, więc nie rozumiem, dlaczego panowie w ogóle
do mnie przychodzą”. Na co oni odpowiedzieli: „no, gdyby pani robiła coś
nielegalnego, to byśmy się zobaczyli o 6. rano u pani w domu”. No i
jakoś tak doszło do tego, że powiedziałam, że ja się nie chcę mieszać w
takie rzeczy, że ja nie chcę z nimi rozmawiać, że ja sobie radzę. Oni
oczywiście na to: „Nie, nie radzi sobie pani”. Ja powiedziałam, że nie
chcę się w to mieszać, oni powiedzieli: „Ale już jest pani w to
zamieszana. Przed świętami robiła pani pikietę w sprawie pobicia na
Patelni, a w listopadzie robiła pani demonstrację, to już jest pani
zamieszana”. A ja mówię: „no, ale nadal powtarzam, że nie robię nic
nielegalnego, więc nie rozumiem, o co panom chodzi”.
Kiedy
pierwsza strategia zawiodła, zaczęli sugerować, że mają jakieś
informacje, bo ponoć „jakaś organizacja z innego kraju, która im nie
podlega, nas infiltruje”, ale żeby się nimi podzielić, musieliby „sobie
zaufać i pospotykać się więcej”.
Ja
mówiłam cały czas, że nie, że ja nie będę chodziła na żadne układy, że
ja nie zamierzam się w to bawić, że mam swoje życie. „A jakie ma pani
życie?” Mówię: „no, mam swoje życie, mam dziecko, niepełnosprawne
dziecko, zajmuję się nim”. Taka byłam zdziwiona. No, jakie życie? „No,
ale pani sobie nie radzi”.
Funkcjonariusze
dysponowali starymi informacjami. Wg Joanny ich wiedza pochodziła z
lutego zeszłego roku, kiedy widzieli się z ojcem jej dziecka. Nie mieli
nowego numeru telefonu Joanny i nie wiedzieli, że od tamtego czasu
Joanna spotykała się z innym partnerem.
I
powiedzieli, że wiedzą, że rozstałam się z chłopakiem z Katowic, kiedy
to właśnie było rok temu, i takie rzeczy. Swoją drogą, u jego sąsiadów
też w tamtym czasie był ktoś, przedstawił się jako policja i pytali, czy
nie mieszka u niego jakaś dziewczyna, bo ja u niego nocowałam jakoś tam
w weekendy. Byli też u ojca mojej córki. Jakoś w marcu zeszłego roku.
Proponowali pomoc, pieniądze, a jak to nie poskutkowało, to
zastraszanie. Więc u dwóch osób już ktoś był rok temu w mojej sprawie.
Pytali
ją, czy podałaby im numer telefonu – zdziwiła się, że jeszcze go nie
mają. Kiedy odmówiła, zmienili ton rozmowy i zaczęli pytać, czy nie boi
się zagrożenia ze strony prawicy.
W
tym momencie sobie myślę: „O nie! Ta rozmowa idzie w złą stronę” i
mówię do nich: „Panowie są bezczelni, nie będę z panami rozmawiać,
panowie przyszli mi pod przedszkole dziecka, ja nie robię nic
nielegalnego, nie muszę z wami rozmawiać, do widzenia!”. Odwróciłam się i
poszłam. Oni jeszcze gdzieś tam po drodze proponowali mi, że mnie
odprowadzą na przystanek, a ja powiedziałam, że nie. Poszłam i jechali
za mną kawałek, musiałam mocno pokrążyć, żeby ich zgubić. Czyli, mam
świadomość, że wtedy mogli nie znać mojego adresu nawet.
Rozmowa
miała miejsce w piątek, przez weekend był spokój. W poniedziałek
zadzwonił do niej pan z ABW, przepraszając, bo „to było niefortunne, że
przyszli do mnie pod przedszkole, że było zimno i w ogóle to takie faux
pas, ale oni by bardzo chcieli się ze mną jeszcze raz spotkać”.
Powiedział, że nowy numer dostali od byłego chłopaka (o którym podczas
spotkania nie wiedzieli lub udawali, że nie wiedzą), od którego
dowiedzieli się też o kredycie i problemach finansowych. Joanna jest
jednak przekonana, że ich wiedza pochodziła z prywatnej korespondencji
pomiędzy nią, a jej byłym partnerem, ponieważ nie wykraczała poza
informacje, jakie były w wiadomościach na facebooku, w mailach i w
esemesach.
Po
godzinie zadzwonił do mnie domofon. Odbieram, mówię „halo?”, ktoś
odpowiada „halo?” i tak kilka razy. Pytam: „kto tam?” i w tym momencie
ktoś się rozłącza. Słyszę, że drzwi na dole się otwierają. Wstaję i
podchodzę do wizjera, a tam stoi jakiś mężczyzna ubrany na czarno, na
moim piętrze, koło moich drzwi i się w nie patrzy. To było koło 14.,
przed moim wyjściem po dziecko do przedszkola. Facet stał jakieś 15 min i
patrzył się na drzwi. Nic nie robił, tylko się patrzył. Potem zszedł na
dół. Bardzo się przestraszyłam. Dobrze, że u mnie był kolega, że miałam
wsparcie. Poszedł potem ze mną pod przedszkole, po córkę i odprowadził
mnie do domu. Bałam się sama iść. Nie udowodnię, że to oni, ale jest to
dziwny zbieg okoliczności, że godzinę po odmowie, wydarza się coś
takiego…
Po
poniedziałkowych wydarzeniach Joanna zdecydowała się na konsultację z
prawnikiem. Podczas spotkania ten sam funkcjonariusz dzwonił do niej dwa
razy, ponadto ktoś dzwonił do jej prawnika z zastrzeżonego numeru. Choć
nie da się udowodnić, że dzwoniła ta sama osoba, jak mówi Joanna – jest
to dość dziwny zbieg okoliczności.
Potem,
po konsultacji z prawnikiem, jako Antyfaszystowska Warszawa,
opublikowaliśmy_łyśmy oświadczenie nt. inwigilacji. Nie
podawałyśmy_liśmy wtedy żadnych konkretów, nie widząc takiej potrzeby.
Zostało napisane, że próbują nas infiltrować, jak trzeba reagować itp.
ABW jednak tak łatwo się nie poddawała. Pomimo kilku nieudanych prób przekonania Joanny do współpracy, nękanie nie ustawało.
Miała
być demonstracja w Podkowie Leśnej, dzień po demonstracji
antyinwigilacyjnej [w Warszawie] rozmawiałam z koleżanką przez telefon,
że chcemy przyjechać i ich wesprzeć, to następnego dnia organizatorzy
dostali telefon od policji, że Antifa z Warszawy wybiera się do nich.
Niby spokój, a jednak różne informacje wychodzą z rozmów telefonicznych.
To było dosyć niepokojące. A jeszcze w międzyczasie zauważyłam, że mam
wyłamaną skrzynkę na listy, tak, że można odgiąć drzwiczki i włożyć rękę
do środka. Moim zdaniem nic z niej nie potrzebowali, a jedynie chcieli
zastraszyć. No, ale znowu nie udowodnię, że to oni.
Tak naprawdę nie możemy domyślić się powodu, dlaczego akurat aż tak im zależy, no bo musi im zależeć. Ja to odbieram jako takie męczenie mnie po prostu.
Kolejnym
krokiem była próba wciągnięcia byłego chłopaka Joanny w brudną grę ABW:
przeciągnięcie go na swoją stronę i nastawienie wrogo do Joanny.
Zadzwonił
do mnie mój były chłopak, z którym nie rozmawiałam, bo nasz związek
zakończył się bardzo nieprzyjemnie, i zapytał, czy wiem, kto dzisiaj
rano u niego był. Odpowiedziałam, że nie mam pojęcia. A on mówi, że ABW.
Nie dowierzał, że ja nie wiem. Oczywiście kazałam mu zainstalować
oprogramowanie szyfrujące na telefon, żeby porozmawiać, bo powiedziałam
mu, że jestem prawie pewna, że jestem podsłuchiwana i wolę tego nie
robić. Rozmawiałam z nim przez godzinę. Powiedział mi, że przyszli do
niego do mieszkania o 9. rano, chcieli wejść, on ich nie wpuścił, więc
wyszli na zewnątrz, gdzie rozmawiali półtorej godziny. Zaproponowali mu,
żeby wsiadł z nimi do samochodu. Na szczęście odmówił. Był bardzo
zdezorientowany, proponowali mu, że spłacą jego długi, że znajdą mu
pracę, bo on szuka pracy, i że mu pomogą i załatwią leki, bo podobno
kaszle, chcieli do apteki pójść i mu kupić. No i powiedzieli mu, że ja z
nimi współpracuję, że się widziałam z nimi kilkakrotnie i przedstawili
mu jakieś fakty na temat naszego związku, naszych kłótni, naszych
relacji itd., co rzekomo ja im powiedziałam o nas.
Mieliśmy
sporo kłótni po rozstaniu właśnie przez facebooka i esemesy.
Przedstawili mu to tak, że ja nagadałam na niego, że ja takie straszne
rzeczy na niego mówiłam i czy on by nie chciał się na mnie odegrać i
powiedzieć teraz im wszystkiego o mnie. On sam mi powiedział, że w
pewnym momencie nie wiedział, czy im wierzyć, czy nie. Zaczął się wahać,
czy ja z nimi nie współpracuję, bo to było takie wiarygodne. Jak mu
mówili takie rzeczy. Oczywiście oni przyjęli taką taktykę, że po
przeczytaniu tych wszystkich rzeczy przyjęli jego postawę, czyli: „a bo
pani przesadza, nagadała tyle i tyle rzeczy o panu, my pana wspieramy i
rozumiemy, że może pan być zły, itd.”. A że on też nie do końca rozumie
jakieś tam swoje poczynania wobec mnie, więc zaczął się przy nich czuć
pewniej. Pytali go o mnie, pytali go o jego relacje ze mną, o nasze
kłótnie, o to, jaki kontakt miał z moją córką, z ojcem mojej córki.
Potem
zaczęli go pytać, kto ich odwiedzał, chcieli, żeby wymienił wszystkie
osoby ze środowiska antyfaszystowskiego, które kojarzy, chociaż z
wyglądu lub po pseudonimach. Według tego, co powiedział naszej
rozmówczyni, odpowiedział, że skoro Joanna z nimi współpracuje, to niech
jej zapytają i że on nie będzie tego robił. Ale miał problem z
zakończeniem rozmowy i pozbyciem się funkcjonariuszy.
Joanna
podsumowała swoją historię, mówiąc, że szukanie wymyślonych terrorystów
to jedno, ale oni mieszają się w życie realnych ludzi i grają na ich
prawdziwych problemach.
A
ja mam naprawdę ciężką sytuację. Jestem z niepełnosprawnym dzieckiem,
nie mam pieniędzy na życie i po prostu jest ciężko, mega ciężko… Staram
się sobie radzić. Chodzę na terapię… Wiedzą o tym, bo wspominali… I tak
oni przychodzą i wchodzą w to życie, manipulują moim byłym, z którym nie
mam kontaktu, bo jakaś tam krzywda miała miejsce z jego strony. To jest
totalna bezczelność. Próbują mnie zmęczyć, bo ta świadomość, że grzebią
w moim prywatnym życiu jest bardzo męcząca.
To
jest strasznie okrutne, bo oni jednak wykorzystują to, że mam dziecko,
że będę się bała o dziecko i coś tam. Nie wiem, jaki jest cel, swoją
drogą, i dlaczego akurat my, no bo naszym jakimś największym
wykroczeniem jest sprzątanie ulic z malunków „Żydzi do gazu”.
Wybór
Joanny przez ABW, jako ewentualnej wtyki w środowisku
antyfaszystowskim, jest podyktowany nie tylko jej aktywnym
zaangażowaniem, ale również, jeśli nie przede wszystkim, jej sytuacją
życiową. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że Joanna jest matką samotnie
wychowującą dziecko z niepełnosprawnością. Jest w trudnej sytuacji
finansowej. Warunkiem otrzymywania zasiłku jest niepodejmowanie innej
pracy niż opieka nad dzieckiem. W związku z tym musi się utrzymać
wyłącznie z 1350 zł zasiłku oraz alimentów od ojca dziecka o wysokości
500 zł. Samo wynajęcie pokoju czy mieszkania pochłania większość tych
nikłych zasobów, nie wspominając o jedzeniu, ratach kredytu, lekach,
operacjach czy rehabilitacjach dla dziecka. Ponadto, Joanna nie może
podjąć żadnej pracy na czarno, bo pracować nie może w ogóle, a jeśli
praca na czarno wyszłaby na jaw, odebrano by jej zasiłek.
My
właśnie potem wydaliśmy drugie oświadczenie na facebooku, po tej
sytuacji z moim byłym, gdzie już pisaliśmy o tym, że infiltrują samotne
matki z dziećmi, wróć, terrorystów. Tak, mi się wydaje, że to jest
totalnie granie na tym. Że właśnie jestem sobie sama, zraniona przez
mężczyzn (bo wiedzą, jak było, że jakieś tam problemy miałam też z ojcem
dziecka itd.) i że będę się bała o dziecko, i będę chciała zadbać o
dziecko, i że oni mogą mi to dać. Oni mogą poprawić moją sytuację.
Dodatkowo bagatelizują jej trudne doświadczenia z byłym partnerem.
Jeżeli
faktycznie czytali te wiadomości, to wiedzieli, co się działo między
nami i umniejszają to, idąc do mojego byłego i mówiąc, że ja przesadzam i
jakieś takie rzeczy. To jest straszne zagranie.
Jakbym
ja usłyszała taką historię, to byłabym tym wstrząśnięta. I nie wiem,
nie wiem, kiedy to się skończy. W tej chwili unikam rozmów przez
telefon. Czuję się niepewnie, pisząc esemesa. Wszystko to jest bardzo
męczące i totalnie nie fair. Czuję się w jakiś sposób pokrzywdzona. Ktoś
do mnie coś pisze, ja mówię: „nie pisz do mnie, bo nie chcę… żeby
świadkowie sobie to czytali”.”
Joanna
uważa, że jak najwięcej osób powinno wiedzieć o tym zdarzeniu. Zwykłe
ujawnienie, że funkcjonariusze ABW próbowali kogoś infiltrować, znacznie
utrudnia im pracę (operację!) i powoduje, że przestaje być ona jawna [a
nie tajna?], więc staje się również nieskuteczna i zbędna.
Jedynie
nie podaję swojego imienia i nazwiska, bo na przykład nie chciałabym,
żeby panie w przedszkolu czytały, że [to] ja. Czy panie z urzędu, gdzie
dostaję zasiłek na niepełnosprawne dziecko, przeczytały, że coś takiego
się dzieje. Byłoby mi po prostu głupio. Czułabym się niezręcznie.
Nie potrafi podać powodu, dla którego mieliby się interesować akurat jej środowiskiem.
Mnie
też bardzo zastanawia, dlaczego do nas przyszli? Jest tyle organizacji,
które można by infiltrować. Chociażby skrajnie prawicowych, które robią
jakieś napady na uchodźców czy cokolwiek takiego. Ale oni poświęcają
tyle uwagi, tyle czasu nam.
Może
po prostu się nie podobamy nowemu rządowi. Ja myślę, że możemy się nie
podobać, a oni po prostu chcą się podlizać do tych stołków i może
dlatego się podlizują nowemu rządowi, infiltrując Antifę. Ja nie
rozumiem. Może dlatego? Tak sobie rozważamy. Znaczy, lubimy sobie
żartować, że po prostu się zakochali we mnie i tyle o mnie wiedzą, że
czekam, aż wyznają miłość.
Metody
tajnej policji mają się dzisiaj świetnie. Manipulacja, nękanie,
prześladowanie, wykorzystywanie danych wrażliwych to codzienne narzędzia
pracy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Infiltracja
środowisk niewygodnych dla władzy to stały element polityki wszystkich
rządów. Sięganie przez funkcjonariuszy ABW do najbardziej wyrafinowanych
socjotechnik ma na celu zbudowanie atmosfery strachu i paranoi.
Nękanie
samotnej matki w trudnej sytuacji finansowej, jako osoby, którą
potencjalnie łatwo złamać jest wyjątkowo okrutne i jednocześnie dużo
mówi o ich sposobie myślenia. Komu można najbardziej utrudnić życie,
wkładając w to jak najmniej wysiłku? Człowiek niewiele tu znaczy. Liczą
się środki i osiągnięcie celu."
Mem w założeniu ma być śmieszny, ale w tym kontekście wcale nie jest:(
http://www.docinek.com/tag/antyterrory%C5%9Bci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz