Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 5 kwietnia 2025

Pierwsza wiosenna leśna wyprawa.


To miał być szybki wypad z Bezą do weta, bo zrobiła jej się paskuda na górze ucha. Wygląda ta paskuda jak dobrze spasiony kleszcz, ale toto siedzi pod skórą.

Upewniłam się, że doktor przyjmuje w soboty, jedziemy…. Podjeżdżamy pod weterynarię, a tam ZONK! Full wypas samochodów- na parkingu i wzdłuż ulicy, i pełno ludzi z psiakami. Szybka ocena sytuacji- przy takiej ilości pacjentów do 13 lekarze nie wyrobią, a do tej godziny przychodnia czynna, my na końcu- nie ma szans. Paskuda nie wygląda na bardzo groźną, to i w poniedziałek może być pokazana lekarzowi. No to do domu. Jedziemy, a tu pogoda, słoneczko, 10 stopni (tylko wiatr paskudny), co będziemy w domu siedzieć. Szybka podmianka ciuchów i pojechaliśmy na krótki wypad do lasu, który już tutaj opisałam.

 Las tych „przelotowych”, co to prawie nie ma podszytu, między pniami widać dalsze jego partie. Las piękny, bo pełno w nim starych buków o srebrnej korze na pniach. 

 Piękny po drzewa rosną na stromych wzgórzach i w jarach, co czyni wrażenie, jakby korony jednych drzew były na wysokości podstawy pni innych drzew. Piękny, bo pełno w nim wiekowych, ogromnych buków, które zachwycają strzelistością pni i rozłożystymi koronami.

Jednak wiosną jest dosyć monotonny w swoim kolorycie. Piękniejszy jest jesienią, co już w zeszłym roku mogliśmy zauważyć. Zdjęcia pokazałam TU  oraz TU.

Las monotonny w kolorycie, ale wcale nie nieinteresujący. Ja zawsze coś godnego uwagi w lesie znajdę. Na przykład poranione przez wichurę czy piorun drzewa.

Stare buki mają dziwne, wręcz baśniowe podstawy pni. Na przykład jeden z nich ma ogromną łapę, inny "stoi na palcach"

W lesie było cicho. Na początku śpiewała sikora, ale i ona umilkła. Mocny wiatr latał po koronach drzew, a te wiekowe skrzypiały i trzaskały w odpowiedzi. Udało mi się nagrać tę "rozmowę".
 

Najpierw poszliśmy główną aleją, Beza szczęśliwa, bo już bez smyczy.

Potem skręciliśmy w inną i robiąc koło, natknęliśmy się na tor rowerowy. Taki rowerowy skatepark. 

To są dwa równolegle biegnące tory z przeszkodami.
Na nich grupka polskich chłopaków ćwiczyła jazdę na rowerach. Piszę polskich, bo tor znajduje się na terenie Czech, ale jest ogólnodostępny. Ponieważ granica Polski i Czech przechodzi parę metrów od toru, to polscy chłopcy korzystają z toru na równi z czeskimi.

 Nagrałam krótkie filmy z przejazdu trzech chłopaków. Starałam się robić zdjęcia w taki sposób, by nie było na nich chłopców, którzy obserwowali jazdę kolegów. 



 W zasadzie to my też spacerowaliśmy po czeskiej stronie. Można napisać- odbyliśmy pierwszy tegoroczny spacer za granicami Polski.

niedziela, 30 marca 2025

Jak co roku.

 

 Jest mnóstwo tematów do omówienia, dzieje się, oj dzieje, ale… no nie mam jakoś ochoty, ani weny rozpracowywać tego tutaj. Może jak się trochę otrząsnę, to coś więcej będzie.

Wiosna nabiera rozpędu i, jak co roku, znowu muszę stwierdzić- dziwna jest ta wiosna. Zima była cieplejsza, a mimo to, rośliny pokazują się w tempie żółwim. Był czas, że myślałam, iż z niektórych już nic nie będzie. Jednak leniwie zaczynają wypuszczać nowe pędy spod ziemi. Narcyzy słabo kwitną tej wiosny, a te moje ulubione, nie zakwitną w ogóle. O dziwo, narcyzy pełne, które są mniej odporne, mają bardzo dużo pąków, a stare odmiany są słabiutkie, nie zakwitną. Śnieżyce przekwitły, teraz ich kępy zachwycają zielenią liści. Padło parę liliowców, padła trójsklepka, padła czerwona jarzmianka, pierwiosnki o kulistych kwiatach są karłowate, posadzona dwa lata temu winorośl, też nie daje oznak życia. Przyznam, że czuję się coraz bardziej zniechęcona do pracy w ogrodzie. Likwiduję następny kawał grządek kwiatowych. Zamiast kwiatów sadzę niskie, kompaktowe krzewy kwitnące. Mało z nimi pracy, poza tym, mają większe szanse na przetrwanie niż byliny. Posadziłam nowe ciemierniki, na dwa następne muszę poczekać do maja.

Na razie w ogrodzie są takie (z nowymi razem 10 sztuk). Szkoda, że mają kwiaty zwisające w dół, trudno uchwycić ich urodę na zdjęciach. Nowe nie zakwitły jeszcze. 






Zagospodarowuję teren blisko tarasów, by móc z nich widzieć te wszystkie kwitnące cuda. Taras zrobiony, schody również, balustrady zamontowane (pokażę, jak wyrównamy teren przy schodach). Teraz jeszcze musimy pomalować kolumny, uzupełnić ubytki w murze i takie tam kosmetyczne rzeczy zrobić. Wszystko to musi poczekać na cieplejsze dni. Tradycyjnie o tej porze, posadziłam bratki w donicach przed domem i na tarasach. A do skrzyni obok płotu, posieję koperek przy kępach szczypiorku, które przetrwały zimę i pięknie rosną. W pozostałych skrzyniach będą posadzone kwiaty letnie.

Kwitnie morela, może w końcu będą jakieś owoce, bo dotychczas wszystkie zielone ( no parę) opadały przed dojrzeniem. 


Fiołki, fiołki, łany oraz kępy fiołków w różnych miejscach ogrodu.


To roślinki, a zwierzaki ogrodowe?

Jeże się obudziły- spotkałyśmy z Bezą takiego podrostka jak tuptał do „wodopoju”, urządzonego w rzeźbie, wykonanej przez naszą synową. Gdzieś była pokazana przy okazji zdjęcia z aleją sosnową.

Od trzech tygodni śpiewają drozdy, kosy już uwiły gniazda w tujach i bluszczu przy oknie. Czaple wznowiły przeloty- poranne oraz wieczorne- nad domem i coraz częściej widać na niebie kilka żurawi. Zastanawiamy się, czy one już na tym terenie zostaną, czy jednak polecą na północ.

Nie wiedziałam, że są w okolicy (być może i często w naszym ogrodzie) grubodzioby. Wczoraj siedział na czubku brzozy. 

Sprawdziłam „ostatnią” ramę tkacką. Bogatsza jestem o nowe doświadczenie tkackie. Rama ma tak wąskie wcięcia, że osnowa zrobiła się dosyć gęsta oraz sztywna- trudne było przesmykiwanie wątku między nitkami. Boczne listwy ramy są mocno wystające nad osnowę- trudno było zmieścić rękę, by tkać brzegi gobelinu. Fakt, że wyjęłam nicielnicę, bo gobeliny tka się raczej bez niej i to może był ten powód, że osnowa zrobiła się sztywna.

Ramka jest dedykowana dzieciom, by sobie ćwiczyły tkanie kilimków. Ja będę ją wykorzystywała do tkania wąskich gobelinów.

Rozczarowała mnie również wielkość utkanego gobelinu. Liczyłam na większy, bo rama jest dosyć duża (30/40 centymetrów, dlatego ją kupiłam).

No i w końcu wszystkie ramy z wcięciami mam sprawdzone. Wiem już jak duże gobeliny na nich wychodzą, jak gęsta jest osnowa i jaką przędzą (głównie) na nich tkać. Teraz tkam na ramie z gwoździami i to jest dopiero hard- core. Na razie, ale idzie coraz lepiej.

A to utkałam na tej ostatniej ramie z wcięciami- nazwałam ten gobelin „Miasto nocą”, ale Młoda stwierdziła, że powinien nazywać się „Matrix”.

 A z braku chleba i bułeczki dobre.


 

 

czwartek, 27 marca 2025

To było dawno, ale słowa nadal aktualne

 Tak mi się to spodobało, zwłaszcza słowa, które... posłuchajcie.


 

Noc w noc całymi latamiSen w dzień, gdy ranek za namiCzas w nas stukał jak zegarNie wiedział nikt, co nam odmierzał
Bo tu wszystko przecież miało trwaćNajwyżej pięć lat, a może mniejA to wszystko przecież miało trwaćNajwyżej pięć latChoć się zmienił cały świat, jesteśmyZawiruje jeszcze raz, będziemy, będziemy
Nut w bród każdy wyśpiewałSłów mów sto wypowiedziałW czas zły i niepogodęŚmiech, śmiech szedł z nami w drogę
Choć tu wszystko przecież miało trwaćNajwyżej pięć lat, a może mniejPiotrzeA to wszystko przecież miało trwaćNajwyżej pięć latChoć się zmienił cały świat, jesteśmyZawiruje jeszcze raz, będziemy, będziemy
Dziś, Piotr, gdy Ciebie nie maPieśń tę wznosimy do niebaTrwaj tam i czuwaj nad namiW noc, w noc, usłaną gwiazdami
A to wszystko przecież miało trwaćNajwyżej pięć lat, a może mniejPiotrzeA to wszystko przecież miało trwaćNajwyżej pięć latChoć się zmienił cały świat, jesteśmyZawiruje jeszcze raz, będziemy, będziemy
A to wszystko przecież miało trwaćNajwyżej pięć lat, a może mniejPiotrzeA to wszystko przecież miało trwaćNajwyżej pięć latChoć się zmienił cały świat, jesteśmyZawiruje jeszcze raz, będziemy, będziemy
Źródło: Musixmatch
Autorzy utworu: Zbigniew Preisner
 

poniedziałek, 24 marca 2025

Jak Facebook "zrobił mi dzień".

 Czasem głupkowate komentarze potrafią poprawić nastrój, a ostatnio tego mi trzeba.


Filip Zub

Zdejmujesz zabezpieczenie i naciskasz ten duży przycisk. Ten model jest znany z problemów z przyciskiem, czasem trzeba na niego stanąć żeby się wcisnął

 

Ciekawi Świata

Autor

Administrator

Filip Zub a dobrze sprząta?

 

Filip Zub

Ciekawi Świata do 10 metrów czyści wszystko, słabiej opancerzony kurz to i dalej wymiecie

Pawel Kolodziejczyk

Ciekawi Świata Wszystko na górze sprząta perfekcyjnie. Nie ma co zbierać w promieniu 10 -15 m na otwartej przestrzeni. Budynki wali razem z załogą.

Krzysztof Pogłódek

Ciekawi Świata razem z domem…

 

Mariusz Sieradz

Jest super, sprząta wszystko

Agnieszka Szymańczyk

To jednorazówka, nie polecam! Sprząta tylko raz, a i tak później trzeba po nim poprawiać 😉

Sławek Szczodry

Idealny na prezent dla teściowej 😉

Artur Piekos

Do komendanta, chłop wprawiony

Małgorzata Skórka

Odkurzysz pół osiedla jak wyjmiesz odpowiedni drucik 🙂Ale to jednorazowy kupiłeś, to lipa trochę 🙃

Grzegorz Lach

stan na niej

Pawel Kolodziejczyk

Wygrzej w piekarniku najpierw.

Jan Wojciechowski

Ale ten to akurat do robienia kurzu

 

Wojtech Z-k

Włącznik od góry. Włączasz dla wygody nogą - wystarczy stanąć. Uwaga, zabezpieczony zawleczką przed przypadkowym włączeniem.

Bożena Dzierzgowska

Super. I ma fajną funkcje. Wywala wszystko w kosmos.

Tomek Jamrosz

Jak wciągniesz oba te druciki, które wyglądają podobnie jak zawleczki ujrzysz panel sterujący...

Krzysztof Strzałkowski

Bubel sowiecki. Odsprzedaj Wołominowi albo Pruszkowowi . Musiałbyś samochodem wjechać, aby uruchomić .🤣

Krzysztof Partyka

Wybrakowany egzemplarz.

Kółek nie ma. Ale napisz do Jarka Szymczyka. Myślę, że powinien pomóc.

MeteoVlog  ·

No to trochę tak jakbyś sobie zamówił superkomórkę, żeby wygenerowała ci tornado. To jest akurat ta ekipa sprzątająca, której nie chciałbyś nigdy zamawiać ani tym bardziej kupować. Owszem odkurzy ci wszystko (absolutnie wszystko). Ale pamiętaj, że później może być problem z opróżnieniem worka. A raczej z posprzątaniem bajzlu, który zostawi po sobie. W dodatku może ci się umrzeć przy okazji

Marek Sokołowski

- buławku nada wycianuć i budiet rabotać ..

 


 

piątek, 21 marca 2025

Historia pewnej żaby

 

Żaba pieniężna, jest popularną pamiątką, którą sobie przywożą z Azji turyści. Może być ona wykonania z drewna, kamienia, szkła, plastiku, czy jadeitu lub majoliki, mosiądzu oraz z innych metali. Często też żaby te są na różny sposób ozdabiane. Ważne, by żaba pieniężna zawsze trzymała pieniążek w pyszczku.

Należy również patrzeć, czy żaba ma trzy nogi, bo jest sporo żabek "pieniężnych" w ofercie sprzedaży, które mają cztery nogi, a to już nie są żabki przynoszące bogactwo oraz szczęście.

 



„W Wietnamie pieniężną żabę z trzema nogami kupi się prawie na każdym straganie. To pochodząca z Chin Chan Chu, która przynosi domowi bogactwo, szczęście i dobrobyt. Zaproszenie jej do swojego domu jest według feng shui bardzo istotne, ale trzeba wiedzieć, gdzie żabę postawić.

Dlaczego żaba ma taka moc i z jakiego powodu brak jej jednej nogi? Mówi o tym stara chińska legenda.


 

Żaba ta, znana również pod nazwą "trójnoga ropucha", jest mityczną, niebiańską istotą, która pojawia się przy każdej pełni księżyca, przynosząc bogactwo i szczęście. Jej historia sięga dawnych czasów, do odległego chińskiego królestwa Tsiu. W nim mieszkał syn skromnego drwala Lié wraz ze swoimi dwoma braćmi Huna i Pay Hui.

Lié uwielbiał spędzać wolny czas nad brzegiem strumienia, który znajdował się w pobliżu jego domu. Pewnego dnia, usłyszał głośne rechotanie wielkiej żaby wylegującej się na kłodzie w pobliżu wody. Lié bez zastanowienia pochylił się, podniósł kamień i rzucił nim w żabę. Kamień uderzył w jej tylną nogę, a żaba uciekła, poszukując schronienia.

Lié, wrócił do domu, nie zwracając uwagi na to, co się stało. Pamięć wyrządzonej szkody i wyrzuty sumienia dręczyły go dzień po dniu. Żałując tego, co zrobił, wracał nad strumień przez wiele dni i nieustannie szukał żaby, krzycząc nawet z rozpaczy. Wszystkie jego wysiłki były bezużyteczne. Aż któregoś razu wpadł na pomysł, by na kłodzie, na której żaba się wylegiwała, zostawić dla niej przysmaki w postaci owadów.

 Dzień po dniu patrzył, jak owady znikają, ale nigdy nie widział, jak żaba wychodzi ze swojej kryjówki. Jednak sumienie Lié trochę się uspokoiło, wiedział, że żaba przeżyła. Minęły lata, a Lié wielokrotnie powtarzał rytuał, żaba się jednak nie pojawiła. Aż pewnego dnia wreszcie ją zobaczył!

Lié ostrożnie podszedł do niej i poprosił ją o przebaczenie. Zdał sobie sprawę, że noga, w którą uderzył kamieniem, zniknęła i było mu bardzo wstyd i żal.

Czas mijał, a Lié stał się dorosły, ożenił się, miał zdrowe i silne dzieci. Zbudował swój dom na skraju potoku, gdzie mieszkała żaba, i codziennie chodził do niej, dawał jej owady i rozmawiał z nią, a żaba zawsze odpowiadała rechotem.

Jeden z synów Lié nagle zachorował. Lié i jego rodzina zrobili wszystko, co w ich mocy, aby wyleczyć malucha. Jednak nie mogli znaleźć lekarstwa. Wydali wszystkie swoje oszczędności i sprzedali wszystko, co mieli, co było wartościowe, by zakończyć cierpienie dziecka i przywrócić mu zdrowie. Niestety, nic nie działało.

W końcu Lié znalazł wybitnego lekarza, który mógł wyleczyć syna, ale lekarstwo było bardzo drogie. W swojej rozpaczy udał się do jedynej istoty, która zawsze go słuchała, trójnożnej żaby. Jak zawsze, gdy Lié skończył swoją opowieść, ona odpowiedział rechotem.

Żaba, która była bardzo stara, wiedziała, że ​​potok skrywa pewien sekret. Był w nim skarb, który zbójcy ukryli w nim dziesiątki lat temu, uciekając przed wojskami króla. Złoczyńcy zostali zabici, a skarb pozostawiony na dnie.

 Była pełnia, kiedy rodzina Lié, towarzyszyła umierającemu dziecku, bo nie mieli pieniędzy na lekarstwo. W tym momencie w domu rozległo się głośne rechotanie, była to stara żaba niosąca w pysku złotą monetę!

Lié nie mógł w to uwierzyć, wziął monetę, którą przyniosła mu przyjaciółka i pobiegł kupić specyfik. Dziecko wyzdrowiało, a od tego czasu Lié i wszyscy jego potomkowie czczą trójnożną żabę.

A ona każdej pełni przynosiła im złotą monetę w pysku, aby niczego im nigdy nie brakowało.

Inna legenda głosi, że żaba jest żoną jednego z ośmiu nieśmiertelnych. To w mitologii chińskiej ośmiu mędrców, którzy za życia posiedli nadprzyrodzone zdolności, a po śmierci dostąpili nieśmiertelności i boskiej czci. Odgrywają dużą rolę w religijnej wersji taoizmu. Jeden z nich miał bardzo chciwą żonę, która za karę została zamieniona w trójnogą żabę. To dlatego żaba zawsze ma w pysku monetę.

Chan Chu wychodzi każdej nocy, aby zbierać monety, więc można ją ustawić przy drzwiach, zwróconą do środka lub na zewnątrz, ale zawsze po skosie i nigdy przodem do drzwi, ponieważ w tym drugim przypadku wyjdzie z domu i nigdy nie wróci. Żabę należy umieścić na podłodze, nigdy nie na wysokich meblach, ponieważ wówczas nie będzie mogła wyskoczyć z domu i wypełnić swojej misji.”

https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/wietnamczycy-wierza-ze-przynosi-pieniadze-jest-jednak-istotny-szczegol/jdnd1ce,30bc1058

Legenda głosi, że pieniężną żabę należy postawić na podłodze, inne źródła podają, że powinna stać pyszczkiem w kierunku drzwi, pod skosem i niekoniecznie na podłodze. 

 Moja, zrobiona z laki,  stoi na regale w holiku, odwrócona pyszczkiem w kierunku drzwi. I bardzo pilnuję, by nie straciła pieniążka. Jest częścią mojej mini kolekcji żab.

Czy przynosi nam bogactwo? Czy ja wiem…. O forsie ponoć, w dobrym towarzystwie, się nie rozmawia, a ja wiem, że jak sobie sami nie zapracujemy, to żadne żaby nie pomogą.


PS. No tak, najważniejsze zostało poza postem, ale już piszę:

"Żaba, jako nieliczne spośród wielu zwierząt doczekało się swojego święta. Dzień Żaby to święto, które wypada 20 marca . Święto wymyślono po to, żeby ratować ginące gatunki żab, bowiem mimo, że żaby nie wzbudzają powszechnej sympatii, są niezwykle pożyteczne."

Zdjęcia i cytat o Dniu Żaby z Internetu

sobota, 8 marca 2025

Po raz kolejny "zamiast"

 -tym razem jałowej dyskusji o "byciu kobietą".


 
https://www.national-geographic.pl/ludzie/szokujacy-reportaz-ap-laczy-przemoc-wobec-kobiet-z-liderami-branzy-kosmetycznej/

https://pl.123rf.com/photo_209653198_desperacja-wobec-kobiety-uwi%C4%99zionej-w-wi%C4%99zieniu-nienawi%C5%9Bci-przykutej-do-ci%C4%99%C5%BCaru-desperacji-samotnie.html

 

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/05/11/ojczyzna-pogardy-kiedy-kobiety-w-afganistanie-przegraly-walke-o-swoja-godnosc/

 https://i.pl/przymusowe-macierzynstwo-bez-prawa-do-glosu-jak-zyja-kobiety-w-afganistanie-pod-rzadami-talibow/ar/c1p2-26920069

https://www.dw.com/pl/przemoc-w-afryce-ciche-cierpienie-kobiet/a-63903753

 https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1740144,1,sytuacja-kobiet-w-indiach-wciaz-sie-pogarsza.read

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/1084054,przemoc-wobec-kobiet-w-indiach.html


 https://www.bankier.pl/wiadomosc/Co-trzecia-kobieta-w-UE-doswiadczyla-przemocy-ze-wzgledu-na-plec-Polska-z-jednym-z-najnizszych-wynikow-8850836.html

Mogłabym tu więcej takich informacji (linek) wkleić, ale dnia by nie starczyło. Ogrom, ogromny ogrom nieszczęścia kobiet na całym świecie.

Świadomość tego kładzie cień na świętowaniu. Przynajmniej mnie.


Zdjęcia z podanych stron i Internetu.

wtorek, 4 marca 2025

Ale żoz, czyli o wiośnie i wyborach finansowych

 Owoce na kalinie, rosnącej przy tarasie nie znalazły amatora. Wiszą od jesieni do teraz  i robią kolorowy akcent.


Moja koleżanka, kiedy uczyłyśmy się w liceum, miała taką fajną przyśpiewkę, gdy coś się działo w klasie lub w szkole. Wiecie, chodzi o takie małe aferki, które wprawiają w osłupienie, albo w wesołość lub zażenowanie. Przyśpiewka była taka: wersja hard- zszokowana- „Ale jaja, jak berety, o babariba, o babariba,  ŻOZ!!” Wersja złagodzona „Ale wkoło jest wesoło, o babariba, o babariba ŻOZ”. Przy czym ostatni ŻOZ, wrzeszczała na cały regulator.

Tak mi się ta przyśpiewka wbiła w łepetynę (może dlatego, że trafna była w tych momentach, rozbijała napięcie i nic innego nam wtedy nie pozostawało, jak się przystosować do sytuacji), że potem, ile razy coś się w moim życiu działo, to sobie ją śpiewałam. Zazwyczaj wtedy, kiedy wychodziłam z pierwszego „szoku” i czas łagodził pierwsze wrażenie.

A dzisiaj szłam sobie z Bezą na porannym spacerze (6,15) po ogrodzie i miałam ochotę drzeć się na cały regulator „O, babariba, o babariba, ale ŻOZ!!!”, bo „Wiosna, panie sierżancie”, wiosna się rozkręca. HA!!!!!!!

 Kosy podśpiewują, z zagajnika dolatuje werbel dzięcioła, zięby dają koncert no i przyleciały do ogrodu grubasy- gołębie wędrowne. Samiec dał koncert gruchania sznaps barytonem, po czym obleciał cały ogród radośnie trzaskając skrzydłami w locie. Potem trzy sztuki czupurzyły się na brzozach. Śnieżyczki w końcu wyszły z ziemi i kwitną na całego. W tym roku nie zauważyłam na nich ani jednego ślimola. Widać ostatnie mrozy je wytępiły. W zeszłym roku była ich już w lutym plaga- takie drobne bez skorupek, być może potomkowie ślinników. Ślinniki wielkie pojawiły się w ogrodzie dopiero w kwietniu i maju.

 No ale nie wszystko jest takie happy. Wczoraj miałam ogromną „nieprzyjemność”, ale była konieczna. Od miesiąca bolało mnie kolano i to tak, że ściany gryźć. Przeciągałam sprawę na przeciwbólówkach, bo myślałam, że to zapalenie, albo przesilenie, ale jak mi porządnie dopięło to zarejestrowałam się w klinice dla sportowców (całe wsie i miasteczka tam leczą urazy wszelkie). Czekałam tydzień na wizytę. Ortopeda zbadał, powykręcał mi kolano na wszystkie strony, cud, że nie odkręcił od razu dolnej części nogi od kolana. Wszystko delikatnie z wyczuciem do tego stopnia, że miałam problem określić, gdzie mnie to boli. Byłam wszak też na mocnej tabletce przeciw bólowej. Ale fachowiec znalazł- jak dotknął bolącego miejsca, to mało z bólu nie zemdlałam. No to mamy- potem USG, potem prześwietlenie i znów do ortopedy z wynikami (dostał zdjęcie od razu komputerowym przekazem). Pokazał mi zdjęcie, coś tłumaczył O zwężeniu się przy łąkotce w jednym miejscu, pokazał „kałużę” wody która zebrała się pod kolanem i zarządził ściągnięcie tej wody oraz zastrzyk przeciwbólowy w okolicy łękotki. Hmmmmm… słucham, a w mojej głowie nagle: ale żoz babariba, ale żoz…w wersji hard i o mało na głos tego nie wyśpiewałam.

A potem do zabiegówki i zaczęła się jazda. Najpierw ściąganie wody spod kolana- niedużo, ale jednak trochę poczułam. Potem zastrzyk przeciwbólowy w kolano, między kosteczki i szuranie wewnątrz igłą, i nastrzykiwanie. A to już mocno bolała i dłużej trwało. Przeżyłam.

Cała impreza trwała 2 godziny. A ile by to trwało na NFZ? Najpierw rodzinny, skierowanie do ortopedy, potem ortopeda, skierowanie na RTG, czekanie na prześwietlenie, czekanie na wyniki, potem ortopeda- ewentualnie zabieg na miejscu. A wszystko w innych miejscowościach. Dziękuję….

W połowie nocy, po odespaniu wszystkich wrażeń i napięć, obudziłam się, bo ból w tych miejscach, gdzie miałam zastrzyki, był spory. Rano powlokłam się na spacer z Bezą- chodzenie tak nie bolało („babinka” podpierała się laseczką), jak wstawanie, ale te wszystkie wczesnowiosenne ogrodowe bajery warte były tego.

Teraz suszenie chodniczków i ręczników, w słońcu, na tarasie, temp +15 stopni w cieniu. W najbliższych dniach ogród- grabienie spomiędzy śnieżyczek i narcyzów liści, przycinanie, może sypanie ziemi do donic przed dom i na tarasy.

Ortopeda zalecił rower- nie mam roweru terenowego, mamy stacjonarny. Od lat stoi na tarasie. Trzeba go wysunąć, odkurzyć no i jazda „dla zdrowotności”.

I teraz taka moja dygresja na temat finansowych wyborów. Tam gdzie kwoty są nieduże, tak do 2000 tysięcy (powiedzmy za cykl wizyt i leczenia), leczymy się prywatnie- nie piszcie, że przecież płacimy składki zdrowotne i NFZ powinien to pokrywać. Owszem, ale sami wiecie, że czas oczekiwania na wizytę, na zabieg, na operację jest strasznie długi. Często potem jeszcze są dodatkowe opłaty, by mieć np. leczenie lepsze, lepszy sprzęt rehabilitacyjny, czy lepszą plombę. My ciągle płacimy dodatkową składkę zdrowotną, bo nadal pracujemy. No, fakt, złodziejstwo i bezczelność NFZ nie ma granic, jednak już dawno machnęliśmy na to ręką. Wyżej d…y nie podskoczymy, a leczyć się i to szybko, czasem trzeba.

Skąd forsa na to? Ano oszczędzamy, wybieramy wydatki. I tak np. naszym pierwszym wyborem jest szybkie i dobre leczenie, zamiast zagranicznych wycieczek czy wczasów w Polsce lub w innym kraju. Na to wszystko stać nas teraz, ale „liczymy, przeliczamy” i wybieramy- krótka przyjemność, czy zabezpieczenie sobie dobrego zdrowia na dłużej, oszczędzenie sobie długotrwałego bólu, bałaganu organizacyjnego domu, lepszego sprzętu, lepszej obsługi medycznej.

Może jeszcze kiedyś, kiedy nie było szybkiego Internetu, kiedy nie było możliwości oglądania tysięcy zdjęć z różnych zakątków świata, możliwości oglądania filmików z różnych stron i to filmików robionych przez różnych ludzi- dyletantów turystów, co to przeleci kamerką i „pokaże”, po fachowe filmy, w których filmowiec ma dostęp do miejsc, gdzie inni wejść nie mogą- może wtedy nasz wybór nie byłby tak oczywisty. Ale teraz? Teraz, kiedy ja to mogę zobaczyć w domu, nie muszę koniecznie tam być. Tak, nie doznam wielu rzeczy charakterystycznych dla danego miejsca- zapachu, słońca, wiatru, smaków kuchni, kolorów, ciepła piasku na plaży, czy odgłosów. No nie doznam. Jednak, co mi po doznaniach, kiedy jak złapie mnie choróbsko, to szybko przestaną w mojej głowie siedzieć. Człowiek ma to do siebie, że zawsze skupia się na sobie, swoim wnętrzu, bólu i nie w głowie mu wtedy myśleć o tamtych przyjemnościach, które jednak, jakby na to nie spojrzeć, dosyć szybko zacierają się w pamięci- byłam, widziałam i tyle. Nie mam napinki, potrafię oprzeć się tych wszystkim „must have”, „Ależ kochana żałuj”, „Musisz koniecznie to zobaczyć”, „Jak to nie byłaś? Naprawdę? Ooooo…..”. Miałam koleżankę, która trochę jeździła po świecie. Po każdej takiej podróży, zapraszała nas na kawę, winko i oglądanie zdjęć. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie jej okrzyki: „Dziewczyny to musicie zobaczyć”, „Naprawdę nie chcesz tam pojechać? Dziwna jesteś”, „ Popatrzcie, tam trzeba być”, „Ja bym na twoim miejscu nie wahała się i jechała”, „Nie mów, że nie możesz wyskrobać parę groszy i pojechać”. Po godzinie takich komentarzy na długo odechciewało nam się to wszystko oglądać. Przy czym, faktycznie, jak się tam nie było, to te „zachwyty” nie działały. I nie brała kobieta pod uwagę, że dwie z nas były samotne, na jednej pensji, z dzieciakami do odchowania, a jedna miała męża sknerę. Ale to pomijam, bo mnie naprawdę to nie imponowało i nie ciągnęło mnie do takiego zwiedzania.

I nie są to w moim przypadku „kwaśne winogrona”. Zawsze byłam racjonalna, pewnie dzięki tej cesze charakteru, mogę z całym sumieniem powiedzieć, że większość moich wyborów była trafna i raczej ich nie żałowałam. I tak jest w przypadku wyborów- przyjemność czy leczenie albo przyjemność czy dobry sprzęt, ułatwiający życie, w domu.

A swoją drogę, jest ogromna przyjemność w świadomości (być może ta z podróżowania nigdy mi tej nie zastąpiła), że stać mnie na szybkie i dobre leczenie. I tego się trzymam.

Biedronkę ufilcowałam na życzenie. Teraz zażyczono sobie żabę. Chyba przy niej polegnę.