W
tym roku było nawet spokojnie. Bezka została w domu pod opieką
Jaskóła, a my z Młodą wychynęłyśmy z domeczku na drogę,
pooglądać widowisko. Hmmmm... gdzieś tam na horyzoncie huczało,
błyskało kolorowymi światełkami, a na naszej ulicy tym razem
widowisko trwało może z 15 minut? No i dobrze. Zwierzaki miały
krótszy czas na stresowanie się. Jeszcze w domu nastawiłam aparat
na funkcję „fajerwerki” i pewna siebie: „ja wam jeszcze
pokażę”, jak się robi dobre zdjęcia, poszłam „łapać
obiekty”. No i ZONK. Owszem, aparat robi zdjęcia fajerwerków,
ale po każdym pstryknięciu fotki, pokazuje się komunikat:
„Przetwarzanie obrazu”, które trwa kilka dobrych minut. A
fajerwerki w tym czasie szaleją po niebie, a ja bezsilna czekam,
kiedy to przetwarzanie skończy się i będę mogła złapać
następne iskierki. Zamiast mieć radochę, tylko się wkurzyłam.
To
„złapałam i przetworzyłam”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz