Dwa lata temu siostra „wypowiedziała’ nam szambo. Śmiesznie
to brzmi, ale nam nie było do śmiechu. Kiedy dobudowywaliśmy nasz dom do
starego i „tworzyliśmy bliźniak”, matka zadecydowała, że kanalizację w naszym dom należy podłączyć do istniejącego
już szamba. Powiększyło się go i przez 24 lata dwa domy funkcjonowały „na
jednym szambie”. Wywózkę nieczystości płaciliśmy po połowie, więc roczne koszty
nie były wielkie. I tu nagle, dwa lata temu moja siostra oznajmiła nam, że mamy
się „wyprowadzić” z kanalizacją. Szambo jest na jej posesji, więc nie mieliśmy
wyboru. Ona postanowiła zrobić oczyszczalnię ekologiczną i chciała szambo
zasypać. Z jednej strony dobry pomysł, bo osadnik znajdował się pod oknami
naszych kuchni, a z drugiej szalony, bo mogło sobie ono jeszcze następne 20 lat
służyć bez większego uszczerbku na domowych budżetach. No, ale jej ziemia, jej
prawo. Najpierw dała nam rok czasu, ale ponieważ oni ona, ani my nie mieliśmy
kasy, obie oczyszczalnie zrobiliśmy dopiero w tym roku. My postanowiliśmy zrobić
oczyszczalnię biologiczną, ona ekologiczną. Biologiczna różni się tym od
ekologicznej, że jej produktem finalnym jest woda II klasy, w której można się
od biedy myć, a na pewno można jej używać do celów gospodarczych i podlewania
ogródka. W oczyszczalni ekologicznej produktem finalnym jest gnojowica, która
nie powinna pojawić się na powierzchni ziemi. Oczyszczalnia biologiczna to duży
plastikowy pojemnik, w którym są dwie komory. W jednej są nieczystości, te
trzeba raz na rok wypróżniać, w drugiej znajduje się pompa nadmuchująca tlen i
on oczyszcza gnojowicę spływającą z pierwszej komory. Tu powstaje już woda II
klasy, która dostaje się do następnego baniaka. W nim jest pompa, która
wypompowuje tę wodę na poletko odwadniające lub do kopca odwadniającego. Można
też z tego baniaka bezpośrednio pompować wodę na swoje potrzeby. Oczyszczalnia
ekologiczna to jeden baniak, w którym znajduje się kosz z kermazytem. Ten ma
wstępnie oczyścić gnojowicę, która spływa na poletko lub do kopca
odwadniającego. Ziemię z takiego poletka trzeba co 10 lat wybierać i wywozić,
bo robi się w niej taki gnojownik.
Postanowiliśmy zrobić oczyszczalnię raz a
porządnie, ale koszt biologicznej jest dużo większy od ekologicznej. Mimo to,
zdecydowaliśmy, że nie będziemy sobie robić w ogrodzie gnojownika, nawet wtedy,
gdy jest pod ziemią. No i jeszcze chodziło o smrodek. Naszą czuć lekko, kiedy
przechodzi się obok niej, ale to jest smrodek minimalny. Od siostry
oczyszczalni, mimo, że kominki (3) wylotowe są w odległości od naszego tarasu
około 20 metrów,
czasem tak pociągnie, że trzeba wiać do domu i zamykać okna. Siostrze to nie
wadi, bo ona na razie mieszka na piętrze, a wiatry wieją w naszym kierunki. Ot,
taka przypadkowa śmierdząca złośliwość jej wyszła.
Wybraliśmy firmę na jesień w zeszłym roku. Panowie
przyjechali, oblecieliśmy wszystkie możliwe kąty w ogrodzie, bo trzeba było
gdzieś to poletko rozsączające umiejscowić. Wyszło nam, że nie da rady w
dalszej części ogrodu. Tam, gdzie można by, jest daleko i pompa nie dopompuje
wody. Hmm…. No to co? Studnia odwadniająca? Nie bardzo, bo nie wiemy jaka jest
przepuszczalność gleby na głębokości 5/6 metrów. Należało by poprosić
specjalistów do oceny, a to straszny pieniądz jest. No to kopiec. Wrrrrrr…
Wizja kopca tuż przy domu wcale mi się nie widziała. To ustrojstwo ma mieć 5 metrów długości na 5 metrów szerokości i co
najmniej 0,6 metra
wysokości. To taki wał ziemny z dwoma kominkami na końcu i studzienką na
początku. Miejsce na baniaki mieliśmy wybrane, ale kopiec gdzie? Na trawniku
przed tarasem? Jeszcze bardziej wrrrrrrr…. Panowie wzięli taką ekstra „śrubę”
do robienia dziur w ziemi i zaczęli szukać miejsca, gdzie ta przepuszczalność
będzie najlepsza. Wyszło im, że na małej łączce, która została po wycięciu
sadku, będzie dobrze. To odległość od tarasu około 10 metrów, ale trudno.
Będzie kopiec, obsadzę go zieleniną i spróbuję dopasować do reszty ogrodu. Od
strony tarasu posadzę krzewy maskujące i będzie OK. Trzeba przyznać, że udało
nam się załatwić super firmę. Przyjechali w maju, o umówionej godzinie,
wykopali dół pod baniaki. Koparka chodziła tylko w jednym obszarze tak, że
ubiła ziemię na bardzo małym kawałku. Kopiec usypali super. Pracowali szybko,
czysto schludnie, bez wrzasków, obijania się. W zasadzie tylko chodziłam i
przyglądałam się jak sprawnie im to idzie. Jeden dzień i oczyszczalnia była zrobiona.
Posprzątali po sobie, pojechali. Odetchnęliśmy, bo baliśmy się powtórki z
rozrywki jaką mieliśmy przy firmie robiącej chodniki.
c.d.n.
Ale, żeby nie wyglądało, że było tak wszystko
miodzio- z urzędasami też najpierw naużeraliśmy się. Z urzędasami gminnymi, bo
powiatowi chcieli tylko…. jeszcze mnóstwa dodatkowych papierów, a gminni nam
tego nie powiedzieli. W sumie papierkowe sprawy zajęły nam prawie miesiąc. Eh…
Początek kopania dołu pod baniaki. Panowie wytyczyli zarys i koparka równiutko kopała zgodnie z nim. Łyżka nie nabrała ziemi ani o centymetr poza zarys. Równocześnie drugi pan pilnował poziomu dna.Precyzja niesamowita.
Baniaki z samochodu "zebrała' koparka i "osadziła" je w dole. Najpierw podwójny, potem pojedynczy.
Bardzo pilnowano, żeby baniaki stały równo i były odpowiednio wypoziomowane.
Wszystkie trzy w dole. Wszystko musiało grać, żeby dobrze funkcjonowało.
Po zasypaniu baniaków, koparka przejechała do miejsca, gdzie zaplanowaliśmy kopiec.
Ziemia wybrana pod kopiec. Na poletku położono specjalnie ponacinane rury PCV, rozprowadzające wodę.
Na rury przyszła gruba warstwa żwiru. To pomarańczowe, to jest studzienka, do której jest doprowadzona rurka. Z niej spływa woda pompowana z trzeciego baniaka. Na dole studzienki są zamontowane dwie rury rozsączające wodę do kopca. Z tyłu są dwa kominki odprowadzające ewentualne powietrze. Na żwir została położona włóknina i na to wszystko nasypano ziemię.
Tak wyglądał kopiec jeszcze przed ostatecznym uformowaniem. Wszystko pięknie czysto zrobione, bez zbędnych wałów ziemi. Z prawej strony widać pień młodej katalpy. Bardzo zależało mi, aby ona nie ucierpiała. Nieco dalej, z tyłu, jest oczar. On też był narażony. Po prawej stronie, z przodu, jest azalia, obok niej magnolia i ostrokrzew. Na szczęście koparka nie naruszyła ich korzeni. Rosły spokojnie. Do czasu. Ostatecznie na tym etapie straciliśmy tylko nieduży krzak pięciornika.
Ciekawy wpis. Warto również zastanowić się na szambem betonowym.
OdpowiedzUsuńI teraz płakalibyśmy nad kosztami eksploatacji. W naszej gminie z osadników bezodpływowych wywóz obowiązkowo co kwartał, a cena to prawie 150 złoty za jeden wywóz. My wywozimy osad raz w roku i płacimy 250 wg nowych stawek. No i czysto, bez smrodu.
OdpowiedzUsuń