Jupi,
jupi ej!!!!!!!! Mam go. Po tygodniu oczekiwania mam... MAM!!!! Nowy
komputer. Poprzedni zapchałam dokumentnie. Cały dysk C był
niebieściutki i tylko taki cieniutki, jak niteczka, różowy
fragment mówił, że mam tylko tyle, a tyle wolnego miejsca. Tyle,
co nic. Nie pomagało moje czyszczenie, nie pomagało czyszczenie
kompa przez informatyka. Komp zwalniał, zwalniał, puchł i istniała
realna groźba, że z wielkim hukiem rozerwie go na kwinkwagilion
drobnych kawałeczków. W końcu informatyk zabrał pudło do siebie
i postanowił go trochę zreanimować. Może dodać jakieś kosteczki
pamięci, a może dysk dodać jeszcze jeden. Kombinował, łączył,
dodawał i... wywalił cały system. No cóż i tak liczyliśmy się
z zakupem nowego, dlatego zbytnio nie protestowaliśmy. Po tygodniu
czekania, pojawiło się to cudo pod moim biurkiem. A teraz mam
zgryz. Tam miałam XP-ka, a tu mam „7”kę. Ha! Już, warcząc,
szukałam ustawienia strony. Normalnie siedziało to sobie w
zakładce „Plik”, teraz w „Formacie”. Jak „zapisać”
dokument, to znowu 5 minut na poszukiwanie miejsca.
Wrrrrrrrrrrrrrrrrrr.... udało się. A na razie nie mam napędu do
płyt, nie mam programu do obróbki zdjęć i w ogóle zaraz mnie tu
szlag trafi. Potrójne Wrrrrrrrrrrrrrrrr....!!!!!!!!!!!!!!!
Ciasteczek cieszyńskich na święta nie
piekę. Dwa tygodnie temu koleżanka zapowiedziała się z dużym
pudłem tychże i już wiedziałam- mam pieczenie z głowy.
To są dwa pudła cieszyńskich ciasteczek, które dostałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz