Robota goni robotę. Teraz sadzę "drugie" kwiaty w donicach i doprowadzam ogród do porządku. Sucho. Nawet bardzo sucho. Trzeba deszczu. Od paru dni wieje bardzo ciepły wiatr południowo- wschodni i jest upał. Ten wiatr wysuszył ziemię. Porządkuję i robię zdjęcia. Cały dysk D zapchany. Nie mam czasu ich przygotować do "wstawiania". A może lepiej. Będzie jak znalazł na zimowe wieczory :). Nie mam na razie ochoty na rozpisywanie się o rzeczach ważnych, a może i nieważnych. O szkole, nauczycielach, chrześcijaństwie, wypaczeniach jego itp. Siedzimy z Jaskółem, pijemy jakieś co nieco i słuchamy dobrej muzy. Bardzo dobrej... Lista wszech czasów... Jest OK. Wszystko odpływa. Teraz znowu wiem, że jestem taka, jak kiedyś. To złe, to nurtujące, gryzące w środku, powoli odchodzi, wycofuje się, ale jest jakiś jeszcze lęk, że może.... wróci? Nigdy nie byłam taka bezrefleksyjna, nie odbierałam świata na zasadzie: "No wiesz, już tak jest...", " No wiesz... on/ona taka jest"... " No wiesz nie masz wpływu..."... " No wiesz, świata nie zmienisz". Nie mam zaufania do ludzi, którzy nie widzą problemów lub je minimalizują. To nie tak. Problemy są i trzeba je rozwiązywać, a nie uciekać od nich, czy nie "zauważać". Minimalizowanie problemów to pewien rodzaj luzactwa. Taki szpan- och... co tam... jakoś będzie..."Jakoś tak będzie" w moim życiu nie było. Musiałam konkretne problemy konkretnie rozwiązywać. A teraz... teraz jest: "Takich dwóch, jak nas trzech, nie ma ani jednego ". :))))
Dzisiaj to. Następny mój "konik"- zachody i zdjęcia nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz