Nie, nie cierpię na namiar czasu, chociaż można odnieść takie wrażenie, obserwując tempo zamieszczania przeze mnie postów. Często mam tak czas nasycony, że nie wiem w co najpierw ręce włożyć. Kiedyś gadałam z ludźmi na GG. Przez cały dzień jakiś kontakt był. Nieraz czytałam: Ty znowu wisisz na kompie? Ano wisiałam i wiszę. Taka moja praca. Dzisiaj też już napisałam pół wykładu. A w przerwach chodzę po stronach i czytam sobie. Jedni "wiszą na serialach", inni siedzą w knajpie... Piszę artykuły, książkę, wykłady...a na czym mam pisać?Kiedy sobie przypomnę, jak kiedyś to wyglądało.... moja pierwsza praca to etat wychowawcy świetlicy. Przyszłam taka nieopierzona w 80 roku do podstawówki i od razu musiałam zorganizować pracę na świetlicy oraz pokierować stołówką. Zupełna dętka po KO. Jakąś metodykę pracy KO mieliśmy, jakieś imprezy organizowaliśmy, jakieś konspekty i prace pisaliśmy, jakieś praktyki mieliśmy, jakieś....wykształcenie po 5 latach studiów...jakieś..... a tu szkoła, "realne" dzieciaki i zero materiałów, zero pomocy dydaktycznych, gier- pusta szafa, kilka stolików i krzesełek, puste ściany a na nich kilka listewek. Pamiętam, jak klęczałam na podłodze i na wielkim arkuszu szarego papieru malowałam "kleksa", takiego ludzika, arkusz powiesiłam na drzwiach i zaraz zrobiło się tak jakoś fajniej. Wszystko wtedy piórkiem i pędzlem na kolanach, nocami. Wszystkie pomoce dydaktyczne robiłam sama. Zresztą w tej szkole pracowało mi się bardzo dobrze. Małe grono, super dyrektor- bardzo przyjazny i idący na rękę. W ramach zastępstwa półrocznego uczyłam też historii i prowadziłam chór. No rany- tu już dyrektor trochę przegiął, ale fakt, że na zakończenie roku chór śpiewał na trzy głosy i należeli do niego także chłopaki z 8 klasy- dobrowolnie :))))) jak mi się udało? Ano umiem grać w piłkę nożną :))) W następnej szkole uczyłam w nauczaniu początkowym. Środek lat 80tych- pusto w sklepach. Wszystkie pomoce dla 40 rozbójników sama kleiłam, wycinałam, malowałam i.... wszystkie to przeszłyśmy. Teraz nauczyciele....pod nos im wydawnictwa, sklepy, podsuwają, bonusami nęcą... wybierać w gotowcach ile się chce. Komputer? Konspekty pisałam ręcznie- wszystkie, do każdych zajęć. Przez rok, na mianowanie, w nauczaniu początkowym chyba tonę tych papierów napisałam. Potem, kiedy pracowałam już na uczelni (taki 6 letni przerywnik między szkołami podstawowymi) dostałam od męża zabytkową szwajcarską maszynę "z umlautami" i konspekty do zajęć pisałam na tej maszynie. Następny moje narzędzie pracy to nowiuteńki łucznik- maszyna do pisania z długim wałkiem i polską czcionką. Na tej maszynie napisałam też pierwsze rozdziały pracy doktorskiej. Niedawno je odkryłam przy okazji jaskiniowych porządków. Komputer? Był potem. A jakże- stary szwajcarski, darowany laptop z niemiecką czcionką- historia powtórzyła się, jak w filmie. Pisałam z umlautami, ale jaki to już był postęp. Mogłam każdy błąd, każde złe zdanie skasować, każdy tekst na dyskietce zapisać. No i teraz "wiszę", bo już nie da się inaczej :))))
Mgła- jeszcze listopadowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz