czwartek, 26 listopada 2020

Po południu, o zachodzie ( W ukrytym blogu 2)

 Codziennie o tej samej porze siadam na chwilę przed komputer. To ten moment, kiedy czekam, aż się w CO rozpali, by dołożyć opału i zamknąć piec. Po lewej stronie, przed sobą mam okno, a za oknem widok na zachód. Teraz drzewa są bez liści- widzę zachodzące słońce. Każdego dnia słońce  przesuwa się coraz bardziej w lewo. Najpierw zachodziło za filarem, potem za tują, a teraz widzę je całe- okrągłe, olbrzymie złocisto pomarańczowe, by po chwili stało się malinowe. Zsuwa się szybko za las. Ale jeszcze widzę go jak prześwieca za pniami drzew. Ogromna świetlista, cudna promienna kula. Dzisiaj jest lekka mgiełka, dlatego słońce zasnuwa delikatny, szary jej woal. Lubię je obserwować od momentu, kiedy robi się wielkie czerwone, do ostatniego skrawka zsuwającego się za las. Całe widowisko trwa raptem 15 minut. Nie mogę robić zdjęć zachodu,  stojąc przy domu. Musiałabym zejść na dół , na koniec ogrodu. Tam widać cały spektakl jak na dłoni. Jednak akurat o tej porze nie mam czasu. Chociaż kto wie. Może jutro? Pójdę, stanę przy płocie i uda mi się sfotografować to zachodzące cudo? Dzisiaj niebo jest bezchmurne, nie ma na nim złocistych, a potem purpurowych obłoków. Robi się szaro. Będzie nocą mrozić.