- O... wiewiórka na balustradzie... dwie, nie... trzy...
- Gdzie? - Pytam i biorę aparat do ręki- szczęśliwie jest blisko, na biurku.
- Popatrz na balustradę, o druga się drapie....- Młoda zastyga, ja się podnoszę cicho z krzesła i strzelam na chybił trafił fotki. Beza zastrzygła uchem, czuje, że coś się dzieje. Nagle ją otrzeźwiło, doskakuje do szyby, ujadając na całego. Drzwi są zamknięte, wiewiórki harcują nadal, nie zważając na nic, wskakują na taras i lecą w stronę schodów do ogrodu. Beza zastyga przy drzwiach. Nagle jeden rudas wbiega z powrotem na taras i w podskokach zbliża się do szyby. Beza strzela nosem w szybę na wprost łebka wiewiórki. Ta zastyga na chwilę, ale jakby nie dowierzała temu, co widzi, jeszcze raz staje przed samą szybą, na wprost łba Bezy. Psica szaleje, nie mogąc odwrócić się w stronę wiewiórki, bo zaplątała się w materiał. Wiewiórka idzie blisko wzdłuż drzwi, potem nagle zdaje sobie sprawę z tego, że coś tu nie gra, może usłyszała to straszne ujadanie Bezy, odwraca się i śmiga przez taras na krzak cisa. Ostrożnie otwieram drzwi i słyszę wkurzonego rudasa, cmokającego na wierzbie.
Zdjęcia są niewyraźne, bo robiłam je przez szybę i niejako "w galopie". W dodatku stół zasłaniał mi widok, rudasy goniły jak wściekłe, a Beza plątała mi się pod nogami, głośno szczekając. Istny cyrk.
Druga drapie się na balustradę, a trzecia buszuje na krzaku cisa.
Wiewióry ewakuują się do ogrodu, jak się dobrze przyjrzycie, to widać, przy balustradzie, ogon jednej. Przed nią jest druga. Trzecie już poleciała na trawnik.
Ta ruda zdecydowała się na powrót na taras. To najjaśniejsza z wiewiórek- jasno ruda, prawie ognista.. Tegoroczny miot jest bardzo odważny, albo inaczej, mało strachliwy. Ta mała, najjaśniejsza, jest najbardziej bezczelna w swoim braku bojaźni. Zawsze nas obcuka i rzadko ucieka w popłochu na drzewo. Myślę, że młode od momentu, kiedy zaczęły łazić po drzewach, oswajały się z widokiem tych dziwnych stworów na dwóch nogach i czegoś wstrętnego kosmatego, co lubi je pogonić na drzewo. To pokolenie jest na prawach zasiedziałych mieszkańców ogrodu. One niczego innego nie widziały i nie zaznały trwogi ucieczki przed człowiekiem. My jesteśmy dla nich częścią ogrodu tak, jak kosy, gołębie, jeże....
Pierwsze spotkanie nos w nos. Z prawej strony widać kawałek ogona Bezy.
Potem ruda przeszła wzdłuż drzwi- jeszcze raz spojrzała "w głąb", co jest za nimi. Brakowało mi tylko, by wzniosła się na tylne łapki i zadrapała, by ją wpuścić. Już tak raz zrobiła na tarasie i parę razy dobijała się do pokoju, waląc łapkami w szybę okna. Beza zaplątana w firankę nie mogła od razu zareagować.
Firanka w końcu "puściła" dużą rudą i ta mała, za drzwiami, zorientowała się, że nie ma na co czekać- trzeba wiać.Komicznie wygląda rudas, kiedy jest w pełnym pedzie. Ogon ustawia mu się wtedy jak sterownik, a układ łap przypomina łapy kangura. Zwiała na wierzbę, a potem poszła sobie do ogrodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz