Tak się zwiozłam po naszych klientach, że potem
głupio mi się zrobiło. Czasem wkurzy jeden, a na innych się skrupi, ale, że pozwalają
sobie na różne numery, to fakt. Tak naprawdę niewielu jest takich paskudów.
Większość naszych stałych klientów to fajni ludzie. Wpadają, pogadają, kupią,
co trzeba, czasem doradzą jaki towar idzie, jak się co robi, żebyśmy potem
innym klientom mogli wytłumaczyć. Są i tacy, co posiedzą i pogadają nawet pół godziny. A sporo ich jest. Poznoszą
najświeższe informacje, ploteczki, pozłoszczą się z nami na wredne przepisy,
czasy, poopowiadają kawały a potem lecą do swojej roboty. Zdarza się, że
przyniosą swoje wyroby do spróbowania. Mniam, naprawdę przedobre. Jaskół ma
prawdziwy talent do handlu i kontaktów z klientem. Ja jestem jednak bardziej
zamknięta, chociaż też lubię pogadać, pożartować. Jeszcze nie bardzo czuję tę
branżę. Ciągle jest sporo dla mnie rzeczy nieznanych oraz trudnych do
ogarnięcia. I tu właśnie stali nasi klienci bardzo pomagają fachowymi poradami.
Połowa stycznia- czas planować rok. Na wiosnę
Jaskół leci na Enfieldzie na pierwsze spotkanie z paczką znajomych motocyklistów gdzieś w Góry Świętokrzyskie.
To stały wiosenny punkt. Powinniśmy pojechać do Częstochowy na otwarcie sezonu,
ale jakoś tak nie bardzo mnie ciągnie, bo jeszcze jest zimno (kwiecień), a na
motocyklu wtedy chłodniej podwójnie. Odpuszczamy. Odpuszczamy też klasowe
ognisko w naszym ogrodzie. Zrobiliśmy ich w ostatnich latach pięć (rok po roku) i teraz
kolej na kogoś innego. W czerwcu organizujemy coroczny meeting Royal Enfielda
na Ziemi Cieszyńskiej. Ty razem padło na górę Chełm i wycieczkę do Trójstyku. Następnie
Kraków z klimatycznym, żydowskim festiwalem. Trzeba odwiedzić znajomą knajpkę
„Ulica krokodyli’ i porozglądać się, kto ze znajomych przyjdzie posłuchać
dobrej muzyki, tudzież napić się piwa. A potem… jest zaproszenie do Kętrzyna na
żagle, jest meeting Royal Enfielda na Roztoczu… już mi tęskno do ciepełka i do
przejażdżek z pyszczyskiem nastawionym do słoneczka.
Nasi gości. Wszystkie zdjęcia zrobione są przez
szybę. Jakość – niestety- gorsza.
Kura bażanta. Od paru lat mieszkają w ogrodzie. Są prawie oswojone. Nawet psami od siostry się nie bardzo przejmują.
Uciekają wprawdzie przed psiakami w dalsze części ogrodu, ale bez zbytniego popłochu.
A kogut pod krzakiem cisa zażerał się kukurydzą.Dziobał słoninę z taką zawziętością, jakby wybierał pędraki spod twardej kory. Dzięcioł duży z czerwonymi portasami :)
Nie miałam pojęcia, że dodatkowo dokarmiamy dzięcioła:)
A ten rozbójnik cały czas siedział sobie cichutko na świerku i obserwował bażanty. Krogulec- cały czas się kręci w pobliżu. Od czasu do czasu znajdujemy w ogrodzie stosiki piór gołębich. Chyba to jego sprawka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz