Są
sytuacje, które nawet najbardziej spokojnego, pokojowo nastawionego człowieka,
wyprowadzą z równowagi :(
Jaskół przybył akurat w tym momencie, kiedy urzędas
skinęła ręką na swoją asystentkę i władczo rzuciła: ”Daj mi teczkę”. Panienka szybko, w milczeniu, podała żądaną rzecz, po czym stanęła nieco z boku. Babsko otworzyło teczkę i zaczęło z
namaszczeniem przerzucać papiery.
- A tu jest zły numer działki!- wykrzyknęła i
paluchem postukała w dokument.
- Jak zły numer? Przecież spisałam z Ksiąg
Wieczystych- nie bardzo wiedziałam, o co chodzi. Po doświadczeniach z
poprzednich wizji starałam się zebrać wszystkie dokumenty i sprawdzałam je dwa
razy, żeby przynajmniej tego się nie czepiała. No i masz.
- A, nie- urzędas przerzuciła kartkę- tu pisze (i
podała dane mojej siostry). Już się mi zagotowało, bo nie wiem, po co miała
dokumenty mojej siostry, pomieszane z moimi. Przerzuciła kartkę i zaczęła obracać mapkę z naniesionymi
działkami tak i siak, nie umiejąc
określić kierunków do doniesienia w terenie. Zmagała się z tym chwilę. W końcu
pomogłam jej: „Tu jest droga, a tu nasz ogród”. Myślicie, że usłyszałam
„dziękuję”? Akurat. Chwilę przyglądała się mapce i tryumfalnie wykrzyknęła: „No
są pomylone numery. Specjalnie sprawdzałam!”. Patrzę na mapkę, ale nie widzę
tych numerów.
- Podałam prawidłowy.- upierałam się przy swoim.
- Ale księgi wieczyste mogły zmienić- poinformowała
mnie łaskawie- Ja to dwa razy sprawdzałam.
- Jak zmieniły, to dlaczego ja o tym nic nie wiem?-
zapytałam ze zdziwieniem, bo w głowie mi się nie mieściło, że zmieniono numery,
a ja o tym nie mam zielonego pojęcia.
- Bo się pani nie interesuje- rzuca bezczelnie
babiszon. No ludzie, trzymajcie mnie.
- Zaraz. To chyba urząd powinien mi przysłać
informację o zmianach. To ja mam latać i dopytywać się, czy aby przypadkiem
czegoś nie zmieniono?!! - wściekłam się już solidnie. Nie do wiary, żeby coś
takiego zaistniało bez mojej wiedzy. Dotychczas o każdej zmianie byłam
informowana rzetelnie. Nikt nie wymaga, żeby obywatel co jakiś czas dopytywał
się, czy są jakieś zmiany, jeżeli nie ma takiej potrzeby. Czuję, że urzędas coś
kręci z tymi zmianami.
- A pani tu nie dołączyła wyroku z postępowania
spadkowego- rzuca urzędas i patrzy na mnie z naciskiem. Oho, zaczyna się.
- Ale na wniosku są podpisy wszystkich współwłaścicieli-
mówię spokojnie, bo jestem przekonana, że to powinno wystarczyć do wszczęcia
postępowania. Babsko patrzy na podpisy, długo…długo… jeszcze.. po czym mówi
bezczelnie: „A one są jakieś małe i niewyraźne….”. Zawiesza głos i patrzy na
mnie z podejrzliwością, jak na obrzydliwego robaka.
- Słucham!!!!????- no nie wytrzymałam i wydarłam
się- Co mi tu pani sugeruje ???!!! Że co??!! Że podrobione są te
podpisy????!!!!
- No… ale skąd wiadomo, że to są współwłaściciele-
upiera się betonowo przy swojej racji- Radziłam pani zrobić postępowanie
spadkowe, bo ja zrobiłam i radziłam pani- ciągnie niewzruszona- Dlaczego pani
nie zrobiła, mówię pani ja zrobiłam?- czepia się uparcie. Faktycznie, trzy lata temu radziła, ale kiedy
zapytałam, czy to jest wymóg, powiedziała, że nie, ale ona zrobiła i radzi mi
też. Dobra, tylko dlaczego mam robić coś, co nie jest potrzebne na już, bo
urzędas zrobiła i radziła mi? Rady są po to, żeby skorzystać lub nie. A jak
rada dodatkowo sporo kosztuje i gonienia po urzędach, i finansowo, to jeżeli
nie ma wymogu, to nie robię. Ale urzędas zrobiła i według niej wszyscy też
muszą. „Ja zrobiłam… i ja zrobiłam…”
kompetencyjne argumenty urzędasa.
- No i co z tego?- pytam wściekła- Że pani radziła? Pani
myśli, że ja mam czas gonić po urzędach i dodatkowo płacić, za coś, co nie musi
być.
- Ale powinno być- mówi z wyższością- Bo ja byłam na
szkoleniu w Warszawie.
Jasne, nagle dociera do mnie, że urzędas była na
szkoleniu AŻ w Warszawie i teraz nie ma zmiłuj. Będzie jeszcze więcej
biurokracji, bo ona była na szkoleniu w Warszawie. Baba może pierwszy raz
zaliczyła tak wielkie miasto i teraz musi okazać ważność.
- Zaraz, zaraz… Powinno być czy musi?!!- Jaskół,
którego musiałam powstrzymywać, bo gotów był babie kulnąć, odzywa się nagle i
bardzo głośno- Bo jest różnica między musi a powinno, prawda?!
- Powinno- urzędas nareszcie wykazuje zmieszanie- Bo
ja byłam na szkoleniu w Warszawie.
Matko jedyna, była i co z tego, kiedy nie ciągnie
tego wątku dalej i nie mówi, co na tym szkoleniu było takiego ważnego. Chyba pamięć
ją zawiodła, albo było tyle treści, że bez ściągi ani rusz. Już nie wspominam o
marniutkim poziomie intelektualnym babiszona, co podczas kolejnych wizji się
potwierdzało.
- Proszę Pani! Czy pani może mi
odpowiedzieć…powinno, czy musi ??!!. Chyba pytam jasno?!- Jaskóła też puściły
nerwy. Cyrk na kółkach. Awantura się rozkręca.
- Powinno, ja radziłam zrobić postępowanie spadkowe,
bo ja zrobiłam…- urzędas zaczyna tracić pewność siebie.
- Powinno, a nie musi. Ma tu pani podpisy
współwłaścicieli i to powinno wystarczyć. Prawda?!- Jaskół robi krok w stronę
urzędasa, a ja za wszelką cenę staram się jednak tonować. Jessssuuuu!!!!! Zaraz
jej przyłoży, tak jest wściekły. Urzędas niewzruszona przewraca kartki i
patrząc na wyciąg z Ksiąg Wieczystych, który jest jednocześnie aktem własności
mojego zmarłego męża i mnie, pyta stukając w kartkę: „A (tu pada nazwisko
mojego zmarłego męża) to kto jest?” Teraz ja nie wytrzymałam. Bezczelna baba
wie, kto to jest. Przy poprzednich wizjach bez przerwy operowała tym
dokumentem.
- Nie wie pani?! To był mój mąż!!! Nie żyje!!! I nie
będę dalej na ten temat rozmawiać- wrzasnęłam z furią. Naprawdę miałam ochotę
trzepnąć ją w ten bezmyślny łeb. Wie jaka sytuacja jest w naszej rodzinie, wie
, że byłam wdową, wie, że mam dwoje dzieci i wie, że są współwłaścicielami. Noż
kurcze….!!! Staram się jednak opanować. Widzę, że nie ma sensu ciągnąć tego
wątku i coś trzeba postanowić. Zimno mi, jestem wściekła, Żal mi Jaskóła, który
aż cały chodzi ze złości.
- A proszę mi powiedzieć, dlaczego, jeżeli jest taki
wymóg, nie ma tego zaznaczonego na wniosku, na dole, tam, gdzie są
wyszczególnione potrzebne załączniki, dołączyłabym ten dokument i już?- teraz
ja stukam palcem w kartkę z wnioskiem, w miejscu, gdzie są wyszczególnione
potrzebne załączniki i słowo honoru- w tych nerwach jeszcze takie piękne, pełne
pytanie mi wyszło.
Urzędas patrzy w punkt, w który stukam palcem… patrzy z natężeniem i wręcz
słyszę, jak jej te zardzewiałe tryby w łepetynie próbują ruszyć. Patrzy i
milczy.
- Tu- stukam palcem jeszcze raz w kartkę- Tu powinno
być zaznaczone, że wymagacie wyroku z postępowania spadkowego. Nie ma? Nie ma.-
teraz ja mogłabym powiedzieć z tryumfem, ale jestem zmęczona i nie bawią mnie
te przepychanki. Babiszon milczy zdezorientowany. Widać, że się deczko
pogubiła.
-Ale ja byłam na szkoleniu w Warszawie… burmistrz tego
pani nie podpisze- rzuca zdecydowanie. Na szczęście Jaskół poszedł znowu do
monterów, bo teraz nie powstrzymałabym go i mielibyśmy pasztet w postaci
pobicia urzędnika w trakcie wykonywania czynności urzędowych przez tegoż.
Matko!
- Ale dlaczego?! Na wniosku są podpisy
współwłaścicieli, jest mapka, jest dokument własności. Co trzeba jeszcze??? – trochę
wyhamowałam i jeszcze raz, już spokojnie, próbuję się przebić i w końcu
dowiedzieć, o co właściwie chodzi, bo według mnie, potrzebne dokumenty są i nie
ma podstaw, żeby nie dawać zezwolenia.
- Bo skąd ma wiedzieć, że to są spadkobiercy- rzuca
tryumfalnie. W tym momencie pojawia się
Jaskół, trochę uspokojony. I rzuca opanowanym już głosem: „Są podpisy
spadkobierców na wniosku- to jest jak oświadczenie. Oświadczenia przyjmuje się,
według nowej ustawy, bez dodatkowych warunków, prawda?” Urzędas patrzy na niego
i kombinuje- Ale nie ma postępowania spadkowego- nadal się upiera. W Jaskóła
piorun strzelił: „Czy pani rozumie, co do pani mówię?! To jest jak oświadczenie
i powinno wystarczyć. Zresztą, jak będzie trzeba dołączymy odpowiednie
oświadczenia!” Nie dociera…Zalega cisza. Powstrzymuję za rękę Jaskóła, bo może
być źle. Kochany człowiek, ale bardzo impulsywny i takie sytuacje działają na
niego jak zapalnik w granacie. Po babiszonie spływają nasze słowa jak woda po
kaczce.
- A gdzie jest to drugie drzewo?- pyta i macha
aparatem fotograficznym, uznając chyba, że wymogła na nas dołączenie wyroku z
postępowania. Jaskół kieruje ją w stronę wierzby. Ja zostaje na parkingu.
Czekam.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz