Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 20 grudnia 2022

Oooooo, ja cierpię dolę… Przypadek? Nie sądzę.

 

 


Byłabym zdziwiona, gdyby przed świętami coś nie strzeliło. No, bo jakże inaczej, tradycja ta  musi być utrzymana. Fatum czuwa i nie daje o sobie zapomnieć.

W zeszły poniedziałek był serwis do piecyka gazowego w sklepie. Piecyk słabo grzał, pewnie dysze zawalone. Pan sprawdził, wszystko Ok., ale wymienił parę części- kasa bubu poszła i to spora. To „raz”.

W czwartek spadł śnieg, połamał tuje oraz inne krzewy- pisałam o tym. Szkody spore. To „dwa”. 

W tym samym dniu Młoda wróciła zaraz po wyjeździe do pracy, bo kontrolki w jej samochodzie zaświeciły się. Coś siadło. Okazało się, że wszystko w  porządku, ale stresu sporo. To „trzy”.

„Cztery” stało się w piątek. Wieczorem, podeszłam do kominków w oczyszczalni, by sprawdzić, czy otwory w nich śnieg nie zasypał. Musi być wentylacja- w jednym, by łapać tlen do napowietrzacza, w drugi, by odprowadzać ewentualne gazy. Kominki były w porządku, ale nie usłyszałam pracy napowietrzacza. Cicho, głucho, śnieg się skrzy, oczyszczalnia milczy ( nie było też słychać bulgotu przelewającej się w zbiornikach wody).

Wołam Jaskóła, otwieramy dekielek- no tak, faktycznie napowietrzacz stoi. Nie ma dramatu, ale brak napowietrzania w oczyszczalni, to równocześnie brak czyszczenia ścieków, a to znaczy, że do przepompowni leci gnojowica, a potem w świat też.  No, a tu zaraz sobota, niedziela.

Dzwoni Jaskół do serwisu w sobotę (w sobotę nie pracują), by spróbować zgłosić i tu niespodzianka, owszem,  zaraz się pojawi pan Tomek, aby wymienić membrany. No nie wierzę, ale faktycznie, po godzinie przyjechał, wymienił, poinstruował, skasował i pojechał. W świat leci woda klasy II.

Niedziela wieczór- z kranów zaczyna woda ciurkać- nie lecieć wartkim strumieniem, a ciurkać lekko. Pewnie awaria, bo przy takich mrozach pękają rury.  W poniedziałek dzwonię na numer alarmowy wodociągów, pan wysłuchał, ekipa była po godzinie. Ekipa znana, montowała nowe liczniki parę lat temu. Uśmiechają się tylko, idą do piwnicy. Idę z nimi. Oni żartują, że wiedzą, co to może być. No i faktycznie nie pomylili się. Jeden odkręca licznik, ściąga coś z sitka i mówi do drugiego- znowu to samo.

Potem pokazuje mi na sitku reszki zielonej mazi. Pytam, co to jest. 

No i teraz słuchajcie- ta maź to resztki papieru. W życiu nie spodziewałabym się w rurociągu resztek papieru. Może jakiś zbitek glonów, jakieś galaretowate żyjątka, które rozmnożyły się w wodzie, ale papier?

Ano ekipa, która remontuje wodociąg we wsi, używa, do tymczasowego uszczelniania, papieru. I resztki tego papieru płyną sobie z wodą, zatykając wloty liczników. Nie pierwsza to interwencja, którą panowie zaliczyli we wsi, a dotyczyła takiej domowej „awarii”. Przeczyścili oba liczniki, jednak zanim poszli, zapytałam, co będzie, jak ten papier znowu zatka wlot, bo jeżeli tamci go używają to jest prawdopodobieństwo, że znowu sytuacja się powtórzy. Jak się powtórzy, to dzwonić, oni przyjadą i oczyszczą. Zatem, stało się „pięć”.

Chyba w jakąś feralną godzinę padło moje pytanie. Wieczorem odkręcam kran, woda leci bardzo słabo. Jak Jaskół odkręcił prysznic, to w kuchni malutki strumyk leciał. Kiedy odkręciłam dzisiaj rano kran przy umywalce, to ledwo płynęła, bo równocześnie spłuczka wodę nabierała. Do diabła. Zadzwoniłam do serwisu. Odebrała miła pani. Wyjaśniam, o co mi chodzi. Pani tylko zapytała, jakim samochodem była wczorajsza ekipa, bo chce tę samą podesłać.

Mówię jej, że może pogadać z tą ekipą remontową od papieru, by czymś innym uszczelniali, bo przecież te wyjazdy serwisowe kosztują, a przyczyna znana.  Niestety, papier jest TEORETYCZNIE rozpuszczalny, oni już interweniowali, nie da się nic więcej zrobić. Teoretycznie rozpuszczalny, zaczęłam się śmiać.

No to po ptokach, sobie myślę, teoretycznie i nie można się przyczepić, a serwis jeździ i odtyka papierowe korki na licznikach. My to naprawdę jesteśmy bogatym krajem. Trudno. Pytam, czy jak zatka się jeszcze raz, mam dzwonić.  Oczywiście, pośle serwis do wyczyszczenia.

Panowie przyjechali, przeczyścili, pośmialiśmy się, stwierdziłam, że powinniśmy mieć „kartę stałego klienta” i mieć serwisowanie poza kolejką. Na odchodnym jeden z nich rzucił: Jak się zatka, dzwonić. To było „sześć”.

 

Chyba liczba przypadków w prawie serii pączkuje. Jakby za każdym razem ich przybywało.

W każdym razie tegoroczny sezon na awarie, ogłaszam za zamknięty.


 

 

 

20 komentarzy:

  1. Ale kumulacja! A mówi się - do trzech razy sztuka, to teraz do ilu, do 10?
    Oby już nic, bo okres świąteczny, to kiepsko z naprawami...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby nie. Ale faktycznie, trochę się nagromadziło tego. Na szczęście to niedziela i poniedziałek.Gorzej gdyby były od piątku.

      Usuń
  2. Jak już ten papier się zaczął, to nie chce straszyc, ale...🤔
    Nas w grudniu też finansowo przewiało, jak jechałam z BiH to już czułam,z e buczy łożysko i oczywiście, plus drobiazgi wyszło bliżej tysiąca, a za tydzień flak gwoździowy i dwie nowe opony. Plus zastrzyk do oka, dla mnie nierefundowany, ale mus to mus. Na szczęście u taty Święta to normalne obiady z deserem, gości nie mamy, wydatków specjalnych tez😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samochód może niespodziewanie zeżreć cały naddatek pieniężny. Nas te dwa serwisy też szarpnęły. Teraz dojazd jest drogi. Woda- serwis gratis.
      Zastrzyk do oka? Nie wyobrażam sobie, pewnie bym zwiała. My nie robimy świąt. normalny niedzielny obiad.

      Usuń
    2. No ja wiem, że znieczulenia, fachowcy, jednak sama świadomość, że robi mi się przy oku...brrrrr...

      Usuń
  3. jutro już Święta /ja świętuję naturalnie, można by rzec "konserwatywnie", po słowiańsku: od dnia Przesilenia/, ale żeby nie było za fajnie, to pompa wodna nam zamarzła i jest dodatkowe zajęcie: pójść do sąsiadów po wodę picia i mycia, do tego nazbierać śniegu do spłukania dzbana, gdy się roztopi... śnieg, nie dzban, rzecz jasna :)
    fotka faktycznie świetna, za to tu muszę trochę pilnować relacji między naszymi kotami, bo nie wszystkie ze wszystkimi za bardzo się lubią, ale ciekawe, co by było w takiej sytuacji, jak z tą rurą?...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To gdzie macie tę pompę? W studni? Płytko była? Tragedia. Potrafię radzić sobie z małą ilością wody, ale na dłuższą metę to horror. Śnieg sytuację trochę ratuje, niemniej współczuję.
    te słowiańskie święta kusza mnie. W sumie mogę je obchodzić niejako po drodze (mieć na uwadze, ze oto dzisiaj przypada dzień Przesilenia), bo tych chrześcijańskich nie obchodzimy.
    Kota to chyba trudno upilnować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sorry, nie chcę za bardzo opowiadać publicznie, jak to się stało, że pompa nagle się okazała bardziej podatna na mróz... zaraz po weekendzie temat się ogarnie porządnie, a na razie liczymy na zapowiadane co najmniej plus dziesięć stopni, chwilowo nic się więcej nie da zrobić...
      kotów na polu nikt nie pilnuje, bo to faktycznie się nie da, poza tym one same się pilnują, aby nie dochodziło do konfliktowych spotkań... ale obecnie jest zimniej, koty chętniej siedzą w domu i tu już trzeba trochę pilnować, aby nie wchodziły sobie w drogę... generalnie chodzi o największego kocura, a zarazem najkrótszego stażem zamieszkania z nami... już sama jego powierzchowność (wielkość i kudłatość) budzi respekt, zaś on sam jest dość bezpośredni w kontaktach z innymi kotami, można by nawet rzec, że dominatorujący... to się z czasem jakoś zmieni, ale na razie zbyt mało go jeszcze upłynęło...

      Usuń
    2. p.s. słowiańskie, germańskie, celtyckie, wszystko jedno, takie Święta są po prostu naturalne, nie uwarunkowane religijnie, ale czytałem, że kiedyś Przesilenie faktycznie miało miejsce 25-go, a w przyszłości zapewne znowu się przesunie, to się będzie obchodzić w nowszym terminie "jak Mama Natura przykazała" :)

      Usuń
    3. "Jak mama Natura przykazała", kiedyś to bywało:):):)

      Usuń
    4. i jak to mówią: "komu to przeszkadzało?", LOL, :D

      Usuń
    5. ale numer!!!... wpisałem komentarz, ukazał się... po iluś tam minutach odświeżyłem stronę i komentarz zniknął... czyżby system go skasował, czy nagle zmienił zdanie i wrzucił do spamu?...

      Usuń
    6. Ten blogger może o zawał przyprawić człowieka. W spamie był. No właśnie, chrześcijaństwo zawłaszczyło pogańskie święta i udaje, ze to jego. Ale my tu zaraz co opublikujemy:):):):)

      Usuń
  5. Jakoś tak historycznie, to wiele poważnych remontów odbywało się u nas w tygodniu przedświątecznym. Inni rezygnowali w tym czasie z ekipy remontowej, myśmy korzystali. Co do awarii to zauważyłem, że zwykle trafiają się w najmniej dogodnym momencie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas remonty przeważnie latem, ale awarie to właśnie w takich "świątecznych" momentach dosyć często się zdarzały. Jedna z nich był 11 listopada:(
      Nie tylko awarie, ale i złamania ręki przed świętami- mama, spalenie się choinki w Wigilię, itp losowe.

      Usuń
  6. Noo... nie zazdroszczę. Pobiłaś mnie z kretesem tą ilością "przypadków dziwnych". Mnie nawalił tylko komputer, dlatego kilka dni mnie nie było. Teksty pisać już mogę, ale jeszcze jedna rzecz została. Zobaczymy. W porównaniu do twoich kłopotów to pikuś. I ciekawe, że przytrafiają się w najmniej oczekiwanym momencie. Trzymam kciuki, by już nic się nie zdarzyło.
    Pozdrawiam Jaskółko serdecznie... życzę wszystkiego dobrego Tobie i Twojej Rodzinie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No owszem, auto jednak do naprawy:( Ja to przyjmuję ze spokojem. Gorsze miałam przypadki i wyszłam z tego "cało".

      Usuń
  7. Chyba święto dyszla dzisiaj bo udało mi się zalogować! Ja nabawiłam się uczulenia związanego z...wchodzeniem do łazienki. Po dwóch zalaniach przez sąsiadów wchodzę do łazienki z drżeniem serca i podejrzliwie spoglądam na sufit gdy słyszę, że nade mną wodę toczą. No normalnie w jakąś paranoję/ nerwicę wpadłam. Niestety, wszelakie awarie są zawsze mocno nie w porę. W czasach szkolnych mojej córki moje pilne dziecko chorowało w każde ferie zimowe - i najczęściej w drodze na ferie było łykanie antybiotyków i zamiast hasania na śniegu - werandowanie. Od kiedy papier jest rozpuszczalny? Przecież on tylko zamienia się w papkę, z której powstał. Współczuję Wam, wszelkie awarie są wredne!!! No i przy okazji - miłych posiadów w święta, których i ja nie celebruję i WSZYSTKIEGO CO DOBRE w NOWYM ROKU!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, teraz codziennie sprawdzam oczyszczalnie. Naprawdę można dostać fobii. Podejrzewam, że ekipa ściemnia z tym papierem. Nie ma rady na bałwanów.
      A Twoja córka to tak jak ja- kiedy wolne to łóżkowice. Po prostu organizm nagle hamuje i przypomina mu się, że coś takiego, jak choroba istnieje.
      Zdrowia Anabell w nowym roku, dobrego zdrowia i humoru:)

      Usuń