„Mój
ukochany kraju mlekiem i miodem płynący!
Taka
jestem ci wdzięczna, za tę biedę jaką przyszło mi klepać. Za
obrazki codzienne ze sklepu osiedlowego, gdzie matka trójki
dzieci odkłada na półkę butelkę z mlekiem, bo jeśli dziś
je kupi, to jutro nie będzie miała na chleb. Za to, że codziennie
stoję przed dylematem czy zapłacić rachunki, czy kupić leki
umierającemu synowi. Dziękuję ci za każdy telefon od komornika,
który coraz bardziej zaciska pętle wokół mej szyj, bo choćbym
się zesrała, dwoiła i troiła, nie wyrabiam finansowo. Dziękuje
ci za brak spokoju, za poniżanie do granic możliwości, gdy
wychodzę z MOPS-u z kwitkiem, bo słyszę, że przekraczam kryterium
dochodowe. I za te bezsenne noce ci dziękuję, gdy po raz setny
liczę wydatki i nijak nie chcę mi wyjść nawet na równo. Tylko
zawsze na minus i zawsze na coś zabraknie. Bo samotne matki w moim
pięknym kraju nic nie są warte, tylko z nimi problem. I nikogo nie
obchodzi, że mają coraz mniej sił i same nie wiedzą, ile
jeszcze
zdołają wytrzymać.
Mój
kraj debatuje nad tym, kto zasadził brzozę i wydając grube miliony
szuka teorii spiskowych. Mój kraj, całymi dniami siedzi w sejmie i
zajmuje bzdetami, i pojęcia nie ma, że tacy ludzie jak my, w ogóle
istnieją. Że za jedną dietę szanownego pana posła mogłabym
kupić węgiel na całą zimę, dach trochę połatać, dzieciom buty
kupić. On o tym nie wie, bo w restauracji daje kelnerowi 50 zł
napiwku, za które ja mogłabym zrobić dwa obiady, dla całej
rodziny. Jakim cudem? Bo mój kraj mnie tych cudów nauczył, by z
dziećmi przeżyć za 30 zł dziennie. Ale oni, nie mają o tym
zielonego pojęcia, bo już dawno zepchnęli nas na margines
społeczny. Do slamsów, gdzie ktoś sprayem napisał: – Chciałaś
mieć suko bachory, to sobie radź. Mój kraj łaskawy każe mi
stawiać się z dzieckiem na Komisje Orzekania o Niepełnosprawności
i walczyć. Walczyć jak lwica udowadniając, że moje nieuleczalnie
chore dziecko potrzebuje tych pieniędzy, które mój
ukochany
kraj oferuje. I poniżam się, błagam i kajam przed szanowną
komisją, żeby przyznała nam te całe 480 zł renty. I słyszę
przy wyjściu, że za rok mam tu przyjść ponownie, bo może akurat
mój syn cudownie ozdrowieje i nie będzie już potrzebował tego
ogromu pieniędzy.
I rzygać
mi się chce, i płakać jednocześnie, gdy słyszę od znajomych, że
mój kraj w pizdu zostawili, wyjechali, i teraz w końcu żyją
jak ludzie. Nie zastanawiają się w markecie, czy jeśli dziś
zrobią na obiad mięso, to jutro będą mieli chociaż na cienką
zupę. Nie kupują swoim dzieciom jogurtów dwa razy w tygodniu i to
najtańszych, bo na codzienny taki rarytas ich nie stać.
I na wymioty mnie zbiera, gdy czytam komentarze, że wszystkie
kobiety, które wyszły niedawno na ulice, powinno się spalić na
stosie. Bo zamiast rodzić, to się buntują, chcą wyboru wedle
własnego sumienia. A mój kraj ma sumienie dawać matkom z
niepełnosprawnym dzieckiem 80 zł na rehabilitacje? Czy mój kraj z
Wiejskiej adoptował choć jedno zdeformowane i siłą urodzone
dziecko. Gdzie przy porodzie za wszelką świętość, obarczona
grzechem niewybaczalnym, że pomyślała o aborcji, umiera matka na
stole operacyjnym. Pytam, gdzie leczycie swoje dzieci, panie
posłanki? Bo na pewno nie w obskurnym, zadłużonym szpitalu, który
nie posiada na stanie nawet respiratora, gdzie 15-letnia Ola,
umierała w męczarniach. Dusiła się kilka godzin i błagała
resztkami sił o śmierć. A na wakacje gdzie jeździcie? Bo dla nas
wakacje to blady strach, gdy zdajemy sobie sprawę, że trzeba będzie
kupić książki do szkoły, co roku nowe, bo tak sobie ktoś tam
mądrze wymyślił. Żeby nabić kasę drukarniom i całej reszcie
wyciągając bez skrupułów z mojego, obdartego portfela. Mój kraj
ukochany mówi mi: masz dwie ręce, to pracuj. Zarabiaj na utrzymanie
dzieci, które przecież są twoje. I po latach poszukiwań, tułaczki
i zasiłkach z urzędu, daje ci robotę. Całe trzy czwarte etatu, ze
śmieciową umową i całym 1200 zł na konto. Z czego połowę
zabierze ci firma windykacyjna, bo się zadłużyłaś, gdy dzieci
chorowały, a do gara nie było co włożyć. I wegetujesz,
zastanawiając się każdego dnia czym jeszcze obdaruje cię twój
kraj ukochany. I nie czekasz długo, bo słyszysz, że zamknęli
kolejny oddział w klinice onkologii, bo nie było na remont. Za to
wybudowali piękny, nowoczesny budynek, z wysokim standardem,
marmurowa podłogą, żeby Trynkiewicz miał gdzie, godnie spędzić
resztę życia. I patrzysz, jak powstają, rosną jak grzyby po
deszczu, nowe kościoły i pomniki pamięci, i myślisz, czy to ty
masz coś z głową, czy to świat oszalał. I wstydzisz się
przyznać, że z tego kraju jesteś, bo nie ma miejsca, gdzie nie
wytykano by nas palcami i kiwano z niedowierzaniem głową, że to co
u nas, dzieje się w cywilizowanym państwie. Bo nie umiem
wytłumaczyć, jak to się stało, że matka koleżanki po
kilkudziesięciu latach ciężkiej harówy dostała parę stówek
renty. Za mało by przeżyć, za dużo żeby zdechnąć. Tak, w tym
kraju tacy jak my, zdychają w samotności, obdarci ze złudzeń,
pokonani przez bezsilność.
I
myślę mój kraju cudowny, gdzie zmiany dobre i żyje się lepiej,
że ch*j na mnie kładziesz i tylko czekasz, aż pozbędziesz się
balastu, jakim jestem. Bo przecież są ważniejsze sprawy, kolejną
tablicę pamięci trzeba gdzieś przymocować i modlić się pod nią.
Gdybym nie przestała już dawno wierzyć, też bym się pomodliła.
O dar umiejętności transplantacji mózgów, bo gdy się temu
wszystkiemu przyglądam, czytam ustawy i przepisy, to czasem
myślę, że w niektórych głowach hula tylko wiatr. I jeszcze może
o pełną lodówkę bym się pomodliła i nowe buty na zimę. I o
biurka, żeby dzieci miały miejsce do odrabiania lekcji. I może
jeszcze o choć jedną przespaną w tygodniu noc. Bo tylko we śnie,
mogę oddychać spokojnie wyobrażając sobie, że żyję w normalnym
miejscu. Gdzie w aptece starsza pani nie musi rezygnować z
połowy leków. Bo jest ciężko chora, ale gdy wszystkie kupi,
wyrzucą ją z mieszkania, bo nie starczy na czynsz. Dziękuje ci
więc mój święty kraju za to, że każdego dnia, dajesz mi wybór.
Wegetuj albo się powieś.”
I komentarz dopełniający całość
Warto
również dodać owspankałym programie 500+. Jako matka samotnie
wychowująca dziecko żadnej pomocy nie otrzymuję, ponieważ pracuję, a
ojciec dziecka zobowiązał się płacić alimenty choć płaci 1/3. Jestem "za
bogata" aby otrzymywać zasiłek alimentacyjny, "za bogata" aby otrzymać
dodatek 500+. Jednak stanowczo "za biedna" aby utrzymać się z synem bez
niczyjej pomocy. Mimo, że pracuję od świtu do zmierzchu, aby zapewnić
wszystko synowi."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz