Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 27 grudnia 2011

Mgła

Nie, nie cierpię na namiar czasu, chociaż można odnieść takie wrażenie, obserwując tempo zamieszczania przeze mnie postów. Często mam tak czas nasycony, że nie wiem w co najpierw ręce włożyć. Kiedyś gadałam z ludźmi na GG. Przez cały dzień jakiś kontakt był. Nieraz czytałam: Ty znowu wisisz na kompie? Ano wisiałam i wiszę. Taka moja praca. Dzisiaj też już napisałam pół wykładu. A w przerwach chodzę po stronach i czytam sobie. Jedni "wiszą na serialach", inni siedzą w knajpie... Piszę artykuły, książkę, wykłady...a na czym mam pisać?Kiedy sobie przypomnę, jak  kiedyś to wyglądało.... moja pierwsza praca to etat wychowawcy świetlicy. Przyszłam taka nieopierzona w 80 roku do podstawówki i od razu musiałam zorganizować pracę na świetlicy oraz pokierować stołówką. Zupełna dętka po KO. Jakąś metodykę pracy KO mieliśmy, jakieś imprezy organizowaliśmy, jakieś konspekty i prace pisaliśmy, jakieś praktyki mieliśmy, jakieś....wykształcenie po 5 latach studiów...jakieś..... a tu szkoła, "realne" dzieciaki i zero materiałów, zero pomocy dydaktycznych, gier- pusta szafa, kilka stolików i krzesełek, puste ściany a na nich kilka listewek. Pamiętam, jak klęczałam na podłodze i na wielkim arkuszu szarego papieru malowałam "kleksa", takiego ludzika, arkusz powiesiłam na drzwiach i zaraz zrobiło się tak jakoś fajniej. Wszystko wtedy piórkiem i pędzlem na kolanach, nocami. Wszystkie pomoce dydaktyczne robiłam sama. Zresztą w tej szkole pracowało mi się bardzo dobrze. Małe grono, super dyrektor- bardzo przyjazny i idący na rękę. W ramach zastępstwa półrocznego uczyłam też historii i prowadziłam chór. No rany- tu już dyrektor trochę przegiął, ale fakt, że na zakończenie roku chór śpiewał na trzy głosy i należeli do niego także chłopaki z 8 klasy- dobrowolnie :))))) jak mi się udało? Ano umiem grać w piłkę nożną :))) W następnej szkole uczyłam w nauczaniu początkowym. Środek lat 80tych- pusto w sklepach. Wszystkie pomoce dla 40 rozbójników sama kleiłam, wycinałam, malowałam i.... wszystkie to przeszłyśmy. Teraz nauczyciele....pod nos im wydawnictwa, sklepy, podsuwają, bonusami nęcą... wybierać w gotowcach ile się chce. Komputer? Konspekty pisałam ręcznie- wszystkie, do każdych zajęć. Przez rok, na mianowanie, w nauczaniu początkowym chyba tonę tych papierów napisałam. Potem, kiedy pracowałam już na uczelni (taki 6 letni przerywnik między szkołami podstawowymi) dostałam od męża zabytkową szwajcarską maszynę "z umlautami" i konspekty do zajęć pisałam na tej maszynie. Następny moje narzędzie pracy to nowiuteńki łucznik- maszyna do pisania z długim wałkiem i polską czcionką. Na tej maszynie napisałam też pierwsze rozdziały pracy doktorskiej. Niedawno je odkryłam przy okazji jaskiniowych porządków. Komputer? Był potem. A jakże- stary szwajcarski, darowany laptop z niemiecką czcionką- historia powtórzyła się, jak w filmie. Pisałam z umlautami, ale jaki to już był postęp. Mogłam każdy błąd, każde złe zdanie skasować, każdy tekst na dyskietce zapisać. No i teraz "wiszę", bo już nie da się inaczej :))))
Mgła- jeszcze listopadowa









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz