Radykalizuję się. Już nie
mam ochoty na owijanie w bawełnę, na kulturalne „ą” i „ę”. Dlatego na wielu
blogach nie komentuję, bo chciałabym szczerze, prosto z mostu napisać, czasem
wbrew setkom zgodnych zachwytów w komentarzach, wbrew słowom gospodarza. Wiem,
że tak: „nie należy”, „nie jest mile widziane” i dlatego czytam, ale nie piszę.
Czy takie czytanie jest naganne? Nie wiem, może to kogoś razić, ale póki blogi
są otwarte, to chyba jest to dozwolone.
Często zastanawiam się na
stanem umysłu ludzi piszących zarówno posty, jak i komentujących. Wychodzi mi,
że niezbyt on dobrze wygląda. I nie chodzi o odmienne poglądy, czy inne
stanowisko, dotyczące czegoś/kogoś. Chodzi mi o brak jakiejkolwiek głębszej
refleksji wobec zachodzących zjawisk, czy wydarzeń. Chodzi mi o brak logicznego
myślenia, o brak porządnego wysnuwania wniosków, o mylenie (nagminne) skutku z
przyczyną. Dostaję cichej załamki, kiedy
to dotyka sporej grupy np. na danym blogu. Czytam wpisy nie wierząc własnym oczom.
Osoby, które wydawało mi się, są w porządku, nagle objawiają mi się zgoła inaczej.
Powiem szczerze, że wtedy przykro mi się robi. Bardzo nie lubię tego typu rozczarowań.
A przecież powinnam zluzować, bo ciągle są to dla mnie osoby „nieznajome”,
osoby wirtualne, osoby, które kreują (świadomie lub nieświadomie) swój wizerunek
w blogosferze. Ale je lubię, a tu nagle ZONK!
To jest też pewnie przykład
tej słynnej „bańki”, do której pewna grupa usiłowała włożyć Jotkę z jej komentatorami.
Sęk w tym, że to nie Jotka i ludzie piszący u niej tworzą taką „bańkę”, a ci,
którzy o niej wspominali. Tę akurat „bańkę” tworzy środowisko propisowskie, kompletnie
oderwane od rzeczywistości i obawiające się myślenia, bo pewnie to zaboli.
Zatem są „bańki” stricte polityczne
lub światopoglądowe- natknęłam się na większą liczbę blogów propisowskich i
hiperkatolickich, ale istnieją również takie „bańki” na przeciwnym biegunie. To
są blogi „bańki”, gdzie bardzo pilnuje się, by ścianki chroniące przed
zewnętrznym światem nikt nie uszkodził. Tam każdego „odmieńca” z miejsca się „ustawia”
do pionu i skutecznie zniechęca do bywania.
Coraz częściej obserwuję
powstawanie takich „baniek” na różnych blogach. Czasem powstają one tylko pod
jednym postem, by pod następnym rozlecieć się na cząstki odmiennych opinii. Inne
z czasem ewaluują w stronę uszczelniania ścianek i tworzenia własnego
środowiska oraz towarzystwa wzajemnej adoracji. To nie chodzi o to, że tak nie
można, czy to jest naganne, czy jeszcze o jakieś inne anse. Patrzę, jak całkiem
rozumne istoty, komentujące na blogach i mające swoje fajne blogi, w tych „bańkach”
stają się zupełnie kimś innym. Jak dają się manipulować, jak zgadzają się z
opiniami gospodarza całkiem odmiennymi od ich zdania, jak potakują, poklepują
innych po ramionkach, jak –sorry- „ślinią się”, by tylko w oczach „bańkowiczów’
być super. Niektóre nawet słownictwo dostosowują do słownictwa funkcjonującego w
danej „bańce”. Zadziwiające.