To
nie jest recenzja, to są wyłącznie moje spostrzeżenia i odczucia.
Wczoraj
obejrzałam głośno chwalony film Bajona „Kamerdyner”. Już od początku filmu
miałam wrażenie, że niektóre sceny są skądś mi znane i takie wrażenie pozostało
do końca. Gdzieś to czytałam, gdzieś to widziałam, a wszystko już było. Cały
czas towarzyszyła mi przewidywalność następstw posunięć bohaterów- nie było dla
mnie ani jednego zaskoczenia, zwrotu, braku konwencji w postępowaniu. Można by
powiedzieć- tak się dzieje w życiu, to jest norma, ale reżyser mógł dodać
trochę tego typu „pikanterii”, bo po to są filmy, by ukazywać niejednoznaczność.
Widziałam,
że coś się w tym filmie dzieje ważnego, ale jakoś to głównych bohaterów mało
obchodzi- takie rozwarstwienie-historia sobie, a ludzie sobie. Za mało było
uczucia w grze aktorów, za mało ekspresji, chociaż gra jak najbardziej
poprawna. Niektóre sceny zagrane wręcz drętwo. Aktorzy odgrywali sceny, które się
kończyły, a potem brakowało czegoś jeszcze, jakiegoś wykończenia, jakiegoś
niuansu. Nie chodzi jednak o celowe
zabiegi reżysera- to było niedopracowane- zlepek scen. I nie można usprawiedliwić tego brakiem czasu, bo film
przedstawia dzieje bohaterów na przestrzeni 45 lat. Najbardziej autentyczni
byli Kaszubi- genialna gra Gajosa zrekompensowała mi wszystkie ujemne odczucia.
A to, że Kaszubi mówili swoją gwarą również niwelowało jakiś niedosyt. Podobno
reżyser chciał na początku, by Kaszubi mówili po polsku, jednak Gajos przekonał
go, że należy użyć gwary i miał rację. Gdyby nie to, można by odnieść wrażenie,
że film nie toczy się na Kaszubach, a w każdej innej części Polski. A
najbardziej na Śląsku. Przecież Śląsk też miał podobną historię- Kto ty jesteś?
Niemiec? Polak? Nie- Ślązak (Nie- Kaszub). Uważam też, że zbyt pobieżnie
ukazano losy oraz walkę Kaszubów o swoją ziemię. I gdyby dokładniej ukazano
losy rodziny Karussów, byłoby to jakoś usprawiedliwione. Jednak rodzina
Kraussów też jest pokazana migawkowo. Chyba przesadzono wiążąc te dwa wątki.
Myślę, że należało nakręcić porządny film o Kaszubach i drugi o ziemiaństwie niemieckim
na Pomorzu. Wątek miłości między Mateuszem (Kaszub) i Maritą (Niemka) nie
związał fabuły w całość. Również był potraktowany powierzchownie.
Ponieważ
bardzo męczyła mnie ta myśl, że ja już to widziałam, że to wiem, tylko skąd?
Zaczęłam szukać w Necie, jak powstawał scenariusz, skąd wziął się pomysł.
No
i doszłam do momentu, kiedy przeczytałam parę recenzji na temat filmu (musiałam
jeszcze raz wrócić do recenzji, by w nich odnaleźć, być może to, co mnie
niepokoiło, nie dawało spokoju). W sumie większość z nich niejako
„potwierdziła’ to, co intuicyjne czułam. W jednej przypomniano, że Bajon nakręcił
„Magnata” (oglądałam go parę razy, bo to
mój ulubiony film, dotyczący ziemi pszczyńskiej, z której się wywodzę) i tu
wszystko się mi poukładało. Dobrze kojarzyłam sceny z tamtego filmy ze scenami
z „Kamerdynera”. Wiele jest bardzo podobnych, ale często „lustrzanych”,
względem siebie, w obu filmach. Końcowe sceny przed pałacem w „Kamerdynerze”
też są mi znane z innego źródła. Być może z którejś z przeczytanych książek.
Są
w filmie sceny rozstrzeliwania Kaszubów.
Nie rozumiem, dlaczego są one takie drastyczne i takie długie. Przyznam, że nie
cierpię takich scen i cały czas trzymałam głowę pod pachą Jaskóła. Jednak słyszałam
wszystko, czekając, aby się już to skończyło. A reżyser, jakby z umiłowaniem do
takich scen, przeciągał je mocno. Zastanawiam się, czy to w ogóle było
potrzebne w czasach, kiedy nakręcono już wiele filmów z takimi scenami i czy
trzeba było tak dosadnie je przedstawiać, by widzowie wiedzieli, czym dla
ludności skończyło się wkroczenie Niemców na te tereny. Jeżeli Bajon potrafił
zagrać półśrodkami w innych scenach filmu, to mógł zastosować taki sam
półśrodek w tej części. Nawet Jaskół stwierdził, że za długo i zbyt drastyczne
to było. I co ciekawe, tak ukazano wejście hitlerowców, natomiast wejście
sowietów przedstawiono łagodniej. I dobrze, ale sposób, w jaki ukazano postępowanie obu okupantów
coś widzowi sugeruje.
Tytuł
filmu, przynajmniej mnie, podpowiadał, że głównym bohaterem będzie właśnie
kamerdyner i wokół niego będzie się akcja toczyła. Owszem, na początku pojawia się
stary kamerdyner, jak ta strzelba, co to wisi na ścianie, ale w tym filmie strzelba
nie wypaliła. Oczekiwałam, kiedy tytułowy kamerdyner „wypali” i to oczekiwanie
też mnie zmęczyło. Nie wiem, czy tytuł jest trafny, myślę, że inny byłby
lepszy.
Czy
warto film obejrzeć? Zdecydowanie tak. Jest klimatyczny, ukazuje kawałek
historii no i, przede wszystkim, warto dla genialnej gry Gajosa.
Natomiast
ja się rozczarowałam i chyba trochę zmęczyłam tą oczywistością polskiej
kinematografii, dotyczącą ukazywania dziejów Polaków. Zastanawiam się, czy coś
mnie jeszcze zaskoczy w filmach „o dziejach tej ziemi”.
Teraz
wybieramy się na „Zimną wojnę” i na „Kler”, oczywiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz