„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

26 listopada 2025

"Cyganka ci powróży" (w zastępstwie andrzejkowych szaleństw)

 


W moim życiu trzy wróżby się spełniły. No tak, można się śmiać, bo z wróżeniem to jest tak, jak z „być”, albo „nie być”, albo się spełnią, albo nie.

A los traktuje nas często jak pies naszego gajowego. Pies na imię miał Arok- pudel królewski o małym rozumku. Szczekał jak najęty całymi dniami i trudno go było uspokoić. Kiedy tak którąś z rzędu godzinę pies darł japę, wychodził przed dom gajowy i wrzeszczał do psa:

  • Arok, bydziesz cicho abo niy!!!!!!!

Pies chwilę milczał, a potem wybierał „abo niy”.

A my jednak nie chcemy wierzyć w to „abo niy” i ciągle szukamy wiedzy o przyszłości we wróżbach, choć los i tak po swojemu nas prowadzi, najczęściej na nie.

W dodatku większość z nas ma świadomość, że wróżenie opiera się na samych ogólnikach i umiejętności „wmawiania” tego, co było, co jest i co na pewno będzie według wizji wróżbity.

Wróżący mają dar przenikliwości i dar manipulowania oraz usypiania czujności. W dodatku trzymają się zasady- tylko dobre mówić, o złym przemilczeć. Rzadko który przepowie nieszczęście, a jak już, to stara się powykręcać „opowieść tak, by potrzebujący wróżby jakoś to przełknął.



Pierwsza wróżba, w moim życiu, została wypowiedziana przez Cygankę, kiedy byłam niemowlakiem. Do dębiny, obok leśniczówki (tej pierwszej, w której mieszkałam 6 lat), jesienią przyjeżdżał cygański tabor. Cyganie ustawiali wozy, palili ogniska. Matka zaprzyjaźniła się wtedy z cygańska rówieśnicą. Tak się złożyło, że ona wtedy też miała malutkie dziecko, syna- mojego rówieśnika. Tę historię znam z opowiadań matki, dlatego traktuję ją z przymrużeniem oka, choć wróżba spełniła się co do joty. Otóż Cyganka, spojrzawszy na mnie, leżącą w łóżeczku zawyrokowała- będzie miała życie niezwykłe trudne, pełne wybojów, ciężkich chwil, będziesz jej strzegła i pomagała, ale niewiele to da. A potem się uspokoi wszystko i będzie dobrze.

Moja matka, owszem, wysłuchała, a moje życie potoczyło się dokładnie tak, jak we wróżbie.

Można powiedzieć- każdy ma ciężkie chwile w życiu, nieszczęścia po drodze itp. No tak, ale ja znam mnóstwo moich rówieśników i nie tylko, którzy mieli normalne trudności związane z życiem, ale dodatkowych „atrakcji”, które mnie spotkały, jednak nie mieli. Moja mocna depresja nie wzięła się z życia usłanego różami, a chory kręgosłup od leżenia godzinami na leżaku.


Drugą wróżbę postawiła też Cyganka.

Stoję sobie pod ogromną starą katedrą w Legnicy, załamana moją sytuacją życiową (utrata pracy, zlecone zajęcia 7 godzin jazdy w jedną stronę od domu, pusto w kieszeni, długi i nikogo do pomocy) i zastanawiam się, czy wejść do katedry (lubię czasem posiedzieć w ciszy w kościele), czy iść do „akademika”. Nagle podchodzi do mnie Cyganka:

  • Daj 10 złotych, powróżę ci.

  • Daj mi spokój- patrzę na Cygankę: długa spódnica, kożuszek (grudzień to był), a na nogach złote balerinki, długi czarny warkocz. Buzia przyjazna, młodsza ode mnie, ma jakieś 35 lat, nie więcej. Te balerinki mnie złamały- śnieg i balerinki na nogach, może potrzebuje forsy?

  • Dobra, wróż- wyciągam dychę i daję jej do ręki. Ona bierze szybko banknot, wkłada do torebeczki i nagle cap, wyrywa mi włos z grzywki.

  • Ała! Co robisz???? - pytam zaskoczona. O mało co, a dostałaby w łepetynę, bo ja, jak jestem zaskoczona jakimś atakiem i w dodatku mnie zaboli, to walę na oślep.

  • Oj, miałaś ty ciężkie życie...- rozpoczyna niezrażona moim protestem- ciężkie, trudne, oj nie zawsze było słońce, oj....

  • Powiedz mi co będzie, a nie co było- powoli przechodzi mi ochota na wiedzę o przyszłości, w dodatku wcale nie jestem zaskoczona jej słowami. Głupia naiwna, zawsze któreś słowo o ciężkim życiu trafia na podatny grunt i one na tym bazują. Cyganicha ciągnie dalej.

  • Daj 10 złotych, to ci jeszcze powiem, co będzie- mówi lekko nachalnie.

  • Dostałaś już swoje, mów....- nie popuszczam, ale ona zaczyna się zbierać do odejścia..

  • Dobra, masz- łamię się koncertowo, wyciągając z portmonetki następną dychę. Prawie wyrywa mi ją z rąk i zamierza odejść. O, nie tak prędko. Łapię ją za rękę z forsą:

  • Albo mówisz, albo wzywam policję- wściekłam się. No to ona wyrywa rękę z mojej i cap, wyrywa mi znów niespodziewanie włos z grzywki. Tym razem się wściekłam na całego. Po cholerę rwie mi te włosy, przecież w ogóle z nich nie wróży. Wyrywa włos, a potem go puszcza z wiatrem bez mrugnięcia okiem. Do dziś nie mam pojęcia, co taki zabieg miał znaczyć.

  • Gadaj- złapałam ją za rękę i przytrzymałam.

  • Dalej to ty będziesz szczęśliwa....- zaczęła pospiesznie- Będziesz miała dobre życie...- przerwała, popatrzyła na mnie chytrze, przez chwilę milczałyśmy i wtem ona:

  • Daj 50 złotych, to powiem więcej- jej bezczelność mnie poraża. Fakt, widziała pięćdziesiątkę, kiedy wyciągałam dychy.

  • Nie ma mowy! Albo gadasz, albo zaraz tutaj narobię wrzasku, że mnie okradasz- rozejrzałam się wkoło, z katedry wychodziło kilka osób, po przeciwnej stronie ulicy stało następne kilka. Tym razem wystraszyła się i zaczęła trajkotać jak najęta:

  • Cyganka prawdę ci powie, będzie wielka miłość, będzie szczęście, będzie dobrze...- nagle milknie i patrzy z natężeniem na drugą stronę ulicy. Patrzę i ja- stoi tam dwóch Cyganów i bacznie nam się przygląda. Oooo.... robi się niebezpiecznie, czuję, że trzeba imprezę kończyć. Ona też jest spłoszona. Chyba bardziej niż ja.

  • Jak masz na imię?- zadaję jeszcze pytanie, kiedy zaczyna odchodzić

  • Larysa....- znika za ścianą katedry.

Potem jeszcze nie raz mijałyśmy się na ulicach Legnicy. Zawsze uśmiechałyśmy się do siebie. Larysa w złotych balerinkach.

Wróżba spełniła się dokładnie tak, jak powiedziała. A przecież, nie każdej kobiecie po 50. (wtedy) jest dana wielka miłość, uspokojenie i dobre życie.



Trzecia wróżba, która mi się spełniła, zawiązana jest z Bożym Narodzeniem. Podobno kiedyś wierzono, że kiedy w Wigilię posłucha się, z której strony naszczekuje pies, z tej strony przyjdzie kawaler lub panna.

Kiedy byłam jeszcze samotną wdową, poszłam wieczorem do ogrodu w Wigilie BN. Przypomniała mi się wtedy ta wróżba i z głupia frant zaczęłam nasłuchiwać, z której to strony świata psy szczekają. Szczekał tylko jeden- z północy. No, a ja wtedy miałam nadzieję (hipotetycznie wszystko się odbywa), że zaszczeka z innej strony. Ale nie, ale NIE. Pies uparcie darł mordę z północy, jakby nie wiedział, że mnie inna strona świata interesuje i z niej życzę sobie usłyszeć szczekanie. Jeden pies, tylko jeden pies wtedy szczekał, a tych sierściuchów dookoła jest sporo. Z północy....No i niedługo potem właśnie z północy przyszło do mnie szczęście i sobie teraz trwa.

 I znów można się uśmiać, że takie wróżby to bery i bojki, a jednak.....

Jak wziąć cuzamen do kupy- wróżbę Cyganki i szczekanie psa (w tym samym roku obie) to już mus uwierzyć, że się spełniły.

Zresztą, nie czarujmy się, wielu ludzi myśli życzeniowo, zwłaszcza jak coś bardzo chce, albo bardzo chce czegoś uniknąć. Zaklinamy wtedy los, a takie wróżby tylko naszą ”życzeniowość” psychicznie wzmacniają. A jak się jeszcze spełnia po naszej myśli... 

W każdym z nas tkwi atawistyczna cząstka zabobonu, ale nie lubimy się do tego głośno przyznawać. Wszak jesteśmy tacy nowocześni i oświeceni.

A ja poszłabym to takiej starej szeptunki i posłuchałbym jej mądrości. Niektórzy mają nadprzyrodzoną zdolność „wnikania” w głąb człowieka i potrafią nim pokierować. Nie, nie myślę teraz o Cygankach i innych „wróżkach”.

No dobra....Jakby nie było, wszystkie trzy wróżby spełniły się i nie wnikam, czy to przypadek był, czy zbieg okoliczności różnych, czy jeszcze coś innego. 

Jednak do wróżki z certyfikatem nie pójdę. Mimo wszystko nie mam ochoty poznawać dalszego mojego losu. Natomiast wszelkie wróżby andrzejkowe, weselne, "z przyrody wzięte" oraz inne, bardzo mi się podobają i od czasu do czasu sobie trochę wróżę, ale z przymrużeniem oka. 

 

Oba klipy z Cyganami pochodzą z filmu "Tabor wędruje  do nieba",  z 1975 roku, w reżyserii Emila Loteanu.