Wczoraj odleciały bociany. Ogromne stado nisko przepłynęło
nad ogrodem i skierowało się w stronę Czantorii, na południe. Egipt? Dzisiaj
cicho, we śnie, odeszła w „Krainę wiecznego szczęścia” nasza Zuzia. Nie piszę w
„Krainę wiecznych łowów”, bo to była nadzwyczaj spokojna i łagodna sunia.
Wiewiórki hasały jej przez pyskiem, kiedy leżała na tarasie, kosy szukały w trawie dżdżownic
przed jej nosem, a ona leniwie, spokojnie wodziła za nimi wzrokiem i nie
reagowała. Nie cierpiała. Spokojnie zasnęła. Dwa lata temu zrobił jej się na
sutku guz i rósł. Weterynarz bał się ryzykować przeprowadzić operację, bo serce
Zuzka miała nadwyrężone poprzednią. Zadecydowaliśmy, że jest już stara i nie
będziemy jej narażać na dodatkowy stres i cierpienie. Co będzie, to będzie. W zeszłym
roku doszło zwyrodnienie kręgosłupa. Coraz trudniej było jej podnieść tyłek.
Dostawała zastrzyki, podawałam jej witaminy, jakieś preparaty na wzmocnienie
chrząstki. Przez ostatnie tygodnie była na środkach przeciwbólowych i
niwelujących zapalenie. Całkiem dobrze funkcjonowała. Jeszcze przedwczoraj była
na długim spacerze w lasku, ale pilnowałam, żeby nie brykała. A wczoraj…Po południu
położyła się w cieniu pod cisem i dziwnie znieruchomiała. Nie reagowała na
nasze głosy, a kiedy patrzyła, to tak, jakby była pod wpływem narkotyku. Młody wieczorem delikatnie pomógł jej przejść na legowisko w naszej sypialni. Nie
piszczała, była spokojna, ale nie jadła. Całą noc ciężko oddychała i rano
odeszła. Dobry, kochany pies- bardzo bałam się, że kiedy nastąpi kryzys, kiedy
zacznie cierpieć, będę musiała podjąć decyzję. Los jej i mnie tego zaoszczędził.
Kto stracił ukochane zwierzę, ten wie, co teraz czujemy. Spłakaliśmy się wszyscy
jak bobry. Jesteśmy mocno obolali. Miała chyba 14 lat,a z nami była 10. To był najukochańszy
członek rodziny. Pochowaliśmy ją pod krzakiem róży, w ogrodzie, na skraju
lasku.
Zdjęcia zrobiłam w zeszły czwartek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz