Zaproszono nas na obiad, na którym byli również słowaccy przyjaciele gospodarzy. Muszę przyznać, że język słowacki lepiej rozumiem niż czeski, zwłaszcza czeski, który nie jest z naszego pogranicza. Dość, że dobrze nam się rozmawiało, nie było większych potknięć w rozumieniu jak u jednej, tak u drugiej strony.
Znajomy jest treserem psów obronnych oraz psów przeznaczonych do zadań specjalnych i psów użytkowych. Tresuje psy różnych ras, a prowadzi hodowlę czarnych terierów rosyjskich. To takie duże kosmate czarne miśki. Nie zrobiłam zdjęć, bo kojce stały dosyć daleko od domu, ale wklejam zdjęcie z Internetu.
Wklejam też jego stronę internetową. Może ktoś będzie miał ochotę na tresurę swojego psa, albo na takiego "miśka".
https://www.k9borderunit.pl/pl/Psy-na-sprzedaz.htm
Raczej nie piszę w postach, co jemy podczas naszych wypadów- zazwyczaj są to dania regionalne. Tym razem jednak powiem, że na obiad, pan domu, zaserwował własnoręcznie upieczonego łososia, którego dostał od kolegi, a ten z kolei przywiózł rybę wprost z Holandii. Łosoś morski, a nie hodowlany, wielki jak smok, pięknie wyglądał na półmisku, udekorowany plastrami cytryny i pomarańczy. Powiem wam, że dawno nie jadłam tak dobrej ryby. Ale prawdziwy cymes wjechał na stół po obiedzie. Zaprzyjaźniona Słowaczka przywiozła całą salaterkę deseru, który na Słowacji nazywa się Šúľance (szulance). Kluski ziemniaczane z makiem na słodko. Opowiedziała jak się je robi, ale nie zapisałam melepeta jedna. No i zdjęcia też nie zrobiłam, jednak znalazłam przepis w Internecie i wklejam go pod postem (tam też jest zdjęcie). Kto chce, to zrobi, naprawdę warto.
Trochę zasiedzieliśmy się toteż granicę słowacką przekraczaliśmy około 15. A do zmroku pozostała godzina. Planowaliśmy jeszcze podjechać pod Orawski Podzamok i odwiedzić Janosika w Terchowej.
Z Podzamoka wyszły nici, czas nam się kurczył. Zrobiłam fotki "w przelocie".
Mapka trasy z Parnicy do Zazrivy. Nie oddaje głębokości "jaru", jakim droga biegnie.
Z Parnicy do Zazrivy droga wije się wąwozami, między wysokimi, stromymi stokami. W dodatku szosa biegnie przy samej rzece.
Tu przed wjazdem między góry.
Z lewej strony strome stoki, z prawej, przy samej drodze rzeka. Wąsko, wąziutko, stoki napierają i te ostre zakręty. W pewnym momencie moja dusza usiadła mi na ramieniu, ze strachu cicho posapując do ucha.
Szkoda, że większość zdjęć nie wyszła. Do Janosika zajechaliśmy już po ciemku. Nie poszliśmy pod sam pomnik, bo to nie miało sensu. To zdjęcie zrobiłam, kiedy byliśmy na wycieczce w Dierach.
A to ostatnio. Na wprost trasa na Wielki Krywań. W Terchowej jest jeszcze dom Janosika. Planujemy go zwiedzić.
Reszta drogi do domu zeszła dosyć szybko, bo wybraliśmy wygodne szosy. Nie pchaliśmy się już na te bardziej lokalne.
Jeszcze tunel Horelica przed Czadcą.
W Mostach koło Jabłonkowa, na przejściu granicznym słowacko- czeskim, pogranicznik zatrzymywał samochody i sprawdzał dokumenty. Trochę nas to zdziwiło, ale dopiero potem przypomniałam sobie, że czytałam o tych kontrolach w związku z wojną w Ukrainie. Podobno droga do Czech i na zachód, przez Słowację, jest dla Ukraińców najłatwiejsza.
Od Jabłonkowa do Cieszyna jechaliśmy wygodną drogą szybkiego ruchu.
Wczesnym wieczorem byliśmy w domu.
„Šúľance z makiem – słowackie kluski ziemniaczane na słodko
Porcja: 3 porcje
Trudność: łatwe
Czas przygotowania:
15-20 minut + czas gotowania ziemniaków i leżakowania ciasta
Złote proporcje:
– 500 g ziemniaków
– 200 g mąki
– 1 jajko
– sól
– masło
– 60 g zmielonego maku
– 70 g cukru pudru lub według uznania, jeżeli lubisz mniej lub bardziej słodko
Przepis na słowackie kluski ziemniaczane z makiem
Przepis na kluski ziemniaczane przypomina przepis na kopytka. Ziemniaki obieramy i gotujemy w osolonej wodzie. Najlepsze kluski wyjdą z sypkich i mało wodnistych ziemniaków. Im bardziej wodniste ziemniaki, tym więcej mąki musisz dodać do ciasta, aby się nie rozpadało. Ugotowane i ostudzone ziemniaki przeciskamy przez praskę do ziemniaków lub maszynkę do mielenia. Dodajemy do nich mąkę, jajko i sól do smaku. Mąkę najlepiej dodawać stopniowo i obserwować konsystencję ciasta. W zależności od ziemniaków, być może trzeba dodać więcej lub mniej mąki niż ilość podana w przepisie. Ciasto ugniatamy tak, aby miało zwartą i gładką konsystencję.
Z ciasta uformuj wałeczki o grubości 1 centymetra, czyli mniej więcej grubości kciuka. Wałeczki pokrój na kluski o długości 3-4 centymetrów. Kluski wychodzą lepsze, jeżeli po ugnieceniu odłożymy ciasto na 15-20 minut, ale jeżeli nie masz czasu możesz od razu wrzucić je do gotującej się i osolonej wody. Po wypłynięciu na wierzch, gotuj kluski jeszcze przez 1-2 minuty i odcedź. Wyłóż na talerze, posyp makiem wymieszanym z cukrem pudrem, a następnie polej masłem ozłoconym wcześniej na patelni. Pozwól składnikom połączyć się przez kilka chwil i podawaj. Smacznego!”
Szulance, które przygotowała Dana, nie były formowane w kluski, po prostu zrobiła takie bryłki ziemniaczano ciastowe. Mówiła, że najlepsze są świeżo ugotowane ziemniaki, ale z takich dwudniowych też wychodzi dobry deser.
Można podawać z różnymi dodatkami- roztopionym masłem, śmietaną, owocami itp.
https://www.zlotaproporcja.pl/2017/01/22/sulance-z-makiem-kluski-ziemniaczane/
To są właśnie te uroki podróży autem przez Słowację, dech zapiera ze strachu czasami.
OdpowiedzUsuńJa na kontrolę się nadziałam w 2019 zima, w związku ze szczytem klimatycznym. Pisałam o tym dawno temu, jak miałam bloga: pogranicznik machał do mnie latarką, była noc, ja mu wesoło odmachalam ręka i pojechałam dalej🤣 ścigano mnie na sygnale, dopadnieto na stacji benzynowej, a ja nie chciałam WOPiście drzwi otworzyć, bo myślałam, że to zboczeniec jakiś natrętny. Po wyjaśnieniach( on, że machał i ja, że przecież odmachałam, no cóż, 14 godzin jazdy było za mną) i drobiazgowej kontroli auta i dokumentów pożegnano mnie slowami: pani to nie jest normalna😀
Teriery rosyjskie znam, mam słabość do terierow, szczególnie airedale, ale psiaków już u nas dostatek na razie😊
Trafiłaś na psychologów-diagnostów. Po 14 godzinach to każdy miałby na bakier z normą:)
UsuńMiałam podobne dwa zdarzenia, kiedy się nie zatrzymałam, ale poprzedni komentarz na mim własnym blogu zżarło i już nie napiszę, jak to wyglądało.
Podziwiam Twoje wyprawy z Bośni do Polski przez Słowację.
Te miśki to raczej obronne są.
W Pradze zdecydowanie lepiej mi się komunikuje po angielsku niż polsko czesku
OdpowiedzUsuńTu na pograniczu to raczej się rozumiemy, ale już za Frydkiem i Ostrawą, zaczynają się schody. A przecież to Morawy i też pewnie język się różni od tego w Czechach albo od literackiego czeskiego. Podobno, kiedy chce się powiedzieć, że coś odbyło się w Czechach ( jako całe państwo), to mówi się w republice.
UsuńNa którejś wycieczce do Czech, poszliśmy na obiad. Miejscowość przy granicy z Polską. Kelner stwierdził, że on nie rozumie po polsku i zamawialiśmy po angielsku. Albo przyjechał z głębi kraju, albo ma awersję do Polaków( też się zdarza)
Oj, do Podzamoka to bym się jeszcze wybrała, strasznie mi się tam podobało.
OdpowiedzUsuńLokalne przysmaki to koniecznie, choć kuchnia czeska czy podobna to jednak nie moje klimaty...
jotka
Orawski Hrad zwiedziliśmy 4 lata temu. Wyszliśmy na samą górę starego zamku. . Dla mnie wyczyn po tych stromych schodach. A widoki z góry dech zapierają. Widać było Tatry. Same ekspozycje tematycznie też bardzo interesujące. Warto, naprawdę watro go zwiedzić.
UsuńKuchnia czeska jest ciężka. Jem, ale unikam smażonych serów.
Mnie zachwyciły ekspozycje i podejście do turystów i te różne zakamarki:-)
UsuńSama już bryła zamku robi wrażenie, jak oni to zbudowali?
jotka
No właśnie, tak wysoko i na skale wybudowano. A rozbudowywano "w dół". Najmłodsze budowle są na dole. Podpięliśmy się pod grupę i przewodnik mówił po słowacku. Nawet dużo rozumiałam. Mnie się podobały stare meble i piece kaflowe:)
Usuń