niedziela, 29 listopada 2020

Coraz bliżej święta....(W ukrytym blogu 3)

 Dzisiaj spadł pierwszy śnieg. Temperatura też spada. Nie lubię takich dni. Ponuro, wisząca nisko mgła i chlapa śniegowa. Poszłyśmy z Bezką na spacer. Przyzwyczaiłam się, a ona bardzo lubi chodzić na spacery. Nawet nie było zimno. O każdej porze roku i w każdą pogodę nie mam oporów spacerować. Odrzucając, oczywiście, skrajne warunki pogodowe. Doszłyśmy do naszego tradycyjnego miejsca, w którym robimy w tył zwrot i wracamy do domu. Dzisiaj w oddali, na polach, widziałam stado przemykających saren. Na białym śniegu wyglądały ślicznie. To taki tradycyjny zimowy widok. Bezka w powrotnej drodze wlokła się. Straciła wigor. W domu okazało się, że miała niestrawność. Było trochę sprzątania, ale najważniejsze, że przestało ją w brzuszku gnieść i wrócił jej humor. 

 Czytam na blogach dyskusje o zbliżających się świętach. Coraz więcej osób rezygnuje z tradycyjnych gromadnych świąt. Pomijając warunki i obostrzenia epidemiczne, nie mają ochoty na "krzątaninę okołoświąteczną". Mijają czasy, kiedy tradycja świąteczna była najważniejsza. Młodym już tak nie zależy, starsi są po prostu zmęczeni. No i to bombardowanie "świętami" przez wszystkie możliwe sklepy, galerie, które zaczyna się w połowie listopada, zrobiło swoje. Kiedy przychodzą święta, ludzie są przesyceni "magią", świecidełkami, jingelbensami, mikołajami, świątecznymi gadżetami. 

Od dobrych 10 lat nie robimy świąt. W tym roku nie mam nawet ochoty na karpia. Ale pamiętam, że pierwszy rok bez wieczerzy i dalszego świętowania, był dla mnie jakiś dziwny. Czułam się winna, że nie umożliwiłam domownikom tej "magii". A potem do mnie dotarło, że to przecież jest kwestia umowna. Te wszystkie jezuski, stajenki, opłatki kolędy mogą być, ale całkiem dobrze może ich nie być. Zwłaszcza, że dla mnie niewierzącej,  święta BN nie niosły kontekstu wiary. Robiło się je, bo tak robili dziadkowie, rodzice i potem my jako dorośli.  Zawsze kojarzyły mi się z totalnym przemęczeniem  i awanturami przy stole wigilijnym w domu moich rodziców. Kiedy Jaskół powiedział, że nie musi być tego wszystkiego, odetchnęłam z ulgą. Nie czarujmy się, my kobiety, święta BN robimy, przede wszystkim, dla bliskich, a potem dopiero wliczamy w nie siebie. Tak więc i tego roku nie będzie u nas tradycyjnych świąt. Zrobię jakieś rolady, kluski i sałatkę, będą śledzie. A może i nie zrobię tego. Jednak coś do jedzenia muszę zrobić, więc niech będą takie potrawy. Cudne jest to, że nie mam przymusu i mogę coś zrobić lub nie. A i domu nie przystroję w świecidełka, stroiczki tudzież tysiące innych świątecznych pierdół. Że nie będzie nastroju? A musi być? Jeszcze teraz widzę to koszmarne rozbieranie choinki, kiedy wszystkie igły, przy najmniejszym dotyku, zsypywały się na dywan (po kolejnym wybieraniu igieł z dywanu, zaczęłam podkładać obrus). Choinka musiała być żywa, innej nie uznawałam. Najpierw były to świerki potem sosny. Wszystkie od podłogi do sufitu. Znamienne, że do ubierania choinki garnął się każdy, a do rozbierani nie można było nikogo nawet kijem zagonić. W domu rodziców, przy ubieraniu choinki, zawsze były awantury. Moja zaborcza siostra potrafiła wyrwać mnie lub bratu bombkę, którą sobie upatrzyła i ją powiesić tam, gdzie chciała, a nie tam, gdzie najlepiej wyglądałaby. Brat wtedy darł się, przybiegała matka, rozsądzała nas, szła do kuchni, a po chwili cyrk zaczynał się na nowo. Ponieważ nie lubiłam takiej atmosfery, szybko przestałam choinkę ubierać. Pomagałam mamie w kuchni. W moim domu, choinkę ubieraliśmy wspólnie- ja i dzieci. Muszę przyznać, że miały fantazję, a choinki czasem wyglądały dziwnie z ogromnymi łańcuchami, nieforemnymi, zrobionymi z papieru przez małe rączki. Albo, kiedy z jednej strony miały multum bombek, a z drugie były ciut łysawe. Poprawiałam to, kiedy dzieciaki szły spać. A potem podrosły i najczęściej mnie przypadała rola strojenia drzewka. 

Męczy mnie ta pandemia, ale jedno jest fajne- ograniczyliśmy do minimum bywanie w sklepach. Robię listę, potem wchodzimy do sklepu i galopem robimy zakupy. W tym roku nie będę w galeriach, dlatego  to wszystko związane z szałem świąt mnie ominie. Prezenty dla chłopaków kupiłam w necie. Dokupimy słodycze i paczka poleci do UK.