Jestem na wpół uduszona. To nerwica mnie dopada co
i rusz. A dzisiaj z powodu mamy. Musieliśmy nagle wyjechać i przed wyjazdem
jeszcze zaszłam do jej mieszkania zobaczyć, czy wszystko w porządku. Wchodzę do
pokoju i widzę, że śpi w dziwnej pozycji- głowa lekko wykręcona w górę, oparta
na podgiętej ręce, twarz wysunięta do przodu.
-Mamo, śpisz?- pytam półgłosem. Cisza.
- Mamo!!- mówię głośno. Nic, cisza. Stoję i myśli
lecą mi błyskawicznie: No nie. Teraz? Czyżby się stało? Umarła????? Kurcze… jak
to? Robię się kamiennie spokojna. Zawsze w takich sytuacjach podbramkowych,
ogarnia mnie spokój szachisty. Kamień, mur, beton.
- Mamo, śpisz???!!!- teraz już bardzo głośno i
spokojnie mówię.
- Co? Uhmmmm…- odzywa się po długiej, bardzo
długiej chwili zaspanym głosem. O rany….
Napięcie opadło, ale w tym samym momencie wszystko się we mnie rozszalało. W
środku zaczęłam dygotać, w gardle ucisk. Zaczyna mnie dusić. Koniec, przepadło.
Do teraz mnie jeszcze trzyma. Każdy taki mocny stres, od niedawna, wyzwala
„duszonko” (przedtem atakowało żołądek). Pozostałości z mojego niewątpliwie
mocno „spokojnego” życia. Nie, nie da się tego leczyć farmakologicznie.
Inaczej- da się, ale to nie ma sensu. Te wszystkie wyciszacze autują mnie też z
wszelkiej aktywności, a to jeszcze bardziej mnie wkurza. Kiedyś pan psychiatra (ach ta depresja, niekończąca się udręka) dał mi środki,
które po miesiącu zażywania, wyzwalały we mnie agresję, zamiast wyciszać i
leczyć mi nerwy. Podziękowałam. Serce przebadałam, bo gdy pierwszy raz zaczęłam
się dusić, wylądowałam na pogotowiu (wymusili to na mnie moi domowi).
Myślałam, że mam atak serca. Jedno EKG, potem następne. Serce jak dzwon. Psychoterapię prowadzi mi mój Jaskół. Jest w tym
genialny. Te wiewiórki… dzięcioły, zachody słońca…cała ta zabawa w
fotografowanie, to intuicja- wiem, że to też mnie ratuje. Czas… czas musi to wyrównać, wyciszyć.J
Nie szukam rady, nie skarżę się, nie wymyślam cudów tutaj. Czasem muszę upuścić z siebie parę. Wiem, że sama muszę się z moimi lękami i stanami ducha uporać. I wiem, że pisanie, nazywanie rzeczy po imieniu, odkrywanie ich, wyrzucanie na zewnątrz, też pomaga. I wiem również, że nie ja sama w takiej sytuacji tkwię.
Koronki
Moja druga ulubiona róża:)
Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuń