Wkoło szepty, szmery,
krzyki…. Jesień, jesień, jesień przyszła. Ano przyszła i zrobiło się jesiennie.
Wichura w nocy spać nie dała. Ulewa, wprawdzie krótka, również. A dzisiaj
wieje, od czasu do czasu przeleci deszcz, z krupami nawet, a poza tym słoneczko
na błękitnym, ostrym niebie też świeci.
W ogrodzie tak sobie- jeszcze pół letnio i już pół jesiennie. Niektóre
byliny już wycięłam, inne jeszcze bardzo zielone zostawiam do pierwszego
przymrozku. Orzechów włoskich spadło tyle, że nie nadążamy zbierać. Obfitość
ich wielka. A rude? No właśnie zastanawia mnie, dlaczego rude w tym roku jakoś
opieszale te orzechy „zwijają”. I ptaki
również nie kwapią się do obżerania owoców cisa, czy jarząba. Wprawdzie duże
stado szpaków kilkakrotnie zasadzało się na lipie i próbowało zrobić nalot na
owoce bluszczu, ale nic z tego nie wyszło. One tak śmiesznie się zachowują.
Wysyłają zwiadowców w pobliże obiektu ataku, potem obsiadają najbliższe drzewo i
czekają na znak. Co jakiś czas słychać nawołujące gwizdy zwiadowców. Jak jest
spokojnie, to jak na komendę, całe stado rzuca się na bluszcz, tłucze
skrzydłami, skrzeczy, popiskuje i żre,
żre, żre jak najwięcej owoców, by potem z hałasem nagle odlecieć. Obserwowałam
taką akcję w zeszłym roku. W tym roku jeszcze nie miałam takiej okazji.
A może jeszcze czekają. Wydaje mi się, że szpaki są ptakami, które bardzo późno
odlatują na południe. Nie odleciał jeszcze gołąb wędrowny, ale drozdów już nie
widać. Gadziny też jeszcze się wygrzewają w słońcu- widuję je na schodach, na
taras, i na chodniku przed domem. Piękne są,
W tym roku chyba po raz
pierwszy w życiu doceniłam ciepło słońca i upały. Wprawdzie upały mnie męczą,
ale możliwość postania w gorącym słońcu, została przeze mnie doceniona. A z
drugiej strony, bardzo lubię takie wczesnojesienne klimaty. To różnoniebieskie
niebo- od szarego do głębokiego błękitu, te przelotne deszcze, ranne zamglenia
i leniwe słońce na niebie. I kolory, które jeszcze się w pełni nie ukazały, ale
już jest ich zapowiedź.
W domu remont prawie zakończony.
Pozostało mi jeszcze pomalować stolarkę- drzwi, progi. Najbardziej cieszy mnie
wyremontowana łazienka- taka niepopularna, bo nowoczesna. Piszę niepopularna,
ponieważ teraz łazienki są w typie- mur ze starej cegły i starocie jako meble,
wanna na krzywych nóżkach, najlepiej na środku pomieszczenia, lustro w
drewnianej ramie i koniecznie dzbanek z suchym bukietem na komódce
przecieranej. Hmmmmm…Podobają mi się takie łazienki…. U kogoś. Nasza łazienka
jest tak prosta, że już chyba prościej jej zaprojektować nie można było. Kabina
prysznicowa- bez brodzika, szklana ściana (bez lustrzanych pasów) i z jednej
strony zasłonka, na podłodze mata antypoślizgowa, a na ścianach, w środku kabiny, półeczki plastikowe na przyssawki
(łatwe w umyciu, nie rdzewieją). Zresztą wszystkie wieszaki, półeczki są na
przyssawki- łatwo je umieścić w innym miejscu i nie trzeba wiercić w kafelkach.
Klopik- prosty kompakt (nie kryty w ścianie, bo trudno potem naprawić, czy
wyregulować), komplet- lustro z półeczką z boku i umywalka na szafce. Jedyna
fanaberia, ale i konieczność, to tapeta za drzwiami. Drzwi są tak fatalnie
wmurowane (zawiasy prawie w ścianie), że nie było za nimi (na ścianie) miejsca
na kafelki (drzwi nie otworzyłyby się w całości). No i musiałam kupić nową
pralkę- wąska, otwierana od góry. Najpierw byłam wkurzona, bo to wydatek
nieprzewidziany, a teraz jestem zakochana w tej pralce. Mała, zgrabna, nie
muszę się schylać i pierze rewelacyjnie. Jest na sensory, a największym
udogodnieniem jest możliwość dopasowania sobie czasu prania w wybranym
programie. Programów też jest sporo i o dziwo, jak w poprzedniej używałam
przeważnie dwa programy, to teraz korzystam z kilku. Łazienka jest
wykafelkowana od podłogi (na niej są duże kafle) do sufitu. Oświetlenie też
banalne, okrągłe lampki w obniżonym suficie. Naprawdę banał, ale teraz już nie
czas na bajery w naszej łazience, a na maksimum funkcjonalności i możliwość
łatwego utrzymania w niej porządku. Kabina jest szeroka (80x90) i zmieści się w
niej wózek, albo krzesełko. Między klopikiem a kabiną jest uchwyt. Takie
ułatwienie dla coraz starszych mieszkańców.
I co by tu jeszcze….
Ano znowu przeszła ulewa z
krupami a teraz świeci słońce…. Czy nadal pisać, czy sobie odpuścić z tym
blogiem? Wiem, wiem… nie odpowiadajcie, bo to pytanie czysto retoryczne. Zadaję
je sobie zawsze, kiedy widzę, że zaniedbuję blog i to nie tylko z powodu braku
czasu. I zadaję je sobie, kiedy widzę pod innymi blogami różne komentarze, i
zadaje je sobie, kiedy przestaję widzieć sens w tym wszystkim, albo widzę jakąś
nudną powtarzalność tematów. I zdjęcia te
same, chociaż nie te same… słoiki, przetwory, przepisy…szmatki, nici, łatki.... samo życie. Marność nad marnościami
z takim dylematem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz