niedziela, 27 czerwca 2021

Ulubione ścieżki burz

Czwartek- parno, duszno. Po południu zaczęło trochę padać, ale niedużo. A potem? Potem to już szło bez przerwy przez 5 godzin. Burze grzmiały od zachodu, od wschodu, przesuwały się w górę Polski, ale u nas tylko raz strzeliło i po burzy. Za to ulewy takie uczciwe, były z częstotliwością co pół godziny. I, co u nas dosyć rzadkie, deszcz zacinał od wschodu. Cały wschodni taras i tarasik przed wejściem do domu, zalane po progi. Wczoraj schodziłam do piwnicy zrezygnowana- będzie trzeba szuflować, a tu niespodzianka. Tylko w kilku miejscach niewielkie kałuże. Widocznie cała woda spływała w dół ogrodu i nie zdążyła wsiąkać w ziemię. Z tymi burzami to też dziwna sprawa. Odkąd zainstalowałam w komputerze  radar pogodowy  (jakieś 3 lata temu), mogę śledzić przebieg burz na cały świecie. Oczywiście interesuje mnie najbardziej nasz region- tzn. region Czech, nasze kawałek przygranicznej Polski i ewentualnie zachód Polski. Stamtąd najczęściej idą latem fronty burzowe.

W czwartek burze przeszły dokładnie taką samą drogą, co zawsze- od południowo- zachodnich Czech, przez Morawy, zachodnią stroną Beskidów czeskich skierowały się na północ- na początku Bramy Morawskiej (na południu) front się rozdzielił. Jedna część powędrowała na północny wschód- Cieszyn, Skoczów, Bielsko, Oświęcim, Kraków, Druga część frontu poszła na zachód- Karwina, Jastrzębie, Rybnik, a potem burze rozlały się na Pszczyną, Tychami i poszły w górę na północ. U nas niebo całe w błyskawicach, słychać było niedaleko grzmoty, ale tylko ulewy, które szły za burzami, dokuczyły nam. Przypuszczamy, że takie na takie zachowanie się frontów burzowych mają wpływ pasma Karpat, Przełęcz Jabłonkowska, Brama Morawska. Pewnie na pogodę wpływają również zbiorniki wodne w Czechach- w Cierlicku i po polskiej stronie zbiorniki wodne- w Goczałkowicach, w Rybniku. Pół kilometra od nas, na zachód, jest podobno duże podziemne jezioro, co też pewnie ma jakiś wpływ na pogodę tutaj. W każdym razie bardzo często burze idą bokami, widać jak w sąsiednich miejscowościach niebo jest czarne i leje tam, a u nas cicho i kropli wody.

To są takie moje pogodowe obserwacje, które robię od bardzo dawna.

Czytamy o tragedii w Hodoninie. Straszne. I pomyśleć, że to w prostej linii 250 kilometrów od nas. Strach pomyśleć, gdyby ten front był równie mocny, kiedy dochodził do Bramy Morawskiej, bo to z niego były te burze, które chodziły bokami obok nas. Ponieważ śledziłam na bieżąco radar, widziałam te ogromne czerwone plamy, na południu Moraw, które świadczyły o intensywności burz. Części tego frontu przeskoczyła Karpaty i poszła na Słowację, większa część przyszła do Polski przez Bramę Morawską.

W ogrodzie większych strat nie ma. Niestety, deszcz wyłamał oliwnik. Akurat to drzewko, na którym mi zależało. Obok krzewy żywotnika i kaliny wielkokwiatowej nietknięte, nawet kwiaty niezbyt osypane, a oliwnik padł. Przechyliły się mocniej dwa duże modrzewie na dole w lasku. Tamtędy idzie cała woda z e zbocza i pewnie następnym podmyła korzenie, a wiatry dokonały reszty. Będzie trzeba je wyciąć. I już jestem zła, boli mnie dusza. Nie znoszę wycinania drzew.

 

Zdążyłam mu zrobić zdjęcie jeszcze przed "katastrofą, kiedy kwitł. Jego kwiaty pachną nieziemsko miodem, wanilią, cynamonem.

W tym roku nie przycinałam go, dlatego mokry "czub" przeważył i wyłamał przy ziemi pień. Spróbuję go uratować, może się uda.
A tu "matuzalem" ogrodowy😀. Stary wielki krzew serduszki okazałej. Zasadziła ją moja mama 30 lat temu przed dużym tarasem, a potem przypałętała się juka. i tak sobie przez wiele ostatnich lat rosną w zgodzie- serduszka i juka.

Był jeszcze jeden duży krzak serduszki w ogrodzie kwiatowym. W tym roku ukazały się dwa malutkie odrosty i tyle (liście serduszki zanikają na zimę).  Ratowałam je, przesadzając na nowe miejsce. Na razie ładnie się przyjęły.
W naszym ogrodzie jest bardzo dużo starych( 30 i ciut młodszych) kwiatów i krzewów. jedne trzeba wyciąć, bo się wyradzają i przestają być ładne, inne same giną. Jednak niektóre są ciągle ładne, mimo swojego wieku.


I taka sytuacja.

Wczoraj szczepienie II tura. Tym razem musieliśmy zabrać Bezkę ze sobą. Wjeżdżamy na parking, wysiadam pierwsza i lecę szybko do poradni, przedstawiam sytuację- nie możemy razem, jeden musi dyżurować w samochodzie przy psie. Nie ma sprawy. Idę pierwsza do lekarza (bez kolejki, bo jej nie ma). Owszem, zrobił solidny wywiad, ale nie badał. Ja też nie miałam ochoty na badanie, bo czuję się świetnie. Ok. można szczepić. 3 minuty i po wszystkim. Jeszcze dobrze nie wyszłam z gabinetu, kiedy proszą już Jaskóła. Mówię, że te prewencyjne 15 minut odczekam w samochodzie i wołam Jaskóła do szczepienia. Siadam w samochodzie, otwarte drzwi. Widzę, że jedzie mój kolega wuefista ze szkoły. On banan, ja banan, cześć, cześć, co słychać? Ano wszystko w porzo. I on nagle:

- A wiesz, że od lipca Asi nie przedłużyli finansowania i nie wiadomo, co dalej z tymi ośrodkami będzie?

Asia to nasza koleżanka lekarka, która założyła spółkę i NOZP. Ta spółka ma dwa budynki po starych ośrodkach zdrowia. W naszej i w sąsiedniej wsi. Nasz ostatnio wyremontowany ( już drugi raz) ten drugi w remoncie, ale funkcjonuje, lekarze leczą.

Zamurowało mnie. Owszem, czytałam, że Niedzielski ucina finansowanie w tych POZ, gdzie nadużyto teleporad, ale że dotyka to nasz ośrodek, nie przyszło mi do głowy.

- Jak to zamykają ośrodki? I co dalej?- zaskoczona jestem kompletnie, bo to naprawdę przykra niespodzianka.

- Na razie nie wiadomo. Lecę, cześć- on na to. Widać, że gdzieś mu się spieszy.

W tym momencie wychodzi Jaskół z ośrodka

- No co tam nasz kolega? Na piwko, na piwko spieszy mu się?

- A nie wiem, ale wiem, że pewnie nam ośrodki zamkną- mówię zrezygnowana.

Nie było różowo z opieką medyczną tutaj, to prawda, ale była. Dwa ośrodki funkcjonowały na zasadzie- poniedziałek, środa, piątek lekarze od rana do 18 w naszym, pozostałe dni w tamtym, a w naszym w te dni żadnego lekarza nie było. Ale można było się tam zarejestrować w te „wolne” dni”, a mieszkańcy tamtej wioski w naszym w ich „wolne” dni. Wszyscy czuliśmy niedosyt, bo często bywało, że już nie było miejsca w danym dniu- zapisy były na kilka dni później, a co mi po tym, kiedy w danym dniu byłam chora. Nawet teleporady tak zapisywano. Lekarze też nie wszyscy rozgarnięci, a powiedziałabym, tacy sobie.  Czyli ogólnie to kulało, ale było. Nie było problemów ze skierowaniami (w recepcji lub teleporada) z wykonywaniem EKG, różnych badań krwi, itp. Tylko do lekarza trudno było się bezpośrednio dostać. Personel, obsługa pełna kultura i tylko nam pozazdrościć, bo już w sąsiednim ośrodku Jaskół usłyszał co nieco z ust pewnej pani rejestratorki, nie mówiąc o tym, że krzyczała na pacjentów i ich ustawiała.

No i mamy zagwozdkę. Na drzwiach ośrodka żadnej informacji- sprawdzałam- nie ma na ten temat. Możemy się przepisać do sąsiednich POZów, ale to już wyprawa. Do każdego od 5 do 15 kilometrów. Niby niedużo, ale akurat nie ma do tych miejscowości bezpośrednich autobusów (nie każdy ma samochód). No i jak dwie wsie zasilą te POZy, to kolejki się w nich wydłużą.

Młoda powiedziała mi, że były skargi od mieszkańców (nie wiemy czy z naszej, czy z tamtej wsi), że nadużywa się teleporad.

Z jednej strony, rzeczywiście mogło tak być i ludzie się wkurzyli, z drugiej strony, kiedy zamkną nam ośrodki, w ogóle będzie trudno dostać się do lekarza.

Sama nie wiem, co o tym myśleć. Nie znam przyczyn, nie znam okoliczności, trudno kogokolwiek teraz obwiniać za zaistniałą sytuację. No i co to szukanie winnych teraz da?

O działaniach ministra zdrowia powiem tylko tyle- znów postawił wszystko na głowie bez dania racji, bez dania czasu, bez konkretnych działań, utrudnił życie nie tyle lekarzom, co pacjentom. Na razie jestem przygnębiona całą sytuacją.

Do lipca zostały trzy dni robocze.

P.S. Po drugiej dawce szczepienia, po 24 godzinach od, nie mamy żadnych, ale to żadnych objawów ubocznych.

Beza zawsze na topie

Na wschodnim tarasie, który woła o remont generalny. Z majstrem umówieni jesteśmy na maj w przyszłym roku. Zobaczymy, może się uda w końcu doprowadzić taras do porządnego stanu.

To miejsce w sieni jest ukochanym przez Bezę. Zwłaszcza w upał. Posadzka zimna, drzwi pootwierane, jest przewiew i jest, co najważniejsze, ogląd na całość- kto wchodzi, co się dzieje przy bramce, kto jest w domu i gdzie. Nasz pasterski pies musi mieć kontrolę nad stadem domowym.
 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz