Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 27 września 2012

Nudzić się nie mamy szans.


Czeka nas  w październiku wymiana kilku drzwi balkonowych, części okien i głównych drzwi wejściowych. Na szczęście proces decyzyjny, którego wprost nie cierpię, już za nami. Nie lubię wybierać, przebierać, dopasowywać. W dodatku ciągle mam wrażenie, że firmy oczekują od nas wyboru czegoś ekstra. A ja nie lubię bajerów. Ma być prosto i funkcjonalnie. Dany produkt ma spełniać w 100% to, do czego jest przeznaczony i tyle.  Dlatego wszelkie pytania  o np. parapety i podsuwanie jakichś marmurków, deseni, krzywizn i połysków mijało się z celem. Okna mają zabezpieczać przed zimnem i dać się łatwo myć. Szybka w drzwiach wyjściowych ma być normalna bez refleksów, witraży i wypukłości, bo nie pasuje do zewnętrznej elewacji taki szpan. Tak samo z klamkami. Po cholerę mi jakieś złocone,  kute ozdobnie klamki, kiedy mój dom jest prosty w stylu? I tak po kolei. No i cena też tu odgrywa rolę, bo każdy taki ozdobny akcencik to kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt złotych dodatkowo z kieszeni wyrywa. A forsa ciśnie. I to bardzo. Jeszcze remont komina przed zimą się szykuje. Przed kilku laty jego kawałek się oderwał i z wielkim hukiem spadł, na szczęście, poza taras, na którym sobie beztrosko paplaliśmy przy herbacie. Na razie komin funkcjonuje taki wyszczerbiony, ale urody mu ta wyrwa nie dodaje i w każdej chwili istnieje realne zagrożenie, że następny kawałek spadnie komuś na łepetynę, albo nie daj boże, cały komin runie. Po wprawieniu stolarki należałoby wymienić podłogi. Dobra…., nie chcę myśleć, co dalej, bo potrzeby kocą się jak króliki. Żeby jeszcze kasy tak szybko przybywało. Na razie metodą małych kroków remontujemy ten nasz „zarośnięty mchem i porostem” wiejski dom. A z drugiej strony, to stawia przed nami coraz to nowe cele, które czynią nasze życie niewątpliwie bardzo interesujące. I chyba do jego końca nie będziemy narzekać na nudę J
Tujałki
Urzekły mnie ich barokowe w kolorach kwiaty. Te łączenia barw i wrażenie aksamitnych płatków. Piękny jest też kształt kielichów. Na jednej łodydze po kolei rozkwita się kilka kwiatów i tworzą taki minibukiet.
 Nasiona kupuję w Leroy Merlin.  Nie widziałam ich w żadnym innym sklepie. Kiedyś jeszcze były w ogrodniczych, ale teraz już ich w nich nie znalazłam.
 Roślina jednoroczna, sieje się ją wiosną. Bardzo trudna w uzyskaniu sadzonek. Najczęściej nie wykiełkuje, albo wykiełkuje parę sztuk z całej paczki nasion. Chyba powinno się ją wysiewać do donic wczesną wiosną i stawiać na parapecie w domu, ale ja nie mam cierpliwości do takich zabaw. Poza tym, rośliny siane w donicach są zazwyczaj bardziej delikatne i podatne na choroby oraz zmiany pogody.
 Corocznie wysiewam wprost do gruntu, potem czekam na cud :) I każdego roku staje się taki maleńki cud, bo kilka sadzonek udaje mi się wyhodować.
 Rośliny są wiotkie, powinny mieć podpórki. Pod wpływem deszczu przewracają się na grządkę i kwiaty się niszczą.
 Przeczytałam, że nie powinno się przesadzać sadzonek a wysiewać je wprost na miejsce stałe. Hmmmm... mnie się właśnie sadzonki przesadzane przyjmują. Natomiast kilka razy siałam inne roślinki na miejsca stałe i najczęściej je "odchwaszczałam' z innymi niepotrzebnymi. Skleroza i tyle. Dlatego wolę sobie sadzonki wyhodować na rozsadniku, a potem wysadzać na grządki w miejsca stałe.
 Kwiaty tujałek mają dużo odcieni i każda roślinka ma inny środek.

Przypominają petunie, ale są bardziej delikatne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz