Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 18 stycznia 2015

A dzisiaj...

A dzisiaj przyszła zima. Przy dodatniej temperaturze, śnieg szybko topnieje, ale o poranku ogród wyglądał tak.




Beza kombinuje, jak dopaść wiewiórkę, która zwiała na brzozę. Wbiegła na sam czubek drzewa i swoim zwycząjem zastygła w wiewiórczym stuporze. Siedziała między gęstymi gałęziami, dlatego nie mogłam jej sfotografować. Beza chwilę ganiała dookoła brzozy z zadartą łepetyną. Nie szczekała i to jest wynik mojej "tresury". Już potrafi na widok rudzielca opanować swoje myśliwskie instynkty. Przynajmniej w hałasowaniu.

A tego biedaka znalazłam parę dni temu przed schodami na taras. Prawdopodobnie, w pogoni za ptasim łupem, strzelił z całej siły w ścianę lub okno domu, odbił się i padł na trawę nieżywy. Tutaj ptakom często się to zdarza. Rzadko zabijają się. Prędzej ja mam dodatkowe emocje i chercklekoty, kiedy taki ptasior z całej siły rąbnie w szybę prawie przy mojej głowie.
Niestety, krogulec nie przeżył.

A z drugiej strony. Ostatnio namnożyło ich się trochę i często polują na ptaki w naszym ogrodzie. Latem jeden był tak bezczelny, że nie bacząc na bliskość ludzi, przy garażu, na ziemi,  zaczął mordować gołębia. Uciekł, bo Jaskół, usłyszawszy "krzyki" gołębia, go przegonił. Gołąb ledwo uszedł z życiem.
Wczoraj, kiedy przecinałam krzewy (było pięknie ciepło i słonecznie),  przeleciał taki rozbójnik nisko nad moją głową. Zupełnie się nie krępują łobuzy:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz