Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 11 sierpnia 2021

O poziomkach i darach natury

 

Co jakiś czas wracam do czytania książki polecanej przez Agniechę- „Pieśń ziemi”.

Przeczytałam ostatnio dosyć dobrze „czytające się” książki, ale ta jest zupełnie inna. Niezwykła. Nie czytam jej ciurkiem, czytam etapami, głównie, kiedy muszę złapać oddech (zresztą Agniecha też tak czyta, czyli to taka specyfika tej książki). Słowa autorki wyciszają, uspokajają. Czytam i odnajduję w tekście to, co czuję, kiedy jestem sam na sam z przyrodą.

To powyżej napisałam dwa tygodnie temu. Miałam zamiar napisać post „natchniony”, o dobrodziejstwie przyrody, o Ziemi, o jej trwaniu…O tym, jak pięknie autorka pisze o swoim dzieciństwie, dziejach jej rodu, o pracy ze swoimi uczniami, studentami, a wszystko to wzbogacone o elementy antropologii kultury, elementy ekologii, wiedzę botaniczną i ogólnie przyrodniczą oraz swoistą filozofię.

Na zamiarach się skończyło. Nie potrafię, już tu kiedyś pisałam, tworzyć postów „pod poetyckim napięciem”. No nie potrafię. Lata pracy, która polegała na tworzeniu tekstów zwartych, w naukowym, ale przystępnym języku, „zabiły” to, co kiedyś znalazły we mnie kolejne moje polonistki: „Świetne wypracowania piszesz”, „Powinnaś pisać…. Masz dryg ku temu”.

Ha…było, ale się skończyło. A jak się skończyło, to napiszę wprost.

 

Znalazłam, pod krzakami porzeczek, mnóstwo dojrzałych poziomek i wtedy przypomniał mi się fragment książki, w którym autorka opowiada o niezwykłej, w jej życiu, roli poziomek. Najpierw chciałam od razu zerwać te pachnące owoce, ale potem pomyślałam sobie o tym wszystkim, co przeczytałam, zrobiłam zdjęcie poziomkom i postanowiłam napisać o nich post. Jednak nie miał to być post o ich pięknym kolorze, czy niesamowitym, nasyconym słońcem smaku, a właśnie o roli, jaką dała im natura (w przekazie autorki)

„Poziomki jako pierwsze ukształtowały moje spojrzenie na świat jako miejsce darów leżących u naszych stóp. Dar przychodzi do nas bez jakiegokolwiek naszego udziału, za darmo, nie musimy nawet kiwnąć palcem. Nie jest to nagroda. Ani coś, co można zarobić, przywołać do siebie, co więcej, nie można nawet na to zasłużyć. A mimo to się pojawia. Jedyne co musimy zrobić to mieć otwarte oczy i być obecnym. Dary należą do królestwa pokory i tajemnicy- tak samo jak w przypadku spontanicznych przejawów życzliwości nie znamy ich źródła.

Pola, które pamiętam z dzieciństwa, obdarowywały nas poziomkami, malinami, jeżynami, orzechami hikory, bukietami kwiatów, które przynosiliśmy mamie.”

 Ja też pamiętam z dzieciństwa całe łany poziomek, które rosły na skraju lasu wzdłuż długiej miedzy. Poziomki rosły na niedużym wzniesieniu, w nagrzanej słońcem, lekko suchej trawie. Latem, kiedy dojrzewały, pachniały z daleka. A smaku nagrzanych, dojrzałych, leśnych poziomek nie jestem w stanie zapomnieć. Te ogrodowe, wprawdzie słodkie i pachnące, nie dorównują smakiem tym leśnym.


 

„Choć minęło od tamtego czasu ponad pięćdziesiąt Miesięcy Poziomek, nawet teraz, gdy napotkam polanę pełną tych skarbów, wciąż witam je ze wzruszeniem, poczuciem, że nie zasługuję na tak wiele, oraz wdzięcznością za hojność i życzliwość natury, która przychodzi pod postacią tak nieoczekiwanego daru opakowanego w czerwień o zieleń”.

Tak się złożyło, że w niedzielę pojechaliśmy w miejsce, w którym przeżyłam większość dzieciństwa i nastoletniego życia. Pojechaliśmy do leśniczówki. Co zobaczyłam, jak tam było, co czułam, opiszę w innym poście. Tu powiem tylko tyle- nie ma już takiego skraju lasu, choć miedza została. Nie ma już suchego wzniesienia, nie ma poziomek. Nie czuję żalu, nic nie czuję. Po prostu zmieniło się.

„Doświadczyłam w tamtym czasie świata, który był kulturą darów, „towarów i usług” nie zakupionych, ale otrzymanych w prezencie od ziemi.(…) Dary otrzymywane od natury lub drugiego człowieka ustanawiają szczególną więź, coś na kształt zobowiązania do dawania i przyjmowania, do wzajemności. Ziemia ofiarowała nam prezent, my zaś podarowaliśmy go tacie i próbowaliśmy oddać poziomkom. Po zakończeniu owocowania wypuszczały one bowiem smukłe czerwone rozłogi, z których miały powstać nowe rośliny. Ponieważ byłam zafascynowana jak wędrowały po powierzchni gruntu w poszukiwaniu miejsc, gdzie mogłyby zapuścić korzenie, plewiłam małe skrawki gołej ziemi, na których wylądowały rozłogi. Następnie wyłaniały się z nich małe korzenie i wkrótce było więcej roślin gotowych by zakwitnąć na Miesiąc Poziomek w następnym roku. Nie nauczył nas tego żaden człowiek, ale same poziomki. Ofiarowując nam swój dar, zapoczątkowały między nami długotrwałą relację”.

Dalej autorka prowadzi rozważania na temat różnicy, jaka jest, jej zdaniem, pomiędzy prezentem (darem), a towarem.

Dla mnie istotnym jest pogłębienie w sobie świadomości, pod wpływem tej książki, że często człowiek bierze z natury wszystko, co może, uważając, że mu się to należy, bo jest „za darmo”, „niczyje”. Nie tylko bezrefleksyjnie bierze, ale często biorąc, niszczy. Łamie krzaki jeżyn i malin, wydeptuje ścieżki wśród nich, czesze borówki metalowym „grzebieniem”, dewastując przy tej okazji całe krzewinki, zbiera grzyby jadalne, kopiąc do niejadalnych itp.

Wtedy, w tamtych latach, rwałam poziomki i nie zastanawiałam się na tym, że to przecież mogło się nie zdarzyć. Dostałam poziomki w darze, w prezencie, ot tak sobie. To samo dotyczyło malin, które porastały całe połacie młodników i jeżyn rosnących na nasypach kolejowych. I orzechów laskowych zrywanych z leśnych leszczyn, ale  też pieczarek zbieranych rano na łąkach, czy grzybów leśnych. Dary, dary, dary, prezenty natury, prezenty Ziemi.

Zawsze starałam się żyć w zgodzie z naturą, jest mi bardzo bliska, doceniam to, że jest, ale dopiero teraz, po przeczytaniu fragmentu książki o poziomkach, tak do głębi poczułam, czym natura nas obdarowuje i wdzięczna jestem autorce, za to, że potrafiła to w tak poruszający sposób opisać ( nazwać).

 

Cytaty: Robin Wall Kimmerer: Pieśń Ziemi. Rdzenna mądrość, wiedza naukowa i lekcje płynące z natury, wyd. Znak, Kraków 2020, s. 38-41. 

PS. Odnośnie mojego stylu i tych moich tekstów, tak sobie myślę, że chyba nawet nie chciałabym pisać takich ślicznych, apetycznych, potoczystych literackich tekstów. To zobowiązuje, a ja raczej nie mam ochoty na pisanie „wypracowań” na celujący. Tym bardziej, że jak coś mnie ruszy, to po prostu piszę bez ogródek, a wtedy każde cyzelowanie powoduje, że szlag trafia sens i smaczek danych treści.

Zdjęcia poziomek dzikich, które rosną rzeczywiście całym łanem na obrzeżu lasku, pod Rosą Rugosą. Kwiaty mają takie same, jak te jadalne, tylko żółte, natomiast ich owoce są kuliste, ciemnoczerwone. 



 Miłego dnia.

A tak sobie przypomniałam, że w tamtych czasach słuchaliśmy piosenki o poziomkach


 


Nie jestem sentymentalna, piosenka nie w moim typie, ale fajnie się słucha.

 

 

 

18 komentarzy:

  1. Faktycznie, poziomki maja w sobie cos wzruszającego, same są delikatne i pachnące.
    Lubię i poziomki, i książki, do których wraca się etapami, by porozmyślać nad czytanym tekstem.
    Ale mi narobiłaś apetytu na poziomkowy deser, ale najlepiej smakują prosto z krzaczków:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, czy można poziomki kupić. Ja kiedyś sprzedawałam do cukierni w słoiczkach. No niestety, i tak trzeba było skrobać na mleko dla synka.
      Ale nie mam z poziomkami przykrych wspomnień z tego powodu. Przeciwnie, wolę je od truskawek i niezmiennie zachwycają mnie swoim smakiem.

      Usuń
    2. Można kupić, moja mama miała też kilka krzaczków na działce.

      Usuń
    3. U nas rosną w różnych miejscach i to jest fajne. Idziesz sobie i nagle widzisz, że poziomki dojrzały, a potem w innym miejscu też są.

      Usuń
  2. Przypomniałaś mi dawno zapomniany zapach poziomek, przypomniałaś mi czas dzieciństwa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten zapach pozostaje jako niezapomniane wrażenie. Mam je w ogrodzie, ale tamtych leśnych nie da się zapomnieć.

      Usuń
  3. Wspaniały blog, wspaniałe zdjęcia i filmiki.
    Wydaje mi się, że dwa ostatnie zdjęcia, to poziomkówka indyjska.
    U mnie to rośnie na osiedlu, zaskoczona byłam,
    dlaczego poziomki takie okrąglutkie i sprawdziłam w necie stąd wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzięki, dobrze wiedzieć, co się ma w ogrodzie. Ta poziomka jest niezwykle dekoracyjna, dlatego zabraniam ją kosić.
      Muszę "rozsadzić" te szlachetne, ale nie na grządce, a pod krzaczkami, gdzie się da.

      Usuń
  4. W tym roku kupiłam nasionka, wysiałam i potem wysadziłam rozsadę na grządki, już kwitną; może nie zdążą zarumienić się przed zimą, ale będą na przyszły rok. Oprócz tego na łące są dzikie, te to dopiero pachną, wygrzane w słońcu. Kiedy byłam dzieckiem strasznie dawno, ojciec z kory wierzbowej robił mi koszyczki spinane gałązką, do nich zbierałam borówki i poziomki:-)
    Poziomkówka to inna sprawa, choć ładna, paskudna w smaku, ble!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo miałam poziomki na grządce, a potem się wyrodziły i znikły. Zdążyły się porozsiewać w innych częściach ogrodu. Te dzikie są najbardziej aromatyczne.
      Poziomki rosną wzdłuż drogi, którą chodzę na spacer z Bezą. Co prawda rosną wyżej niż asfalt, ale nie mam odwagi ich jeść. Pozostaje mi napawać się (jak to ładnie brzmi) ich zapachem. Koszyczki z kory, a my splataliśmy z trawy, też na poziomki lub na maliny.
      Poziomkówka chyba jest gorzka od tych pesteczek.

      Usuń
  5. ja zbierałem poziomki na nitkę z trawy. nawlekałem jak koraliki, żeby potem zsunąć cały sznur do ust. takie pachnące słońcem - nie do podrobienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, przypominasz mi różne rzeczy związane z poziomkami. Rzeczywiście też tak bawiliśmy się.

      Usuń
  6. Poziomki to moje dzieciństwo i lato na wsi u babci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te wakacje na wsi były świetne. Mieszkałam na wsi, ale wakacje to był ekstra czas- żadna szkoła mi głowy nie zawracała i nie zabierała czasu, a ja lubiłam chodzić do szkoły, nawet jak mi się czasem nie wiodło. Takie skrzywienie:)

      Usuń
  7. Na początku mojej historii z działką znosiłam zaszczepki stokrotek i mięty, poziomek i fiołków, to były moje miłości. Wtykałam je w trawnik, w rozgrabione kopce kretowisk, w maleńkie grządki. I wszystkie one znikały. I tak było przez trzy lata. A w czwartym ożywiły się stokrotki, fiołki przeniosły się pod krzewy i drzewka, mięta wszędzie a poziomki pod ogrodzenie. I chociaż w międzyczasie posadziłam kupione poziomki i owocowały cudnie w kępach, to one znikły a te dzikie, leśne dalej owocują.
    Rzeczywiście, trudno kupić poziomki a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  8. I to jest właśnie ta cudowna moc oraz "wiedza" natury. Ona sama zadecydowała, gdzie mają te roślinki rosnąć. U nas fiołki rozsiały się wszędzie, nawet w trawniku rosną, ale rozmnażały się prawie 30 lat. Tak samo było z poziomkami i różnymi roślinami. Jeżeli widzę, że jakaś rośnie w miejscu, w którym nie przeszkadza, zostawiam. Tym sposobem mamy różnych miejscach ogrodu kępy szkarłatki amerykańskiej,omanu wielkiego, fiołków, konwalii, poziomek i malinojeżyny.
    Poziomki trudno się transportuje. Są miękkie i pod wpływem wstrząsów ubijają się na miazgę. Może dlatego się ich nie zbiera i nie sprzedaje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Poziomki zawsze będą mi się kojarzyć z Mazurami... gdzie dwa tygodnie spędzone nad jeziorem w namiocie w kompletnej dziczy, było jednym wielkim obżarstwem poziomkowym, bo w którą stronę człowiek się nie obrócił tam całe łany poziomek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dzicz to i poziomki. Wyobrażam sobie jaka wspaniała to była uczta. No i ten zapach wokoło:)

      Usuń