Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

I zrobiła się pustka- Zuza odeszła


Wczoraj odleciały bociany. Ogromne stado nisko przepłynęło nad ogrodem i skierowało się w stronę Czantorii, na południe. Egipt? Dzisiaj cicho, we śnie, odeszła w „Krainę wiecznego szczęścia” nasza Zuzia. Nie piszę w „Krainę wiecznych łowów”, bo to była nadzwyczaj spokojna i łagodna sunia. Wiewiórki hasały jej przez pyskiem, kiedy leżała  na tarasie, kosy szukały w trawie dżdżownic przed jej nosem, a ona leniwie, spokojnie wodziła za nimi wzrokiem i nie reagowała. Nie cierpiała. Spokojnie zasnęła. Dwa lata temu zrobił jej się na sutku guz i rósł. Weterynarz bał się ryzykować przeprowadzić operację, bo serce Zuzka miała nadwyrężone poprzednią. Zadecydowaliśmy, że jest już stara i nie będziemy jej narażać na dodatkowy stres i cierpienie. Co będzie, to będzie. W zeszłym roku doszło zwyrodnienie kręgosłupa. Coraz trudniej było jej podnieść tyłek. Dostawała zastrzyki, podawałam jej witaminy, jakieś preparaty na wzmocnienie chrząstki. Przez ostatnie tygodnie była na środkach przeciwbólowych i niwelujących zapalenie. Całkiem dobrze funkcjonowała. Jeszcze przedwczoraj była na długim spacerze w lasku, ale pilnowałam, żeby nie brykała. A wczoraj…Po południu położyła się w cieniu pod cisem i dziwnie znieruchomiała. Nie reagowała na nasze głosy, a kiedy patrzyła, to tak, jakby była pod wpływem narkotyku. Młody wieczorem delikatnie pomógł jej przejść na legowisko w naszej sypialni. Nie piszczała, była spokojna, ale nie jadła. Całą noc ciężko oddychała i rano odeszła. Dobry, kochany pies- bardzo bałam się, że kiedy nastąpi kryzys, kiedy zacznie cierpieć, będę musiała podjąć decyzję. Los jej i mnie tego zaoszczędził. Kto stracił ukochane zwierzę, ten wie, co teraz czujemy. Spłakaliśmy się wszyscy jak bobry. Jesteśmy mocno obolali. Miała chyba 14 lat,a z nami była 10. To był najukochańszy członek rodziny. Pochowaliśmy ją pod krzakiem róży, w ogrodzie, na skraju lasku.
Zdjęcia zrobiłam w zeszły czwartek.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz