Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 4 października 2023

A tymczasem...co tam, Panie, we wsi piszczy?

Zaczęłam znów chodzić z Bezą na spacery. Chodzimy rankiem, kiedy jest jeszcze rześko, bo potem robi się piękna słoneczna pogoda, a temperatura przekracza 20 stopni. Nie lubię, kiedy idę i jest tak ciepło, wolę ranki. Dzisiaj w nocy spadło sporo deszczu. Wprawdzie głoszą jakieś mocne ochłodzenie, ale zacznie ono schodzić od północy i liczę, że do nas raczej nie dojdzie. I niech ten październik z taką ciepłą oraz słoneczną pogodą trwa. Przynajmniej to rekompensuje nerwówkę przedwyborczą.

Na naszym „osiedlu” (jedna ulica z domami po obu stronach to chyba nie osiedle) szykują się zmiany. Ogromne pole przed naszą bramą zostało zaorane. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby początkowo nie orano go w poprzek i tylko do połowy.

Stoimy z Jakółem i przyglądamy się tej dziwnej orce.

- Coś mi się zdaje, że będą działki budowlane tutaj- Mówię do Jaskółka i robi mi się niefajnie. Ostatnia rzecz, jaką chcielibyśmy, to kolejne domy na naszej ulicy i w dodatku na jedynej wolnej przestrzeni, i w dodatku przed naszymi oknami. Ale zdajemy sobie sprawę, że to może być nieuniknione- rolnikom przestaje się opłacać jakakolwiek uprawa, a to pole jest dzierżawione od kilkunastu lat, od kiedy jego właściciel (duże gospodarstwo) najpierw chorował, a potem zmarł.

Następnego dnia wracam ze spaceru, przy bramie stoi sąsiad. Od słowa, do słowa- dowiedziałam się, co takie oranie znaczy.

Rzeczywiście- pole dostało w spadku rodzeństwo i teraz siostra upomniała się o swoją część, w dodatku od strony naszej drogi (uzbrojenie pod budowę). Chciała, dostała. Podobno do listopada załatwią sprawy spadkowe i wtedy prawdopodobnie wejdzie geodeta. No i loteria- albo 6 działek po 10 arów (o matko, 6 nowych domów na 60 arach!!!!), albo 3 działki po 20 arów. Zobaczymy.

Przy okazji sąsiad opowiedział mi fajną rzecz, prawie anegdotyczną. Naprzeciwko jego domu jest pusta działka (około 50 arów, też budowlana), którą właściciel uprawia. Znaleźli się kupcy na tę działkę, młode małżeństwo z Jastrzębia (miasta- podkreślam).

Przyszli do sąsiada, z którym rozmawiałam i oznajmili, że oni chcą tę działkę kupić  (nie jego przecież jest działka), ale musi im na piśmie dać oświadczenie, że zlikwiduje gospodarstwo, bo oni nie życzą sobie, żeby im kogut o 5 rano piał. Nie ściemniam, zażądali takiego oświadczenia, a potem poszli do dwóch domów sąsiadujących z tą działką i zażądali takich samych oświadczeń.

Sąsiad ich wyśmiał, powiedział, że nie jego pole i mu nie zależy, i niech głupiego szukają.

No i co? Przypomniał mi się artykuł, w którym czytałam o tym, że taki miastowy, który wybudował dom w sąsiedztwie ogromnego pola, nasłał na rolnika policję, bo ten mu o 10 wieczorem kombajnował przy płocie.

Już nie raz pisałam- taki miastowy powinien zrobić rozeznanie, zanim kupi dom, a nie potem ludziom na wsi życie ustawiać według swojego widzimisię. To on wchodzi,  jako nowy, w określone środowisko i nikt się nie będzie pod jego foch naginał. Życie wiejskie ma swoje uroki i swoje paskudne strony. Pianie kogutów nawet o 4 nad ranem, smród obornika, ryk krów czy beczenie owiec, ule z pszczołami, monotonne ujadanie psów, gdaczące kury, kwaczące kaczki, krzyczące gęsi oraz głośna praca maszyn rolniczych wtedy, kiedy jest pogoda a nie, że niedziela i „to grzech”, czy ma być spokój, to normalne życie wsi.


 

Też mnie czasem wkurzają niektóre rzeczy, jak np. ta- stoi duży traktor przed naszą bramą, na skraju tego pola pod działki i jest na chodzie. Czuję w ogrodzie, że coraz więcej spalin do niego dociera (te traktory mają rury wydechowe w postaci kominków wystający nad kabinę- spaliny idą górą). Mija 5 minut- traktor ryczy, spaliny walą do ogrodu, mija następne 5 minut- sytuacja constans, mija następne 5 minut, brak zmiany- idę do bramy z zamiarem poważnego opierpapier. Widzę, że faceci stoją w połowie pola i coś wytyczają, a traktor ryczy, spaliny mocnym strumieniem płyną do ogrodu. Hmmmmmmm…. Moje wkurzenie narasta, ale…. Ale…. Przyjechał orać, a nie bawić się, widocznie coś tam ważnego wypadło. 20 minut tak stał i truł spalinami, no i zacisnęłam zęby, zaklęłam sobie pod nosem, nie odezwałam się. I tak to wygląda. Czy mógł zgasić silnik, a potem iść wytyczać? Nie wiem, nie zrobił tego, a ja muszę się liczyć z tym, że przyjechał orać pole. Rolnicy, kiedy jest pogoda nie mają czasu na niuanse, oni są w pracy i każda minuta się liczy.

Róża pięknie wybarwiła owoce. To ta róża, która rośnie bardzo blisko kaliny, a obok rosną dwa ogromne stare dęby. Pisałam o nich wiosnę, kiedy róża zakwitła.



A tu owoce kaliny, równie pięknie wybarwione.

Teraz strach koło tych krzewów i dębów przechodzić. Zauważyłam, że jest tam mnóstwo szerszeni. Uwijają się nie tylko przy owocach, ale wśród liści dębów. W naszym ogrodzie również okupują biały bez. Coś tam obgryzają, albo spijają. Nie mam pojęcia o co chodzi, bo pierwszy raz widzę nie tylko taką ilość owadów w jednym miejscu ale również takie ich zachowanie.
Ostatnie w tym roku maliny.

 
W słupku bramki z parkingu do ogrodu pojawił się nowy lokator. Kiedyś w nim mieszkał zaskroniec, pisałam o nim w tym poście.
A to jedno ze zdjęć długiego lokatora

 Tym razem w słupku zamieszkała mała zielona.

Obu lokatorów namierzyła Młoda i przy obu była deczko zszokowana.
Pierwsza pełnia październikowa- Księżyc żniwiarzy.



 No i ptaki odlatują, niestety. Klucz gęsi- fotka zrobiona telefonem, nieudana, jednak dowód, że to już jesień. Fotka nieudana, ale gęsi darły się, jak najbardziej, odlotowo.



 

 

 

20 komentarzy:

  1. Kiedyś nie wyłączało się traktorów bo było trudno je odpalić.

    Serio jest dla mnie nie do wiary że można oczekiwać, że koguty we wsi wybiją, żeby państwo z miasta miało ciche poranki! No debile!

    A to ostatnie zdjęcie księżyca obłędne!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już tylko się uśmiecham na te "żądania" i narzekania. Teraz wieś już nie cuchnie, nie jest znowu tak bardzo hałaśliwa, jest w miarę czysta, drogi utwardzone... i jeszcze się nie podoba.
      Sama jestem zdziwiona, że tak te zdjęcia wyszły. Tylko przycięłam, nic nie poprawiałam.

      Usuń
  2. Żabka skradła moje serce, aż się uśmiechnęłam🙂
    Jesienne owoce i jarzębiny przypominają mi kultowy peerelowski trunek czyli Jarzębiak, czekający na gości u moich dziadków. Babcia, celem poprawy smaku, sypała do kieliszka łyżeczkę cukru.
    Mnie też wiele rzeczy się na wsi nie podoba, ale...coś za coś . Od sąsiadki mam mleko i sery, muszę znosić ryczenie krów. Maszynami jeździ mój własny mąż i na tym zarabia, więc traktor i kombajn chcąc nie chcąc budzą moja sympatię. Jednego tylko nie akceptuje i walczę - przedmiotowego traktowania zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jarzębinówka? Nie robiłam, bo musi być piękna czysta jarzębina, zerwana w odpowiednim czasie.
      Dużo jest poprawa w traktowaniu zwierząt, ale jest jeszcze dużo do zrobienia.
      Nie mam większego rozeznania jak to jest w kraju na wsiach. Tu widzę jest jakby większą świadomość.

      Usuń
    2. To jakiś winiak był czy coś l, podobno smak.nie za ciekawy.
      U nas w BiH jest dużo bezpańskich psów, brak schronisk, brak wiedzy o sterylizacji, bezmyślne rozmnażanie, a potem zabijanie. Chwalenie się na Instagramie, że dzieci biorą udział w zabijaniu świń i owiec przed świętami. To mi się nie podoba, ale i w miastach idealnie nie jest, wiadomo. Nie ma prosiąt, ale stada głodnych kociąt są.

      Usuń
    3. Jarzębina jest gorzka, raczej nie skusiłabym się na robienie z niej nalewki. Nie chce nikogo urazić, bo nie znam zwyczajów państw na południe od Węgier, ale mam takie wrażenie, że tam się czas zatrzymał i te zwyczaje , które były dziesiątki lat temu, tam jeszcze mocno tkwią. Nie wiem, jak to teraz u nas jest, ale jak mieliśmy gospodarstwo, to brałam udział w "zbijaczce"- oczywiście, ze w drastycznym momencie siedziałam w domu, ale potem musiałam pomagać. Starałam się nie myśleć, co się stało. Nie było wyjścia. I teraz staram się też
      uciekać myślami od tego. Wtedy dzieci nie miały głosu, robiły to, co im kazano, zwłaszcza, że przy tym pracy było dużo. Wszyscy w mojej klasie przeszli przez to doświadczenie i każdy uważał, że to normalne na wsi.

      Usuń
    4. Dokładnie tak, w wielu aspektach czas się zatrzymał.

      Usuń
    5. Mam ciarki, kiedy myślę o tych rytuałach ze zwierzętami. Nawet porządnie napisać-nazwać tego nie potrafię, bo aż mnie mdli na samą myśl.
      No i jest problem- przecież jem mięso, wędliny, jem i lubię. Jak w takim razie mam spokojne sumienie, kiedy to też jest złe traktowanie zwierząt?
      To jest kluczowy zarzut wszystkich jedzących zieleninę, oczywiście w kontekście, ze on i tacy wspaniali, bo mięcha nie jedzą. Nie będę się usprawiedliwiała- taki pokarm ludzki jest wpisany w życie tej planety. Nie zjem ja, zjedzą inni i nie ma mowy, że nie zjem ja, nie zje ktoś inny, masa niejedzących mięso uratuje świat zwierzęcy. To tak nie dzieła. Mogę tylko zawalczyć, by te zwierzaki nie cierpiały.

      Usuń
    6. I ja jestem hipokrytką. Zal mi zwierzat, a korzystam z ich cial. Za mięsem nie przepadam, ale w jakimś wymiarze jem. Mogłabym sama zrezygnować, ale co do taty i meza- nie ma opcji. I uwielbiam mleczywo, nie odpowiada mi smak mleka owsianego czy sojowego. Uwielbiam serniczek😊
      Jak to ogarnąć, że lubię rozmawiać z moimi świniami, a przecież wiem, dokąd odjeżdżają pewnego dnia?

      Usuń
    7. Myślę, że w dużej mierze wmawia nam się różne rzeczy, a my dajemy się wpuszczać w poczucie winy. Wmawia nam się, że coś jest zdrowe, coś należy, czegoś nie wypada, a to wszystko na fali jakiejś mody czy przekonań innych, że to oni mają jedynie słuszną rację. Im bardziej wrzaskliwa jest ta osoba, im bardziej nachalna, powtarza swoje racje jak mantrę na każdym kroku w różnych miejscach, a jeszcze jak jest do tego "popularna'", to potrafi wmówić innym, że mają robić tak, jak robi ona.
      Przyroda rządzi się swoimi prawami, człowiek ma wprawdzie na nią duży wpływ, ale pewnych rzeczy nie zmieni, przynajmniej nie do końca, jak np. zaprzestanie jedzenia przez ludzi mięsa. Te wszystkie naciski wegetarian, czy wegan, to są naciski nie tyle, by chronić zwierzaki, ale raczej, by pokazać swoją wyższość ( już to pisałam)- my jesteśmy bardziej ludzcy, chronimy zwierzaki, nie tak jak wy, mięsożerni. Jakoś nie widzę, by mięsożerni tak nachalnie wtykali im mięso w jadłospis.
      Dla mnie to są następni, którzy starają się ograniczać wolność drugiego człowieka, wolność w wyborze, co chce jeść.
      Mleko owsiane? Mleko sojowe? Mleko kokosowe? Ok, spróbowałam i nie będę piła, bo to nie ma smaku naturalnego zwierzęcego mleka. I nie będę się zmuszała do mlecznych erzaców tylko dlatego, że jakaś moda panuje.

      Usuń
  3. Słyszałam o takich historiach:-)
    Ludzie z miasta szukają ciszy na wsi, a na wsi ciszy nie ma, bo i maszyn coraz więcej, a psy szczekają w każdej bramie, zresztą w mieście także, nawet w parku co kawałek grają inne melodie, cisza to tylko w lesie. Tę pełnię widzieliśmy jadąc autem, normalnie księżyc wielgachny i blisko!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale w drugą stronę też nie jest fajnie- każdy nowy dom to dodatkowe ujadanie psa, warkot samochodów, kosiarki na trawnikach , balangi na garden party itp.
      Wsioki wcale nie tęskną za miejscowymi, którzy albo się zasymilują i przyzwyczają, albo robią co i rusz wykopy typu donosy, że hałasują maszyny.

      Usuń
  4. w Halloween stuknie mi dwa lata mieszkania na wsi i zdarza mi się jakiś hałas w okolicy z okazji różnych prac, sami też czasem coś tam terkoczemy, ale w porównaniu z miastem to jest tu po prostu cisza i spokój...
    szerszenie żywią się sokiem z kwiatów i owoców, ale swojej małe karmią mięsem, więc z tymi dębami może im chodzi o galasówki, to może na nie polują?...
    w sąsiedniej wsi jest fajna tabliczka na jednej z posesji: psia mordka i napis "dobiegam do furtki w trzy sekundy, a ty?"... rzecz jednak polega na tym, że to jest fake na postrach, bo znam tego psiaka, spotykam go czasem i jego opiekuna, miła nieduża psina, która żaby by nie umiała skrzywdzić...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te hałasy wiejskie są naturalne. Naprawdę trzeba mieć złą wolę, żeby czepiać się każdego. Zwierzaki pohałasują parę minut, maszyny zrobią swoją robotę, a potem jest cisza.
      Mnie tu bardziej przeszkadza hałas z ulicy oraz hałas kosiarek, a najbardziej wykaszarek. No i co? Też kosimy, po prostu takie są teraz głosy wsi współczesnej.
      Spotkałam się z taką tabliczką. Zresztą napisy na tabliczkach ostrzegających p[rzez psem są bardzo różne.
      Wiszą bardziej dla uspokojenia sumienia właściciela psa, niż głoszą prawdę.
      jak się coś stanie, to tabliczka wisi i intruz nie ma usprawiedliwienia.
      Kiedyś wszedł nam do ogrodu klient, mimo tabliczki ostrzegającej przed groźnym psem. Mówię mu, że miał szczęście, bo mógł go pies (Beza ha,ha,ha) pogryźć. On mi na to, że on się psów nie boi i co mu zrobisz?

      Usuń
  5. Mam dużą tolerancję do wsi jako takiej z jej zapachami i odgłosami. W końcu to ja wybrałem to miejsce do życia. Czasem jednak irytują mnie pewne zachowania rdzennych mieszkańców. Ktoś im nagadał, że obsługa ziemi i inwentarza to nie jest jakaś zwyczajna robota, a jak to nazwał jeden z działaczy PSL - ciężki trud. Z tego tytułu czują się w jakiś sposób lepszy jawnie lekceważąc nowo wsiowych czyli byłych mieszkańców miast. Mam i ja przed bramą pole i gdyby sąsiad który je uprawia krzyknął - sąsiedzie zamknij okno, bo wylewam obornik, żniwuję lub pryskam świństwem, nie stanowiło by to dla niego większego problemu, a dla byłoby bardzo pomocne.
    Niestety o jego ciężki trudzie dowiaduję się gdy dom pełen kurzu, lub smrodu, o chemikaliach nie wspomnę. Nie robię z tego problemu, uspokajam nawet małżonkę bo ktoś nakurzył jej na umyte, ale wkurza mnie ten zwykły brak szacunku do innych.
    Niestety nie widzę by ten obyczaj miał się zmienić i to są koszty tego że jestem fajny sąsiad, chociaż miastowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się ze wszystkim, o czym piszesz. Rzeczywiście wsiowym "brakuje wrażliwości" na takie rzeczy, jak zasmradzanie czy zakurzanie. Im do głowy nie przyjdzie, że jak ktoś się przyprowadzi z miasta, to pewne rzeczy można teraz inaczej załatwiać. I ja ich rozumiem. Oni są zasiedzieli, od dawien dawna tak robią i nie w głowie im powiadamianie, że będą nawozić, czy orać.
      I teraz taka dygresja- czy ktoś, kto wprowadza się do bloku ze zsypami na śmieci może mieć pretensje, że ten kto śmieci wyrzuca hałasuje? Czy ten, który śmieci wyrzuca, ma zawiadamiać o tym wszystkich lokatorów i przepraszać, że hałasuje?
      To ten, który przychodzi w nowe środowisko powinien zrobić rozeznanie, jakie są warunki i czy na nie się godzi.
      To, że rolnik Cię nie powiadamia o zasmradzaniu, to nie jest jego brak szacunku dla Ciebie- on ma swoją pracę do wykonania i ją robi ( pole uprawia od wielu lat)- powiedz mi, czy jak pole jest szerokie i sąsiaduje z kilkoma domami, każdego ma zawiadamiać o pracy na roli? A może mu powiedz, żeby to zrobił, być może potraktuje Twoje słowa poważnie, okaże szacunek i powiadomi Cię, że będzie orał. To nie są słowa przeciwko Tobie- raczej o układach na wsi, o realnych za i przeciw.
      Kiedy wybudowaliśmy dom, droga obok była taka bita polna z dziurami. Jak przejechał traktor, to tumany pyłu niosły się na nasz ogród i na dom. I co? Miałam latać za każdym i zgłaszać pretensje, że po pół roku dom z białego zrobił się szary? Zasadziliśmy między płotem a drogą wysokie tuje i problem kurzu przestał istnieć, a przy okazji zatrzymaliśmy mroźne północne wiatry.
      Czy praca na roli to prawdziwy trud? Przy tych maszynach i nowoczesnych urządzeniach to już chyba nie, niemniej jest to ciągłe zmartwienie, czy ten trud da plony, czy nie, a jak nie, to bankructwo wisi nad gospodarstwem i to jest ten "trud". Nigdy nie doceniano pracy rolników (pogardliwie chłopów). Miastowi przyjeżdżali na letniska i wyśmiewali ich zwyczaje, życie. Dziwisz się, że upominają się o docenienie ich pracy?
      Popatrz na mój profil- wieśniara... tak teraz też takie określenia funkcjonują- pogarda dla ludzi mieszkających na wsi. I paradoksem współczesnym jest to, ze miejscy pchają się na wieś, masowo kupują parcele, stawiają domy. Czy oni myślą, że będą dalej miastowymi i będą ustawiać życie wieśniakom vide ci, co to chcieli oświadczeń o likwidacji gospodarstw od przyszłych sąsiadów?
      Ja tutaj przyprowadziłam się z Bielska- Białej, wtedy miasta wojewódzkiego, czyli byłam dla tutejszych mieszczuchem, ale ja się wychowałam na wsi i wróciłam niejako "do siebie". A nadal jestem traktowana jak mieszczuch, choć w ogóle nie zgłaszałam żadnych pretensji do wiejskich zwyczajów. To się tak nie da, a jak jeszcze miastowy robi fochy, fumy, donosy? Polubisz go?

      Usuń
  6. To nie jest kiepskie zdjęcie, tylko gęsi "niechlujnie leciały";) U mnie się już ochłodziło, jeszcze wczoraj było całkiem ciepło a dziś tylko 12 stopni metr nad ziemią, wietrzycho i odczuwalna temperatura tak w sam raz na kurtkę i nawet deszcz padał. Ale we wtorek i wczoraj to było i słonecznie i bez deszczu i ciepło. Tak zwani "miastowi" to czasami jak coś "palną" to nie wiadomo czy się śmiać czy płakać czy może tylko zadzwonić po karetką z psychiatrą. Ładniusie te zielone żabcie! Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, jakoś tak dziwnie leciały i darły się, zamiast porządnie pozować do zdjęcia:):):).
      Mnie i mieszczuchy, i wsiowi czasem bawią, a czasem wkurzają. Nie ma reguły, wszystko zależy od poziomu podejścia do sprawy:),
      Zielona od paru dni zwiastuje deszcz. Na razie to było wietrzysko i ładnie słonecznie, ale temp. spadła o 5 stopni.

      Usuń
  7. Zdjęcie zaskrońca wokół drutu - bezcenne!
    Też tak miałam. Przez piętnaście lat wokół bloku działeczki, trawa, boiska, baza dla dziecków w krzakach, miejsce przy grilu dla wspólnoty a teraz pięć bloków wypasionych i podział na dziadów czyli nas i tych nowych z wypasionymi autami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reguła jest taka, kto przychodzi do osiadłej już wspólnoty, ten powinien się dostosować, a potem ewentualnie spokojnie, bez napinki wprowadzać swoje pomysły. Ale ludzie chcą, by inni tańczyli tak, jak oni im grają i w dodatku mają wysokie mniemanie o tym, że to ich "życie" jest lepsze. Czasem mnie to złości, teraz częściej śmieszy. Uodporniłam się:) A od kiedy mieszkam tu, na cieszyńskim i mam do czynienia z ludźmi typu "Jakim mnie Panie Boże stworzyłeś, takim mnie mosz" oraz "Ja, ja taki to mosz i co poradzisz", to przestałam się oglądać na to lokalne społeczeństwo. Przyjęłam do wiadomości, że tu życie toczy się jak za Franza Jozefa, nie lubią tych nie stela i jak się chce mieć spokój, to trzeba się z taką filozofią pogodzić.

      Usuń