Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 23 maja 2015

Czas kwitnących krzewów

Nasz ogród ma 25 lat. Kiedy się przyprowadziłam, obok domu było szczere pole. Zero krzewów, zero drzew, zero kwiatów. Tylko chwasty i trawa, widok na domek gospodarczy sąsiada- na szczęście oddalony o 25 metrów, i widok na pasmo Beskidów. A po 25 latach chodzę po ogrodzie i jestem szczęśliwa. Tyle zieleni, tyle barw, mnóstwo ptaków i.... oczywiście rudasy:)
Czas kwitnących krzewów.

 W tym roku żarnowce zrobiły mi niespodziankę. Tak bujnie jeszcze nigdy nie kwitły. W zeszłym roku, ten na górze był połamany przez śniegi. Kwitł, ale nie był tak rozrośnięty. W tym roku Jaskół musiał wbić wysoki palik, do którego podwiązałam ciężkie od pąków gałązki.
Przy tym też musieliśmy wbić palik, żeby się nie połamał. Ten w odróżnieniu od poprzedniego poprowadziłam na drzewko. Rok temu przesadziliśmy go na to miejsce, bo rósł za blisko jodły. To jest odrost tego pokazanego na pierwszym zdjęciu. Żarnowce miotlaste są roślinami szybko rosnącymi i rosną w na glebach przepuszczalnych, ale nie lubią wapiennych. Lubią słońce. Ja się raczej nie przejmuję. Sadzę krzew, gdzie mam miejsce i rzadko zdarza się, żeby się nie przyjął. Pilnuję tylko, żeby okrywać mniejsze na zimę. Jakoś tak głupio, kiedy rośliny marzną z mojej winy. Żarnowce czasem przemarzają. Jest to roślina trująca i lecznicza zarazem. Podobna odtruwa jad żmii. Dla mnie interesujące jest to, że żarnowiec nie lubi zalewania, raczej jest rośliną sucholubną, a u nas jest on notorycznie zalewany, bo rośnie na glebie mało przepuszczalnej i kwitnie jak głupi, zamiast się obrazić.
 Kalina koralowa. Ma tylko 15 lat, a jest gigantem. Wysoki na 2,5 metra i bardzo szeroki. Niesamowicie przyrasta i co roku muszę jej czub przycinać. Kiedy kwitnie tarnina, to na ogół leje. Tak samo jest, kiedy kwitnie kalina koralowa. Zawsze leje i zawsze boję się, że połamią się jej pięknie kwitnące gałęzie pod naporem wody.
 Niektóre kwiaty są wielkości główki noworodka. Ogromne.
Krzew kaliny koralowej w całej okazałości.
Maj to miesiąc kwitnących azalii i rododendronów. Chyba już kiedyś pisałam, że tę azalię dostałam chyba z 16 lat temu od studentek, jako azalię doniczkową. Ponieważ dosyć szybko zaczęła "wychodzić' z doniczki, przesadziłam ją,  na próbę, do gruntu. No i tak została. Z roku na rok większa i coraz piękniej kwitnie. To miniatura, więc chyba dużo wyższa już nie będzie, ale pewnie przybędzie jej jeszcze w obwodzie. Ulubienica Jaskóla:)
Jest jeszcze jedna azalia w ogrodzie, ale na razie ma słabo rozkwitnięte kwiaty. Wkleję jej zdjęcie , kiedy cała się rozkwitnie na full.
 To rododendron -staruszek. Ma 18 lat i należy do grupy rododendronów o średniej wysokości.
We wsi, w której przeżyłam dzieciństwo, był ośrodek zdrowia, znajdujący się na skraju dworskiego kiedyś parku. Przed wojną w tym budynku mieszkał zarządca. W głębi parku stał pałac. Podczas wojny pałac zburzono. Pozostał tylko park i ten budynek. Przed ośrodkiem zdrowia był okrągły klomb, otoczony żwirową drogą- zajazd. Na środku klombu rosły rododendrony. Czerwone. A w parku, dookoła stawu rosło mnóstwo innych rododendronów. Właśnie tych fioletowych. Ich kolor mnie zauroczył do tego stopnia, że już wtedy postanowiłam mieć takie w swoim ogrodzie, kiedy dorosnę. Nawet na myśl mi nie przyszło, że mogę ogrodu nie mieć. I nie wiedziałam wtedy, że te krzewy są raczej niedostępne dla zwykłego śmiertelnika- było to 50 lat temu. Rododendrony w latach 60tych zdobiły, przede wszystkim, przypałacowe parki. Kiedy tylko krzewy rododendronów pojawiły się w masowej sprzedaży, kupiłam trzy. Ten fioletowy wybrałam bez namysłu. Wybór kolorów dwóch pozostałych był już dla mnie zgryzem. "I ten wabi, i ten nęci' chciałoby się rzec za osiołkiem.
 I wybrałam- biały, kwitnący na początku maja. Bardzo obficie drobniejszymi kwiatami,
oraz to cudo. Tak wygląda z góry
Najpierw pojawiają się pąki, które są mocno karminowe. Potem rozkwitają w różowo-karminowe kule,
by na końcu uzyskać woskowo-kremowy kolor, prawie do białego z lekkim zielonym cieniem.
Żadne zdjęcia nie są w stanie oddać tych przebarwień. I to wszystko dzieje się na jednym krzaku. Ten rododendron chyba jest mocno"przerasowany', bo strasznie jest nieodporny na choroby grzybowe. 
Podczas, gdy dwa pozostałe rosły oraz mocno kwitły, ten cherlał i stękał, kwitł jednym, no może dwoma kwiatami. Raz tylko zakwitł mocniej, a potem znowu liście mu czerniały, schły. Tylko pieniek był silny i co tu mówić, wyglądał jak kikutek. W zeszłym roku deczko się wściekłam i "wóz, albo przewóz", zlałam go obficie środkiem grzybobójczym, z postanowieniem, że jak nie przeżyje, to go wytnę, bo tylko mi szpeci ogród. Po dwóch tygodniach wypuścił nowe liście, zazielenił się ładnie. W tym roku stanowi prawdziwą konkurencję kwiatową dla tych pozostałych.
I cała trójka.
Bardzo mi się podobają. W tym roku zasadzę nową kępę rododendronów. Może doczekam czasu, kiedy będą też tak ładnie wyglądać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz