Ledwo dwa miesiące nowego roku minęły, a już widzę, że dziwnie on leci. Tłusty czwartek był, a jakoby go nie było. Nie zjadłam ani jednego pączka i ani jednego chrusta/faworka. Pączków nie lubię, faworków nie chciało mi się piec. Pozytywy- mniej kalorii poszło w doopkę.
Walentynki były, ale ich nie było. Nie znoszę tego przesłodzonego, infantylnego święta. Odrzucają mnie, bijące po oczach, krwistoczerwone serduszka na patykach wbite w co się da- ciastka, torty, pluszowe serduszka, bukiety. Wywołując mdłości serduszka pluszaki, serduszka baloniki, karteczki z serduszkami oraz KEEP SMILING misiaczkowe, oczywiście z serduszkiem w łapce. Niby serdeczne, niby „kochajmy się” dzisiaj komercja aż kipi, wylewa się z wszystkich możliwych kątów. FUJ!. A tak nawiasem mówiąc, ciekawa jestem, ile awantur odbyło się dzisiaj powodu: „Dzisiaj Walentynki, a ty mi nawet dzisiaj takie święto...”.
A dzisiaj śledzik mniam. Do śledzika Krupnik biały, bo te smakowe przyprawiają o rozstrój żołądka. I zanim pomyślałam, by fotograficznie udokumentować, zeżarliśmy koreczki śledziowe, popijając setą dubeltową. I to chyba pierwsze normalne zaliczenie kolejnych etapów mijającego roku.
Karnawał był, a jakoby go nie było. I studniówki były- niebyły. Żal mi maturzystów. Nie dość, że popieprzone nauczanie, że popieprzony minister pieprzy jakby się szaleju objadł, to jeszcze matura z religii wisi w powietrzu.
Ale jest jeszcze nikła nadzieja, że może ten bal maturalny jednak się odbędzie?
A jak bal, to może przećwiczyć układ, który był zaplanowany na studniówkę?
No to poloneza czas zacząć:
I raz dwa trzy i dwa dwa trzy
i trzy dwa trzy i cztery dwa trzy...... i dalej poprowadzą nas panowie.
A jutro