Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 11 października 2012

Nowe drzwi- duże szczęście


Ciepło, gorąco, ciepło, zimno. Pogoda bawi się nami w ciuciubabkę. Teraz świeci słońce i jest bardzo ciepło, a po chwili wieje ostry, zimny wiatr, potem znowu przekropi deszczem i tak nie wiadomo, w którym momencie, jak się ubrać. No i dopadło mnie zapalenie oskrzeli. Paskudne, z koniecznością zażywania antybiotyku. Wkurzające, bo chciałam sobie jeszcze przed głównym remontem zrobić porządki w ogrodzie. Dzisiaj zamontowano w naszym domu drzwi wejściowe. Panowie słowni, przyjechali punktualnie. Pracowali prawie nieprzerwanie. Zrobili  tylko 2 godzinną przerwę, potrzebną na stwardnienie pianki, ale w tym czasie pojechali kupić materiały do następnego montażu. Po 6 godzinach drzwi zostały wprawione. Ładnie posprzątali po sobie i pojechali, a my szczęśliwi, że bezboleśnie poszło, gapiliśmy się na te nowe drzwi i gapili, i tej szpary przy podłodze już nie ma, i szyby bardzo szczelne, i zamki porządne…Uffff… pierwszy etap remontu za nami.
W tak zwanym międzyczasie przyjechały panie z UG na wizję lokalną, bo musimy dwa drzewa wyciąć. Trzy lata temu przeżyliśmy horror, dotyczący wycinki modrzewia. Za wycinkę żądano 20000 złotych, bo na terenie działalności. Kicha, ani grosza nie mieliśmy zamiaru dać. Okroiliśmy parking, a  modrzew po roku i tak sam usechł. Teraz musimy wyciąć wierzbę oraz bożodrzew, ponieważ rosną pod drutami elektrycznymi. Bożodrzew ewidentnie schnie i trzeba go ciąć, wierzba wgryza się korzeniami w fundament domu. Co tu jeszcze chcieć, żeby wydać zgodę. Ano multum papierków… eh… na razie nie mam nerwów pisać, bo znowu mi się ręce rozlatały. Jak ochłonę to opiszę, co te durne głowy wymyśliły i jakie u nas są hece z urzędasami. Każdy gryzipiórek d… trzęsie i twardo trzyma się przepisów, żeby tylko nie podejmować decyzji, bo a nuż…. Najlepiej to wszystko, każdą pierdołę im opisać i dać papierową podkładkę… sory…zaraz mnie ze złości poskłada. 
W którąś wrześniową sobotę włączył nam się szwendacz i pojeździliśmy sobie po Ziemi Cieszyńskiej. Coraz bardziej jestem nią zauroczona










Nieodłączny element naszych wypraw. Za dobre lody jestem w stanie dać się pociąć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz