Łany konwalii, bielutkich, pachnących nieziemsko.
Koniec kwietnia, godzina 11,30, na termometrze w pełnym cieniu +22 stopnie, w lekkim cieniu+ 29 stopni, a w pełnym słońcu tak
37 stopni w kwietniu? No po prostu "skandal".
Kępa żywokostu. Ma zdobić, choć mógłby leczyć. Ma niesamowicie dekoracyjne kwiaty, na których uwielbiają "paść się' trzmiele.
Wróciłam z ogrodu, nie da się już w nim pracować- gorąco oraz ciepły mocny wiatr (który wcale nie chłodzi). Zdążyłam trochę roślin przesadzić w ramach ograniczania „ziemi ornej” do odchwaszczania i dłużej już na takim słońcu nie wytrzymuję. Usiadłam na chwilę na tarasie, popatrzyłam na zieloności, przekwitające kwiatki, a potem na ścianę domu, zdezelowany taras i…. nie, nie dam się, nie będę narzekać. Nie stać nas na pomalowanie domu, to nie stać. Dom stoi, nie zawali się. Jednak było by miło mieć na nowo pomalowane ściany. Taras wyremontujemy. A potem… a potem już się wykocił remont schodów zewnętrznych do piwnicy, a potem… a potem trzeba zrobić okucia i rynny na górnych balkonach…. A potem… noż, a potem pewnie zażądają zmiany źródła ciepła- też nas nie stać… I w takiej sytuacji przypomina mi się powiedzonko Scarlett O’Hara z „Przeminęło z wiatrem”, kiedy stawała przed rozwiązaniem problemu- „Pomyślę o tym jutro, jutro też jest dzień”. I to działa, po „jutro” niesie zupełnie inną rzeczywistość oraz zupełnie inną perspektywę- czasem rozwiązanie problemu przychodzi automatycznie, bywa też, że sam problem przestaje istnieć. Takie deczko lekceważące „maniana", a ileż, nierzadko, nerwów zaoszczędzi.
Taras będzie bez balustrady z frontu- jedna będzie przy filarze z lewej strony (ochrona przed upadkiem na schody do piwnicy), druga przy filarze z prawej strony (jako symetria do tej z lewej) i z jednej strony schodów do ogrodu. Cały przód tarasu będzie „wolny” od żelastwa. Barierę wizualną, a może bardziej w sferze psychiki, utworzą krzewy róż, mahonii oraz dwie wyższe azalie, które dosadzę. I by być pewnym, że z rozpędu na wprost, nikt nie zaliczy trawnika, postawię wzdłuż brzegu tarasu donice z kwiatami. W ten sposób otworzy się przestrzeń na trawnik, a balustrada nie będzie widoku ograniczać. No i jeszcze mała markiza nad głowy- latem z tej strony słońce pali niemiłosiernie. Wprawdzie stawiałam nieduży parasol, by móc siedzieć na tarasie, ale jego przestawianie jest wkurzające. W dodatku przysłania mi ogród oraz cały widok na niebo, ogranicza i pobudza moją klaustrofobię.
Takie mam plany, takie marzenia, a teraz zobaczymy, czy „majster’ dotrzyma słowa i się zjawi.
Zapowiada się wspaniała pogodowo majówka. Mam nadzieję, że w końcu nadrobię prace ogrodowe. Posadziłam letnie kwiaty w donicach przed domem i na dużym tarasie. Zamówiłam donice na ten taras, który będzie remontowany- posadzę w nich kwiaty. Jak taras będzie zrobiony, postawię już gotowe. No cóż, donice cudem urody nie są, ale nie chcę niszczyć desek tarasowych ciężkimi kamiennymi (mam takie dwie ogromne ceramiczne- dam gdzie indziej) ani drewnianymi, bo to na jedno wychodzi. Wybrałam stojące na nóżkach lekkie plastikowe. Tak sobie myślę- całe życie musiałam weryfikować moje marzenia oraz wizje, przystosowywać do wymogów rzeczywistości. I nigdy nie było mnie stać, by coś gruntownie zmienić w domu według moich wyobrażeń. Chodzi o przebudowę, remonty, wykończenia. Teraz przynajmniej jest tak wielki wybór różnych rzeczy, iż można od biedy coś pod te wizje podciągnąć.
Kasztan, który widzę przez okno, siedząc przy biurku, już kwitnie.
I serduszka okazała, która w tym roku wcale okazałą nie jest. Gwałtowne zmiany temperatury wyraźnie jej zaszkodziły.Kwitną też moje ulubione poziomki ozdobne.
A w kuchni? Norma, "raz na stole, raz pod stołem", coś się uda, coś się schrzani, ale radocha przy przyrządzaniu nowych potraw nadal mi towarzyszy. No i nie mam zamiaru nawijać ludziom na uszy, że ja mam jakieś kulinarne wielkie ambicje, by prowadzić blog tego typu- moja kuchnia jest kuchnią normalną, mam normalne naczynia, normalny piec- nie mam zamiar szpanować i dekorować ekstra dań, kiedy czegoś takiego nie robię na co dzień. Jak mi wychodzi krzywe ciastko, to takie jest i to pokażę, jak mi się bułki nie upieką lub są za twarde, to pokazuję i szukam przyczyny, by inni mogli błędu uniknąć. Dzielę się moimi spostrzeżeniami na temat przyrządzania, czego często nie ma w tych blogach kulinarnych, a przejrzałam już ich wiele. Przepisy są czasem bezmyślnie powielane, brak informacji, na ile osób są składniki, w wielu występują błędy lub miary typu- 1 szklanka, a szklanki są różne. Ja sobie to weryfikuję i piszę o tym w moich postach.
Ostatnio upiekłam malutkie rurki z kremem. Malutkie, bo coś mi się pozajączkowało przy kupnie foremek do rurek z kremem i kupiłam takie ekstra do włoskich ciasteczek cannoli.
No co😕, tu rurki i tu rurki, a wybór- oferta wszystkich rurek do zwariowania. Rurki do cannoli są krótsze, co zmusiło mnie do innego cięcia ciasta. Krótkich rurek wyszło trochę więcej niż normalnych.
Ale w sumie udało się nawet fajniej- rurki są mniejsze, takie zgrabniutkie, a ponieważ ciastka raczej pochłania się niż je z umiarkowaniem, to problem przeżarcia się jednorazowego, jest mniejszy (o połowę tradycyjnej rurki).
Rurki z ciasta francuskiego,
z kremem mascarpone- banał, największy dyletant kulinarny to zrobi.
Składniki
- ciasto francuskie 1 opakowanie, (wychodzi 9 dużych rurek lub 12 tych na małych formach)
- śmietana 30% 250 ml
- serek mascarpone 125g
- cukier puder 4 duże łyżki
Wykonanie:
- Blat ciasta francuskiego pokroić na pasy 2 cm
szerokie- ja pokroiłam wzdłuż węższego brzegu z powodu tych małych foremek,
ale z powodzeniem nawinie się i dłuższe paski ( zrobić gęste nawoje).
- Rurki owijać ciastem, ułożyć na blasze wyściełanej papierem do pieczenia.
- Piec w piekarniku nagrzanym do 200 stopni, do momentu, kiedy ciasto będzie miało złoty kolor.
Wyszło mi 9 rurek i trzy ciastka zawijane bez foremek- kupiłam 3 komplety po trzy foremki.
Krem- na jeden blat ciasta francuskiego wystarczy wziąć połowę składników.
- Do miski wlać schłodzoną śmietanę i ubijać mikserem jak na „bitą”.
- Do ubitej śmietany dodać serek mascarpone i cukier puder- wymieszać delikatnie, schłodzić.
3. Za pomocą tuby z końcówką do ozdabiania tortów, nabijać rurki schłodzonym kremem. Rurki można posypać cukrem pudrem lub polać rozpuszczoną czekoladą.
No i są- bardzo zgrabne rureczki😄
U mnie było 26 w cieniu, ale bez wiatru, wiec momentami za gorąco.
OdpowiedzUsuńKażdy remont ciągnie za sobą mnóstwo wydatków, których na początku nie widać.
Pani z Tv pokazała fajny pomysł na ciastka.
Płat ciasta francuskiego tnie się na wąskie paski, owija nimi kawałki rabarbaru , smaruje żółtkiem i obtacza brązowym cukrem.
Twoje rureczki bardzo zgrabne!
Wprowadziłam się tu w 1990 roku- nowy dom, ale co się dało, włożono w niego ze strego domu, który musieli rodzice rozebrać: podłogi, stolarka itp. Był on od razu z zamiarem wymieniania tego po drodze. I tak to już trwa 34 lata ciągle coś poprawiamy, remontujemy wymieniamy.
UsuńCiekawe te ciasteczka- rabarbar w ogrodzie znikł. Posadziłam w zeszłym roku, pięknie wyrosły trzy kępy a wiosną spostrzegłam, że w tym miejscu jest pusto.
A nie, rura musi być u mnie z takiego ciasta w krateczkę jak wafelek duński i basta! Inne rury to są ciastka z kremem, a nie rury:)
OdpowiedzUsuńW domu i zagrodzie zawsze jest coś do zrobienia inwestycyjnego, ogranicza czas i środki, wiadomo. Mamy ogrodzenie nowe to trzeba budynki gospodarcze odnawiać i tak w kółko. A jeszcze się teściowej kanapa rozpada:)
Pogoda jest dla mnie okrutna, ledwo żyje , na szczęście w pracy na każdym rogu klima.
Ale konwalie kocham. No i można z ich pomocą elegancko zabić 😊
UsuńPrzypomniałaś mi, repo! I narobiłaś apetytu, kiedy my tu na wsi, mamy żaby, kijanki, konie, psy, koty, wilki, orły i inne cuda, ale cukierni z rurkami z bitą ni ma!!!
UsuńRepo- wafelek w kratkę na rurkach? Nigdy nie widziałam, a wafelek duński to chyba na lody raczej:) Ale co kto lubi- można taki wafelek napełnić kremem, tylko, ze rurka to rurka, a nie stożek. Może są takie perforowane rurki w krateczkę. Rurka z kremem to raczej z ciasta francuskiego, a nie z wafla ... pogubiłam się:):):)
UsuńAgniecha, dlatego wzięłam się za pieczenie takich drobiazgów, bo czasem chce się, a miasto daleko- u nas też cukierniana pustynia.
Na lubelszczyźnie rurki to krem owijamy jakby wafelkiem w krateczkę , bardzo chrupkim:)
UsuńNo dobra, ale jak go owijasz, jak on jest chrupki i pewnie kruszy się- technicznie mnie to interesuje. Można chyba lekko zwilżyć wafel i taki owionąć. Takie wąziutkie wafelki z kremem można u nas kupić w markecie.
UsuńA technicznie to ja.nie wiem:))
Usuń:):):):)
UsuńBosh... dobrze, że już mi się skończyły takie okołodomowe problemy. Doceniam ten blokowy balans...
OdpowiedzUsuńCoś za coś- mieszkałam w bloku 8 lat i jak nie będzie trzeba, to nigdy w nim już nie zamieszkam. Faktycznie, remonty zewnętrzne są z głowy, ale mieszkanie i tak musisz odnawiać. Remont w mieszkaniu w bloku to jest dopiero horror
UsuńNasze konwalie zmarzły. Wyobrażasz sobie Jaskółko? Po prostu takie jak Twoje, ale ciemnobrązowe i teraz już zwisające.
OdpowiedzUsuńPrzykre- konwalie są raczej odporne, musiało nieźle mrozić. Kiedy ostatnio w Polsce były mrozy, u nas był tylko jeden dzień z -1 stopniem i to tylko nad ranem. Roślinki ocalały, ale i tak większość chyba nie zakwitnie.
UsuńU mnie na przydomowych trawnikach też raczą kwitnąć konwalie, a dziś zachwyciłam się kwitnącym złotokapem. A poza tym to podziwiam Cię, że tyle smakowitych i pracochłonnych dań robisz- ja z kolei wysilam mózg co mam zjeść by się to coś samo zrobiło, ale żeby nie było gotowcem no i żeby było bezglutenowe. W tej chwili mam +25, ma być 28 stopni i pewnie będzie, jutro też tak ma być. Własny dom to fajna sprawa, ale jak mawiała moja babcia- to worek bez dna i wiecznie dom woła o pieniądze i spory nakład pracy. Piękny masz ogród i......cholernie dużo pracy przy nim! Serdeczności ślę!
OdpowiedzUsuńTo, co robię, to nie wymaga więcej wysiłku niż takie dania z polskiej kuchni jak rolada, kapuśniak czy pierogi. Ja też nie lubię skomplikowanego gotowania i pieczenia. Kiedy robię makaron ryżowy z kurczakiem i warzywami w woku, to on mi tyle samo czasu zajmuje, ile zapiekanka z ziemniakami, warzywami i kurczakiem. Wszystko polega na składnikach, które dają potrawie charakter.
UsuńDom woła, ale stoi, jest w miarę wygodny, w sumie wystarczy, nie ma co narzekać. W ogrodzie zmniejszyłam kolejne grządki z kwiatami. Gdyby nie huśtawka pogodowa, to spokojnie można ogród utrzymać bez ogromnych zrywów. A tak, to właśnie zrywami pracuję w nim- od dobrej pogody do dobrej pogody.
piękny żywokost. ja już nazbierałem. mam też gotowe maceraty na oliwie i glicerynie. suszony korzeń również mam, nawet zmielony. maść będzie się robić jutro, bo znajomi już się dobijają.
OdpowiedzUsuńTak, maść z żywokostu jest wspaniała. Gdybym miała ją robić, to nazbierałabym ziela w innym miejscu. Sporo go rośnie w okolicy. W ogrodzie ma być dekoracją.
UsuńA pamiętasz popularny w latach 60/ 70 syrop żywokostowy z podbiałem na kaszel? Sirupus symphyti cum farfara. Został.wycofany dawno temu, bo żywokost przyspiesza proliferację komórek. A taki był smaczny......
UsuńZ syropów to pamiętam tylko Pini, pachniał żywicą:):) Ciekawa jestem, ile jeszcze leków bardziej nas wtedy truło niż leczyło.
Usuń