Święta bzyknęły w sumie bez
żadnych emocji. Już od dawna nie obchodzimy ich tradycyjnie, dlatego był to dla
nas normalny, trochę dłuższy, czas odpoczynku weekendowego. Z powodu mojej
drańskiej choroby i obecnego totalnego osłabienia po niej (chyba), wszystkie
wiosenne domowe porządki zostały przeniesione na czas nieokreślony. Mam
nadzieję, że pod koniec miesiąca, kiedy zrobi się ciepło, jakoś ogarniemy te
okna itp. To samo będzie się z ogrodem. Na razie nie ma mowy o pracach w nim. Czasem słyszę jak szumią chwasty, wybijające się
ponad rośliny szlachetne. Chwast ma taki upiorny zwyczaj, że jego tempo wzrostu
jest w postępie geometrycznym do tempa wzrostu roślin uprawnych. A z drugiej
strony, jak te szlachetne trochę bardziej podrosną, to przynajmniej je zauważę,
bo w zeszłym roku za szybko zabrałam się do odchwaszczania i wyrwałam sobie
kilka takich, które powinny zostać. Dalej nie mam pomysłu, jak przeorganizować
ogród kwiatowy tak, by było jak najmniej z nim pracy. Stare rośliny wyradzają
się lub giną, a na ich miejsce trzeba coś posadzić. Problem w tym- co? Liliowców
mam już ze 20 gatunków, trochę przetaczników, jakieś pysznogłówki, juki, irysy,
orliki, floksy i jeszcze trochę różnych bylin, a między nimi wsadzone są niskie
azalie. Nadal szukam bardzo niskich krzewów, takich do 1 m wysokości. Posadzę je
w miejsce bylin, które „wypadły”. Trochę niefortunnie został ogród kwiatowy
zaplanowany, kiedy go zakładałam. Na początku biegła przez środek szeroka
dróżka, a po jej bokach ciągnęły się długie rabaty kwiatowe (długie na 10
metrów, szerokie na 1,20) obsadzone wszelkimi bylinami i kwiatami
jednorocznymi. Po obu stronach tych grządek były grządki z warzywami. Potem zlikwidowałam
warzywa, po jednej stronie przekształciłam grządki w nieduże klomby w trawniku.
Po drugiej stronie pozostał układ grządkowy. Jednak zamieniałam grządki
warzywne w kwiatowe i „ułożyłam je” wzdłuż tych długich. I to był błąd. Trzeba było
poprzesadzać byliny (póki się dało) w taki sam sposób, jak po tej drugiej stronie-
zrobić małe klomby (kępy bylin) w trawniku. Teraz liliowce oraz inne byliny są
tak duże, że nie można ich przesadzać i w ten sposób mam 3 długie grządki
kwiatowe oraz kawałek szerokiego „areału kwiatowego”, ze ścieżkami, które
trzeba odchwaszczać. Ja je „randapuję”, ale to żaden cymes, bo wolałabym nie
lać chemii do ogrodu. Wykosić się ich nie da- za wąskie. Na odchwaszczanie nie
mam sił- to jednak jest spory metraż. Piszę głównie o ścieżkach, bo byliny tak
się rozrastają, że na grządkach jest mało chwastów. Natomiast na ścieżkach tworzą
się chwastowiska. Nie wyłożę ich płytkami, kamieniem itp., bo nie mam kasy.
Żwirek nie zda egzaminu, wtopi się, żadne folie tudzież piaski i kostki nie
wchodzą w grę, bo to też kosztuje, a poza tym po roku, dwóch jest beznadziejne.
Dochodzę do wniosku, że pozostaje mi ta cholerna chemia- siły mi się kończą. Z
drugiej strony, mam czas przez całe lato przyjrzeć się i pomyśleć, może jednak
coś jeszcze wykombinuję z tymi grządkami.
Ogrodowe zwierzaki są teraz
bardzo aktywne. Ptaki budują gniazda i drą się jak oszalałe. Wróciły gołębie wędrowne. Gniazda kosie
powstają w tujach blisko domu i na cisie, rosnącym przed oknem sypialni. Prawdopodobnie w tych samych tujach, buduje gniazdo drozd. Wiewiórki
też widać codziennie na trawnikach. Obudziły się zaskrońce. Na pewno są w ogrodzie trzy dorodne osobniki.
Przyłapałam wszystkie trzy, kiedy wygrzewały się pod ścianą, przy piwnicznym
okienku. Wczoraj, wieczorem, na trawniku
przy bramce, spotkałyśmy z Bezą, jeża Przypuszczam, że
to zeszłoroczny miot, bo jeszcze jest nieduży. No i bardzo uaktywniły się
uszatki.
Popatrzcie jakie one są fajne
Zdjęcia drozda i wiewiórki robiłam przez szybę
Ruda ubzdurała sobie, że w donicach zakopane ma orzechy (były, ale się "zbyły" przy sadzeniu bratków) i od czasu do czasu robi w nich akcję. Niezbyt mi się to podoba, bo potem muszę wsypywać ziemię z powrotem do donic.
Będzie mieszkanko:)
Może to Donna, a może Zyzio? To ich ulubione miejsce, w którym, do południa, wygrzewają się. Potem sobie idą w ogród. Mieszkają też pod jukami.
Takie paskudztwo przyłazi do naszego ogrodu. Tym razem "zawisł" na modrzewiu i tak trwał, a pod drzewem szalały psy mojej siostry. Nie wiem, czy było mi go żal. Koty są fajne, ale daleko od naszego ogrodu i tyle:)