Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)
Piosenki Kory posiadają piękne,
osobiste teksty, z których można utkać historię wielkiej miłości. Śpiewa o
swoich doznaniach, emocjach, przeżyciach. W tle przewija się wielkie uczucie do
mężczyzny. TEGO mężczyzny. To, co się dzieje w jej piosenkach jest bardzo
naturalne, bez zadęcia, bez patosu,dzieje się tak po prostu.
Słucham, przymykam oczy i przesuwają mi się
pod powiekami całe obrazy, malowane słowami piosenek Kory.
Jedne piosenki są radosne, inne nostalgiczne. Kora śpiewa je
lekko, melodia płynie nierzadko „od niechcenia’, a jednakjest w jej śpiewaniu wielka ekspresja. Ona śpiewa
całą sobą. Zachwyca mnie jej dykcja oraz timbre głosu. Kora potrafi delikatnie,
prawie piano, śpiewać jeden fragment, by nagle w drugim fragmencie piosenki
„wybuchnąć” (prawie „ryknąć”) mocnym, czystym głosem w wysokich tonacjach.
Jestniedościgniona w piosenkach, w
których jest szalone tempo.
Potrafi wyśpiewać każdą głoskę w tym tempie. Jej piosenki
mają świetną oprawę muzyczną. To utwory o niebanalnych, interesujących aranżacjach.
Mogła zmieniać gatunki wykonywanej muzyki, a jednak pozostała do końca wierna
rockowi.
Sama Kora to barwny, "szalony" ptak estrady, piękna kobieta w „kostiumach”
dopracowanych do perfekcji. Była szczera, nie owijała w bawełnę, nie kryła za obłudą swoich poglądów i zachowań. Przeszła wiele, często było jej ciężko w życiu, ale zawsze KOCHAŁA...kochała swoich mężczyzn, kochała życie, kochała śpiewać. Była pełna optymizmu, radości, nawet podczas choroby.
Odeszła, jednak pozostawiła po
sobie cały świat w piosenkach.
Wiecie, jak to piszę, to
jestem wręcz chora z żalu…puszczam jej utwory i prawie płaczę ( nie jestem aż
tak sentymentalna, a jednak…). Nie wiem, jak Wy, ale ja nie potrafię się pogodzić
z tym, że odeszła.
Urodziła
się 29 grudnia 1946 roku w Hampstead w Londynie. Córka austriackiej baronowej
Evy von Sacher-Masoch i filologa prof. Roberta Glynna Faithfulla.
Zadebiutowała w
1964 roku singlem „As Tears Go By” autorstwa Micka Jaggera i
Keitha Richardsa. Znajomość w owym czasie z wokalistą The Rolling Stones
nie tylko przysparzała o niej materiałów w prasie – ich związek był niezwykle
burzliwy, ale także w krótkim czasie obarczyła ją ogromną popularnością, którą
przypłaciła uzależnieniem od narkotyków i alkoholu.
Występowała w
filmach - „I'll Never Forget What's'isname” (1967), „Anna” (1967), „The Girl on
a Motocycle” (1968) oraz „Hamlet” (1969), a także w sztukach teatralnych „Trzy
siostry” i Hamlet (1967). Mieszkała wtedy na Soho w squatach. W jej karierze
było kilka krytycznych momentów, gdy przeżywała załamanie, nigdy jednak nie
porzuciła pracy artystycznej.
Prawdziwy comeback
i przełom nastąpił wraz z płytą „Broken English” (1979), na której znalazły się
ostre rockowe kompozycje z nietuzinkowymi tekstami. Komercyjny sukces przyszedł
z parze z uznaniem krytyków. Tym wydawnictwem Marianne wróciła do czołówki
najlepszych brytyjskich wokalistów. Dziś, po latach, krążek ten uznawany jest
za jedną z najlepszych płyt w historii muzyki XX wieku.
Kolejne płyty
„Dangerous Acquaintances” (1981) i „A Child’s Adventure” (1983), mimo, że w
podobnym stylu, nie powtórzyły sukcesu poprzedniczki. Kolejne krążki – „Rich
Kid Blues” (1984) oraz „Faithless” (1987) również nie zostały docenione przez
krytykę Faithull poddała się kuracji odwykowej w Bostonie. Dopiero nagrany po
wyjściu z kliniki „Strange Weather” (1987) przyniósł artystce długo oczekiwany
sukces.
W 1994 roku
opublikowała autobiografię „Faithfull”, a w 2007 wspomnienia „Memories, Dreams
and Reflections”.
Kolejne płyty
potwierdziły wielki talent Faithfull. Krytycy i słuchacze byli zgodni – mimo
różnych charakterów kompozycji, kolejne krążki były niezwykle udane – „Blazing
Away” (live, 1990), „A Secret Life” (1995) z kompozycjami Angelo
Badalamentiego, dwie płyty z utworami Kurta Weilla „20th Century Blues” (1996),
„Seven Deadly Sins” (1999) oraz „Vagabond Ways” (1999), „Kissin Time” (2002)
czy wreczcie „Before the Poison” (2004).
Od lat 90. znów
regularnie gra w filmach. Można było ją zobaczyć w obrazach - „Shopping”
(1994), „Moondance” (1995), „Intymność” (2001), „Far from China” (2001), „Zakochany
Paryż” (nowela Gusa Van Santa (2006), „Maria Antonina” (2006) oraz „Irina Palm”
- owacyjnie przyjęty podczas festiwalu Berlinale 2007 .
W 1997 roku wzięła
również gościnny udział w nagrywaniu płyty „Reload” grupy Metallica.
W 2004 roku
wystąpiła w spektaklu Roberta Wilsona „The Black Rider”, w którym wykonywała
piosenki Toma Waitsa.
W Polsce
koncertowała trzykrotnie - podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu
(2002), w Sali Kongresowej w Warszawie (2005) oraz podczas Festiwalu Era Nowe
Horyzonty we Wrocławiu (2007).
W grudniu 2007
roku została zarejestrowana, a w 2008 wydana dwudziesta płyta w dorobku
artystki – „Easy Come, Easy Go”. Krążek nagrano w najstarszym studiu w Nowym
Jorku – Sear Sound. O doskonałej formie artystki niech świadczy fakt, że
większość kompozycji została zarejestrowana za pierwszym podejściem! To drugi
taki przypadek, gdy Marianne wykonuje kompozycje nie swojego autorstwa. Na
krążku znalazły się między innymi utwory tak różnych wykonawców jak - „Dear God
Please Help Me” Morrissey'a (lidera The Smiths),
„Solitude” Billie Holiday'a,
„Down From Dover” Dolly Parton i
„Salvation” Black Rebel
Motorcycle Club. Ponadto do współpracy zaprosiła znanych muzyków -
Keitha Richardsa, Antony’ego Hegarty’ego (Antony and The
Johnsons), Nicka Cave’a oraz syna Johna Lennona –
Seana.”
Trochę
inaczej o Mariannie. A swoją drogą to bardzo piękne imię- Marianna. Poznajemy
źródło jej niechęci do mężczyzn oraz przyczyn narkotyzowania się i picia
alkoholu.
„Telewizja
BBC 1 wyemituje poświęcony Faithfull program z serii "Sekrety
rodzinne". Programy te pokazują zaskakujące i często nieznane losy
przodków sławnych osób. Stale jest tu obecny element genealogii. Fani Marianne
Faithfull usłyszą z jej ust naprawdę niezwykłe wyznanie. Aktorka i piosenkarka,
której kariera obejmuje niemal pięć dekad, mówi, że nienawidziła mężczyzn i nie
znosiła seksu do tego stopnia, że przez 30 lat nie mogła osiągnąć stanu
fizycznej bliskości bez pomocy narkotyków i alkoholu.
Przypomnijmy,
że jej karierę rozpoczęło wydanie w 1964 r. singla "As Tears Go By".
Piosenkę napisali Jagger i Richards. Zarówno w wykonaniu Faithfull, jak i rok
później Rolling Stones stała się ona wielkim przebojem. W zapowiedzianym
programie 66-letnia dziś legendarna postać lat 60. mówi o swoim nastawieniu do
seksu i mężczyzn. Faithfull twierdzi, że jej problemy sięgają korzeniami do
gwałtu, jakiego dokonano na jej matce Evie i babce Florze. Obie kobiety pod
koniec II wojny światowej mieszkały w Wiedniu. W dopiero co wyzwolonej stolicy
Austrii napadli je żołnierze Armii Czerwonej. - Szczególnie moja matka i
babcia, w sposób niejako naturalny, naprawdę nienawidziły mężczyzn - mówi w
programie Faithfull, która na prośbę realizatorów specjalnie odwiedziła Wiedeń.
- Ta sprawa spaczyła je same i ich życie. Babcia odeszła od dziadka, który
naprawdę ją uwielbiał. Matka nigdy sobie z tym nie poradziła i do końca
nienawidziła facetów. W rzeczywistości [taka postawa] przeszła więc i na mnie.
Nawiązanie związku, przeżycie prawdziwej miłości i pozbycie się nawyku picia
lub brania narkotyków przed uprawianiem seksu zabrało mi całe lata - do czasu,
gdy osiągnęłam pięćdziesiątkę, a może nawet i później. Marianne Faithfull
nagrała wiele znakomitych płyt, które odniosły sukces. Wymieńmy choćby słynne
krążki "Broken English" czy "Vagabond Ways." Dziś mówi, że
nieustannie kłóciły się w niej dwie persony: publiczna i prywatna. Szczególnie
w swingujących latach sześćdziesiątych. W tym czasie kręciło się wokół niej
wielu sławnych adoratorów. Choćby Jimi Hendrix czy Bob Dylan. Nawiasem mówiąc,
obu nie udało się zdobyć jej serca. - Sądzę, że matka i jej nieuświadomiona
oraz milcząca nienawiść do mężczyzn miały ogromny wpływ na moje życie. W latach
60. cała ta sytuacja stanowiła mój wielki problem. Zwłaszcza że nieustannie
musiałam udawać, iż wszystko jest cudowne, szalone i przepełnione seksem. W
rzeczywistości tak jednak nie było - mówi w "Sekretach rodzinnych"
Faithfull. Jej reputację kobiety szalonej i żywiołowej jeszcze bardziej
wzmocniło zdarzenie, do jakiego doszło podczas nalotu policyjnego oddziału ds.
walki z narkotykami na dom Keitha Richardsa w West Sussex w 1967 r. Policjanci
mieli znaleźć tam Faithfull nagą, okrytą tylko futrzaną narzutą. Całą historię
jeszcze bardziej podkolorowano. Twierdzono, że jej samej i Jaggerowi - z którym
miała czteroletni romans - przerwano seks, w trakcie którego zabawiali się
batonem Mars. Prawdziwości tej historii sami zainteresowani zaprzeczyli dopiero
całe dekady później.
Rodzinne nazwisko matki Marianne Faithfull brzmiało
Sacher-Masoch. Jej stryjecznym prapradziadkiem był sam słynny Leopold von
Sacher-Masoch. Ten XIX-wieczny autor powieści erotycznych napisał między innymi
"Wenus w futrze", gdzie swobodnie wprowadzał różnorakie fetysze
seksualne. To od jego nazwiska i prac pochodzi termin "masochizm". W
1965 r., gdy Marianne miała 18 lat, poślubiła handlarza dziełami sztuki Johna
Dunbara. Mają syna. Samo małżeństwo jednak trwało bardzo krótko, bo Faithfull
rozpoczęła romans z Mickiem Jaggerem. Związek ze słynnym muzykiem skończył się
w 1970 r. niedługo po tym, gdy Faithfull poroniła ich dziecko. - Kochał mnie, a
ja kochałam jego. Po prostu odeszłam. Naprawdę nie wiem dlaczego. Musiałam iść
do przodu. Był to oczywiście bardzo bolesny i bardzo, bardzo trudny krok, bo go
kochałam - wyznaje w programie Faithfull. Od tego momentu sama zaczęła się pogrążać
w nałogu narkotykowym. Próbowała popełnić samobójstwo. Przez niemal dwa lata
była bezdomna i mieszkała w squatach w londyńskim Soho.
Jej matka, pół-Żydówka,
była aktorką i tancerką. Babka Faithfull od strony matki miała pochodzenie
żydowskie. Gdy w 1938 r. Hitler zajął Austrię, naziści zmusili Florę do zmiany
imienia na Sara, tak aby nikt nie miał wątpliwości, że jest Żydówką. Matkę
określano pogardliwym niemieckim słowem "Mischling" - kundel czy
mieszaniec - bo Flora wyszła za mężczyznę niemającego żydowskich korzeni.
Faithfull pokazuje także dokumenty związane z jej dziadkiem Arturem, który -
jak dowiedziała się już znacznie później - był czołowym działaczem ruchu oporu.
Flora i Eva przeżyły potworne cierpienie z powodu gwałtu dokonanego przez
żołnierzy Armii Czerwonej. Faithfull mówi jednak, że miały one też dużo
szczęścia, bo przeżyły samą wojnę. Niemal 60 tys. wiedeńskich Żydów zginęło w
obozach koncentracyjnych. Ledwie dwa miesiące po gwałcie Eva von Sacher-Masoch,
wciąż jeszcze mieszkająca w Wiedniu, została redaktorką naczelną pisma dla
kobiet. W zamieszczonym w nim jej własnym artykule znajdujemy niezwykle wymowny
fragment o potwornych zbrodniach popełnionych w Austrii i wszystkich innych
krajach. Autorka pisze: "Teraz jednak jesteśmy wolne od zniewolenia i
przymusu. Dlatego możemy… znowu być sobą - rzeczywistymi, prawdziwymi kobietami
wypełnionymi pragnieniem bycia dobrą matką". Eva poślubiła stacjonującego
w bazie wojskowej w Austrii brytyjskiego majora wywiadu Roberta Faithfulla.
Rozwiedli się w 1952 r. Ich córka Marianne urodziła się 29 grudnia 1946 r. w
Londynie.”
W naszym ogrodzie jest ich sporo. Każdego roku, latem, kwitną bardzo obficie. Są dosyć stare, bo mają ponad 20 lat. Każda roślina to kępa pojedynczych rozet. Same się rozmnażają (powiększają objętość) przez przyrosty. Świetnie nadają się na tzw. zapchajdziury. Bardzo łatwo się przyjmują i po dwóch latach zakwitają. Są zimozielone i nie przemarzają. W naszym ogrodzie są juki olbrzymie, ale widziałam także juki o połowę mniejsze.
"Jukka
karolińska[2], juka karolińska, juka włóknista, krępla
karolińska, krępla włóknista, juka włóknista, szpilecznica włóknista[3]
(Yucca filamentosa) – gatunek zimozielonej rośliny z rodziny szparagowatych.
Pochodzi z południowo-wschodnich stanów USA,
rozprzestrzeniła się także w innych rejonach USA[4].
Jest uprawiana w wielu krajach świata jako roślina ozdobna.
Kwitnie
na przełomie lipca i sierpnia[3].
W warunkach naturalnych roślinę cechuje specyficzny sposób zapylania, z udziałem
molika Tegeticula yuccasella. Samica tego owada
zeskrobuje pyłek z pręcików jednej rośliny i przenosi go na drugą, gdzie
wwierca pokładełko w znamię słupka, składa w każdym jedno jajo, a
następnie zatyka otwór pyłkiem. Gąsienice żywią się zalążkami,
jednak część z nich pozostaje i rozwija się w nasiona[
Cała
roślina wraz z korzeniami wykorzystywana jest w lecznictwie. Pozyskuje się z
niej frakcję saponinową, zawierającą ok. 1,2% saponin, z
których najważniejsze to sarsapogenina i tigogenina. Po izolacji składniki
te są produktem do syntezy kortykosteroidów
i hormonów płciowych[3].
Od niedawna wyciągi z jukki używane są także do leczenia zapaleń stawów,
przebiegających z ich zesztywnieniem i obrzękami[8].
W przemyśle wykorzystuje się włókno pozyskane z liści, przerabiane następnie na
grube tkaniny i wyroby powroźnicze[9]."
"Jukę kupujemy w
formie niedużej sadzonki. W doborze stanowiska do sadzenie kierujemy się przede
wszystkim następującymi czynnikami: stanowisko musi być słoneczne, tylko wtedy
możemy spodziewać się obfitego kwitnienia, w miejscach zacienionych juka może
nie kwitnąć wcale. Dobrze jest, gdy roślina osłonięta jest od porywów wiatru,
które ze względu na jej rozmiary, mogą łamać kwiatostany. Ważna jest również
gleba. Nie może rosnąć w ziemi, w której stoi woda i jest bardzo wilgotno.
Gleba powinna być przepuszczalna, o alkalicznym odczynie. Gleba nie musi być
żyzna, może rosnąć nawet w mało zasobnej ziemi.
Musimy pamiętać
również, że ze względu na bardzo długie i głęboko wchodzące w ziemię korzenie, jukę
ogrodową jest bardzo trudno całkowicie wykopać z ogrodu. Dlatego miejsce do
sadzenia powinno być starannie przemyślane i wybrane z namysłem.
Przy uprawie juki
ogrodowej trzeba pamiętać o kilku zabiegach pielęgnacyjnych. Mają one przede
wszystkim na celu polepszenie walorów ozdobnych rośliny. Przede wszystkim, w
okresie późnego lata, po przekwitnięciu kwiatów, usuwamy wszystkie uschłe
części rośliny. Mogą one długo zalegać na roślinie, co nie wygląda zbyt
efektywnie. Podlewamy regularnie przez
całe lato, dość obficie. Musimy jednak pamiętać, aby podłoże było
przepuszczalne i nie zatrzymywało wody, gdyż nie jest to korzystne dla rośliny.
W czasie wiosny,
warto jest do wody, którą podlewamy roślinę, dodać
trochę nawozu płynnego. Pozwoli to
na wzmocnienie juki po okresie zimowym oraz przygotowanie jej do okresu
kwitnienia. W okresie letnim nawóz dodajemy regularnie, gdyż ze względu na dużą
ilość kwiatów, roślina może być osłabiona."
Ostatnie zdjęcie- "Pochód duszków ogrodowych", zrobiłam podczas pełni księżyca
Zaletą juk jest ich stosunkowo długie kwitnienie oraz ogromna dekoracyjność, zarówno liści, jak i kwiatów, i w sumie bezobsługowość. To niekłopotliwa roślina.
Przytoczyłam tutaj warunki uprawy, ale ja się tak z naszymi jukami nie certolę. Jak chcę przesadzić, to nawet z małe kłącza oderwane od rośliny głównej sadzę i one się przyjmują. Nie dbam również o rodzaj gleby. W ogrodzie juki rosną w miejscach- nasłonecznionych, gdzie gleba szybko przesycha, oraz w miejscach zacienionych, gdzie jest wilgoć. Po prostu sadzę kłącze tak, by ziemia zakrywała je dokładnie w miejscu skąd wyrastają liście, potem mocno zalewam woda, lekko przydeptuję ziemię i gotowe. Nie zdarzyło mi się, by juka nie przyjęła się. Myślę jednak, że gdy ktoś sadzi juki po raz pierwszy, to dobrze robić to według podanych wskazówek.