wtorek, 20 lipca 2021

O obrzydliwych ślinikach luzytańskich i jeszcze bardziej obrzydliwych ślinikach wielkich

 

Poradziłam sobie z nimi  parę lat temu (chyba 5/6). Nagle pojawiły się w ilości zatrważającej i zaczęły mi zżerać ogród. Były wszędzie. Znajdowałam je na grządkach, trawniku, w lasku, przy oczku wodnym, na schodach do piwnicy, tarasach, pod donicami, pod samochodami, przyklejone do bramek, pełzające po palikach przy krzewach, na pniach drzew... Wszędzie pełno rudych, obrzydliwych, wielkich ślimaków.

 Najpierw zbierałam i rzucałam kurom na podwórko- kury ich jeść  nie chciały. Od sąsiadki dowiedziałam się, że tych ślimaków nawet jej kaczki nie chcą jeść. Chodzi o gatunek ślimaka nagiego- ślinika luzytańskiego, który jest wielki i rudy w kilku odcieniach. FUJ!

Dosyć szybko zdałam sobie sprawę z tego, że pozbierać wszystkich nie dam rady. Znacie to uczucie bezsilności, kiedy po „nocnych” polowaniach, widzicie, że szkodników wcale nie ubyło, a wręcz, zdaje się, przybyło.

 Ponieważ plaga ślimakowa dotknęła wiele ogrodów i upraw, sklepy zaczęły sprowadzać środek ślimakobójczy- niebieskie granulki, które wabią ślimaki i trują je.

Kupiłam i wysypałam tymi granulkami cały, dosłownie cały, areał ogrodowo-leśny. To, co potem zobaczyłam było wstrętne, obrzydliwe. Co kawałek, na ziemi leżał ślimak skurczony, oblany śluzem. Natykałam się  nawet na kilkanaście strutych osobników w jednym miejscu. Potem  powtórzyłam całą akcję z sypaniem granulek jesienią. I od tej pory, przez dwa, trzy lata, nie uświadczyłam tych ślimaków w ogrodzie. Niedawno znowu się pokazały, ale już w małej ilości. Czy zdawałam sobie wtedy sprawę z tego, że truję i inne zwierzęta? Nie, dopiero później zaczęło do mnie docierać, że być może, zaszkodziłam im, mimochodem. Wtedy ratowałam ogród przed zeżarciem i wcale nie żartuję teraz- tych ślimaków było multum, na trawnikach brązowo, a w lasku horror. Właziły nawet na morwę i obżerały liście oraz owoce. Nie bawiłam się w stawianie miseczek z piwem i z innymi „pułapkami”. Najpierw zbierałam do wiaderka, ale nie wiedziałam, co z tymi zbieranymi zrobić (nie topiłam i nie roztłamszałam- nie byłam w stanie), to zdecydowałam się na granulki

Przeczytałam sporo notek, charakteryzujących ślimaki nagie i wszędzie autorzy piszą o ich naturalnych wrogach. Jednak traktują wszystkie ślimaki jednakowo, czyli nie dzielą ich rodziny. A szkoda, bo ślinik luzytański  nie ma u nas naturalnych wrogów:

Niestety ślinik luzytański nie ma u nas naturalnych wrogów – tłumaczy Miketyński. – Choć to kawał mięcha, nie bywa ulubioną potrawą drapieżników ze względu na swoje pomarańczowe ubarwienie. Podobno czasami zjadają je niektóre ptaki i ropuchy – dodaje.” (https://www.czasswiecia.pl/czas_swiecia/7,88348,26339906,wielki-pomaranczowy-slimak-pozera-nawet-male-ptaki.html?disableRedirects=true)

„Jeszcze groźniejsze od pomrowika plamistego są śliniki. Należy tu wymienić przede wszystkim dwa gatunki: ślinika wielkiego o brązowym, brązowo czarnym lub czerwonym zabarwieniu ciała oraz łudząco do niego podobnego ślinika luzytańskiego o zabarwieniu czerwonawym. Obydwa gatunki osiągają wielkość około 15 cm i są bardzo aktywne wiosną. Dlatego im wcześniej zaczniemy z nimi walczyć, tym lepiej. Bardzo ekspansywny jest zwłaszcza ślinik luzytański, przywleczony do krajów Europy Zachodniej pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku z Półwyspu Iberyjskiego. Obecnie zdobywa on coraz więcej stanowisk także w Polsce, głównie na południu kraju. Z poczynionych obserwacji wynika jednak, że ten groźny mięczak może w niedługim czasie opanować także Polskę północną. Sprzyja mu miejscowy brak naturalnych wrogów i sukcesywne ocieplanie się naszego klimatu.” (https://www.mojpieknyogrod.pl/artykul/pelzajaca-plaga-na-grzadkach)

Co zauważyłam w naszym ogrodzie, przez te lata, jeżeli chodzi o ślinika luzytańskiego i ślinika wielkiego- wydaje mi się, że te dwa rodzaje śliników współegzystują, wyżerając wszystko co zielone na ich drodze:

- żywych ślimaków żadne zwierzę nie tyka. Pełza sobie ślimol po trawie, obok skaczą ptaki (kosy, drozdy) i żaden ptak nie jest tym gatunkiem zainteresowany:

- zatrutych ślimaków również żadne zwierzę nie je. Nie sądzę, żeby tego rodzaju padliną zainteresowały się zaskrońce, ponieważ zaskrońce polują tylko na ruszające się zwierzaki (https://www.schronisko.net/art/natura/zaskroniec-zwyczajny/76sk7uwy). Natomiast jeże żywią się padliną tylko w wyjątkowych sytuacjach (http://eko.org.pl/lkp/bociek/2002_2/jeze_tupiace.html). Myślę, że dużą rolę odgrywa tutaj również instynkt zwierzęcia, który każde mu pozostawić zatrutego ślimaka. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że zjedzenie zatrutego ślimaka może zaszkodzić zwierzakowi. Jaka ilość ślimaków jest potrzebna, by np. jeża otruć nawet nie próbuję przewidzieć, ale wydaje mi się, że jeden ślimak mu nie zaszkodzi, a drugiego już nie tknie.

- zatrutych ślimaków nikt nie ruszał. Chodziłam obok nich i nie było widać, by jakieś zwierzę któregokolwiek ruszył. One szybko kurczą się, potem zanikają po kilku dniach.

- od momentu akcji z niebieskimi granulkami, w ogrodzie nadal mieszkały jeże, zaskrońce, żaby i ptaki. Myślę, że żadnego zwierzaka, przy okazji trucia ślimaków, nie zatrułam. Nie wiem, co z myszami lub nornikami, jednak tych nie było by mi żal, bo ryją  pod drzewami, kwiatami i krzakami. Natomiast szkoda było by mi kretów, ale tych akurat jest chyba w nadmiarze, bo co i rusz pojawia się miasteczko kopców w różnych miejscach ogrodu.

- nie znalazłam żadnych padniętych zwierzaków- ogród nie jest znowu taki duży, by padliny nie wyczuć.

Czytam zdanie ekspertów na temat trucia ślimaków i przyjmuję ich argumenty, ale uważam, że jeżeli nie ma innych sposobów, to trzeba granulki sypnąć. Przecież czytam, co ludzie stosują, jakich sposobów się chwytają, by ślimaki zlikwidować- nic na plagę nie pomaga. Jeden ekspert pisze, że trucizna jest niehumanitarna, bo ślimak się męczy, to co jest humanitarne? Wyłapywanie ich i topienie lub miażdżenie?

To, że posadzimy odstraszające rośliny wokół jednych grządek, lub posypiemy wokół nich trociny, nie znaczy wcale, że ślimaki pójdą sobie z ogrodu. One po prostu znajdą inne rośliny do zeżarcia. Ślimolami najmniej bym się przejmowała. Natomiast chciałabym zastosować taki środek, który uskuteczni na amen ślimaki, a ochroni inne zwierzaki.

Nie próbuję stosować żadnych domowych sposobów. Mam pudełko granulek i sypię je po kilka wokół tych roślin, które ślimaki szczególnie lubią i zżerają w pierwszej kolejności. Tak uratowałam aksamitki, ligularię, trytomię. Przesypuję granulkami również kompost (niewielką ilością), tu żadne zwierzę na ślimaka się nie połakomi, a ślimaki nie zdążą znieść jaj.

Jak nie trzeba, to granulek nie sypię.

Teraz naszym ogrodzie spotykam ten gatunek ślimaka dosyć rzadko. Widocznie tamta akcja odniosła skutek na wiele lat.

Nie namawiam do sypania granulek, opisałam, jak sobie poradziłam ze ślinikami luzytańskimi i ślinikami wielkimi, ale każdy sam wybiera rodzaj „walki” z nimi. Oby skuteczny.

A tu jest podobno naturalny sposób  na pozbycie się śliniaków- należy zainwestować i wpuścić do ogrodu kaczki- biegusy indyjskie. (http://hobbydom.pl/kaczki-zjadajace-slimaki/)

Obejrzałam na YT filmiki z kaczkami, zjadającymi rzekomo ślimaki. Nie bardzo mnie te filmy przekonały. Nie widać, czy kaczki jedzą śliniki, czy inne ślimaki.

Miłego dnia


 

PS. Pod podanymi linkami jest więcej informacji na temat tej rodziny ślimaków.