Nie
może być tak do końca super. Przyszła i od razu zasypała nas po
uszy. Rano sesja odchudzania. Cały parking zaśnieżony. Warstwa
około 15 cm. Parking, chodnik 20. metrowy- równiutkie,
bielusieńkie. No to szufle i heja. Godzina ściągania,
przepychania, wyrzucania i przerzucania białego dziadostwa. UF!
Nie,
jeszcze nie uf. Jeszcze dach sklepu, bo jak się śnieg za grupo
nawarstwi, to drzwi nie otworzymy. Jaskół na drabinę, ja obok-
asekuracja. I następne 40 minut zrzucania śniegu z dachu. Nie macie
pojęcia, jak nam obiad smakował:) To białe jest w sumie ładne,
klimatyczne. No i co z tego, kiedy trzeba szuflować. Największą
frajdę ma Bezka. Jej przodkowie pochodzą z Szetlandów, więc do
zimna przyzwyczajona. Porobiłam trochę zdjęć.
Od tygodnia kwitnie oczar. Pierwszy kwitnący zimowo-wiosenny krzew . Czekam teraz na wilcze łyko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz