"Polskie
kobiety powinny wpaść w przerażenie – wszystko wskazuje na to,
że wkrótce odebrane im zostaną resztki prawa do przerywania
niechcianej ciąży. Będą musiały rodzić nawet ciężko
uszkodzone dzieci, po to tylko, by patrzeć jak konają, będą
musiały znaleźć w sobie siły, by rodzić dzieci swoim
gwałcicielom, będą wreszcie musiały poświęcać swoje zdrowie i
życie, by dać zadość rytualnej ochronie zarodka i płodu.
Jeśli
wierzyć doniesieniom,
to PiS-owski rząd co prawda sam nie rozpęta nowej debaty
aborcyjnej, będzie po prostu bardzo życzliwy wszelkim niezależnym
projektom ustaw zmuszających kobiety do zrzeczenia się praw do
własnego ciała.
Zły i dobry krzyk
Wojna
propagandowa już chyba jest szykowana, jakiś czas temu mogliśmy
czytać histeryczne wiadomości na portalach promujących
torturowanie kobiet o tym, że w Szpitalu św. Rodziny przy
Madalińskiego jakiś abortowany płód wył głośno przez godzinę
po zabiegu. To było złe
wycie, bo po aborcji.
Prawda
rzecz jasna okazała
się inna
– po legalnej, indukowanej farmakologicznie aborcji nie prowadzono
uporczywej terapii ciężko chorego dziecka z licznymi wadami:
Z dokumentacją medyczną zapoznała się też prof. Ewa Helwich, krajowy konsultant ds. neonatologii. Nie miała zastrzeżeń do działania lekarzy ze szpitala przy Madalińskiego. Podkreśla, że sprawa była trudna, bo pacjentka przyjechała spoza Warszawy i jej ciąża nie była prowadzona w lecznicy.
– Lekarze musieli szybko podjąć decyzję. Zwołali konsylium ginekologów i neonatologów i stwierdzili, że doszło do ciężkich, nieodwracalnych wad płodu i są przesłanki do ukończenia ciąży – mówiła prof. Helwich. – Działali zgodnie z zapisami ustawy. Z dokumentacji wynika, że dziecko miało pojedyncze uderzenia serca. Zostało odłożone do inkubatora otwartego i zostało okryte. Tak małemu dziecku nie podaje się leków przeciwbólowych doustnie, tylko dożylnie. By to zrobić, należałoby wykonać wkłucie, ale to powodowałoby jedynie dodatkowy ból i byłoby uporczywą terapią, gdyż to dziecko nie mogło być uratowane. Dobrze, że pozwolono mu godnie i w spokoju odejść.
Z naszych informacji wynika, że dziecko prócz stwierdzonej wady genetycznej w postaci zespołu Downa miało też nieprawidłowo działające nerki i wadę serca. – Takie wady serca można operować, ale gdy urodzone dziecko waży trzy kilogramy, a nie 500 gramów – tłumaczy prof. Helwich.
Przedstawiciele szpitala twierdzili już kilka dni temu, że informacje telewizji Republika o płaczącym przez godzinę dziecku są nieprawdziwe.
– 500-gramowe dziecko nie jest w stanie głośno płakać. Jego płuca są tak niedojrzałe, że może co najwyżej kwilić – mówi prof. Helwich i dodaje, że gdy dochodzi do przedwczesnego porodu i rodzi się żywe dziecko ze skrajnie małą wagą, wieloma wadami i nie ma szans na przeżycie, wtedy lekarze dają je w ramiona matki, ale w tym przypadku było to niemożliwe.
Ta
historia oczywiście doprowadza zwolenników torturowania kobiet do
wściekłości. Nie tak powinno się to rozgrywać. Ideałem jest
dla nich, gdy kobietę zmusi się do kontynuowania ciąży, a
następnie patrzenia, jak po urodzeniu dziecko kona przez dwa czy
trzy dni, tak jak to miało miejsce z pacjentką Chazana, która
patrzyła na swoje anencefaliczne dziecko, z wypadająca gałką
oczną i bez mózgu, jak powoli umiera od niedających się opanować
infekcji.
Serca
zwyrodniałych prolajfowców radowały się na myśl o poświęceniu,
do jakiego ją szlachetnie zmuszono. Czy jest coś piękniejszego
dla obrońcy życia, niż gałka oczna zwisająca na szypułce nerwu
i naczyń krwionośnych, dyndająca na policzku skrajnie
niedorozwiniętego dziecka?
Tak,
prawdopodobnie jest kilka rzeczy piękniejszych, pouczają nas o
nich podręczniki patologii rozwoju. Dziecko może na przykład
cierpieć na rybią łuskę arlekinową. Cała jego skóra jest
wtedy pękającą raną. Trudno, będąc obrońcą życia, nie czuć
słodyczy tej sytuacji: sztywna skorupa pokrywające małe ciałko,
która trzaska przy każdym poruszeniu, otwierając wrota
bakteryjnych infekcji i wysyłając potężne strumienie sygnałów
bólowych. Dzieci anencefaliczne mogą być źródłem emocjonalnego
horroru dla rodziców, ale subiektywnie, z braku mózgowia, nic
prawdopodobnie nie odczuwają. O dzieciach z łuską arlekinową
tego powiedzieć nie można – ich mózgi są zasadniczo sprawne.
Dziecko
cierpiące na łuskę
arlekinową.
Ich
krzyk jest zapewne dla prolajfowców dobrym
wyciem, tym bardziej, że przecie może trwać lata, dzięki
osiągnięciom współczesnej medycyny, bo kiedyś
takie dzieci umierały w kilka godzin, do kilku dni po porodzie:
W czwartek 5 kwietnia 1750, udałem się zobaczyć najbardziej godne pożałowania dziecko, urodzone ostatniej nocy z Mary Evans w Charleston. Wszyscy którzy je widzieli byli zdumieni, i ja też ledwo wiedziałem jak to opisać. Skóra była sucha i twarda, i wyglądała jak popękana na małe kawałki, nieco przypominając łuski ryby. Usta były duże, okrągłe i otwarte. Nie miało nosa zewnętrznego, ale dwa otwory w miejscu gdzie powinien znajdować się nos. Oczy wydawały się być kawałkami skrzepłej krwi, wybałuszone, wielkości śliwek, stanowiąc przerażający widok. Nie było uszu zewnętrznych, tylko otwory gdzie powinny się znajdować. Dłonie i stopy wyglądały na opuchnięte, były skurczone i dosyć twarde. Tylna część głowy była otwarta. Wydawało dziwny krzyk, bardzo niski, którego nie potrafię opisać. Żyło około 48 godzin i było jeszcze przy życiu gdy je zobaczyłem.
A
cierpienie, jak wiadomo, uszlachetnia, więc choć takie dziecko nic
w życiu, poza nieludzkim bólem, nie pozna, to i tak warto, by
sobie trochę pocierpiało. Dzięki całkowitej delegalizacji
aborcji takie dzieci będą wreszcie uratowane
od gehenny aborcji na zarodkowym lub płodowym etapie życia, gdy
jeszcze ich wcale, jako odczuwających istot, nie było, gdy niczego
nie czuły.
Piękno aborcji
Nawiasem
mówiąc widzę ponurą ironię w oburzeniu prolajfowych zwolenników
torturowania kobiet na fakt, że w szpitalu przy Madalińskiego nie
prowadzono uporczywej terapii dziecka, które urodziło się w
wyniku indukowanego poronienia. Powinni być zachwyceni, że
przeżyło koszmar
aborcji.
Widzicie,
zwyczajna narracja zwolenników torturowania kobiet jest taka, że
aborcja to straszna jatka. Wiadomo – te wszystkie porozrywane
płodziki straszące z plakatów prolajfowców. Albo wycinki ze
starych podręczników, pokazujące rzekomą normę aborcji. jak te
używane ostatnio przez jedną z czołowych fundacji walczących z
prawami kobiet, gdy żebrała o pieniądze, na których widać
bezduszne procedury miażdżenia karków niewiniątkom:
Skoro
aborcja tak
wygląda,
czy to nie dziwne, że w szpitalu Madalińskiego dziecko żyło?
Powinno być porozrywane, mieć pogruchotany kark i tak dalej.
Oczywiście to brednie. Nikt tak dziś aborcji nie przeprowadza, bo
robi się ją, w cywilizowanych warunkach, farmakologicznie –
indukując poronienie. Takoż skrobanki to ponury aspekt aborcyjnego
podziemia, gdzie trzeba ciążę szybko usunąć w ramach krótkiego
zabiegu, bez poddawania kobiety obserwacji.
Nie
wolno też wreszcie zapominać o tym, że wszystkie te ładne zdjęcia
płodów, z taką chęcią wykorzystywane przez zwolenników
torturowania kobiet jako kontrast dla aborcyjnej rzeźni:
…też
są fotografiami
płodów po aborcji.
Najczęściej
płodów z ciąży pozamacicznej, która stanowi wielkie zagrożenie
dla życia kobiety. Gdy zarodek zagnieździ się poza macicą, może
się rozwijać, ale prędzej czy później dochodzi do poważnych
komplikacji, na przykład pęknięcia jajowodu, rozerwanego rosnącym
płodem.
Usunięcie
patologicznej ciąży jest fundamentalnym obowiązkiem każdego
lekarza dbającego o zdrowie i życie pacjentki. Obowiązkiem, który
wkrótce zostanie zdelegalizowany, tak jak stało się to w 2006
roku w Nikaragui, co sprawiło, że lekarze zaczęli bezczynnie
przyglądać się, jak ich
pacjentki umierają od ciąż pozamacicznych.
W promowaniu tego zwyrodnialstwa jak zwykle prym wiedzie Kościół
katolicki.
Zakaz
aborcji w działaniu: Salwador
Jednym
z krajów, gdzie panuje całkowity zakaz aborcji, jest
Salwador.
Z punktu widzenia Polski jest on szczególnie interesującym
przykładem, bo przez wiele lat, to jest od 1973 roku, panował
tamkompromis
aborcyjny,
nader podobny temu, którym dręczone są teraz kobiety w Polsce.
Tak więc aborcja była co do zasady nielegalna, z kilkoma
wyjątkami:
-
gdy ciąża była wynikiem gwałtu,
-
gdy płód był ciężko uszkodzony,
-
gdy poronienie wynikało z zaniedbań matki.
Prawo
do było także klasistowskie: kobiety
o nieposzlakowanej opiniimogły
liczyć na obniżenie kary, jeśli zgodziły się na aborcję celem
ochrony swojej reputacji.
Pierwsze
próby rozszerzenia prawa do torturowania kobiet w niechcianej ciąży
podjęto w 1992 roku. Prolajfowe organizacje, mocno wspierane przez
zawsze stający po stronie dręczycieli kler katolicki, złożyły
wtedy propozycje ustaw znoszące wszelkie wyjątki od zakazu
aborcji.
Nie
udało się.
Dopiero
w 1998 roku wprowadzone pożądane przez religijnych
fundamentalistów zmiany i zakazano wszelkiej aborcji, nawet tej
ratującej życie kobiety. Efekty? Opisuje je raport
Międzynarodowego
Komitetu Praw Człowieka.
W
Salwadorze karane więzieniem są nawet kobiety, które poroniły w
wyniku komplikacji ciążowych. Strach przed więzieniem sprawia z
kolei, że wiele z nich zwyczajnie boi się udać do lekarza, gdy w
trakcie ciąży dzieje się z nimi coś nie tak, gdyż ryzykują, że
objawy choroby zostaną odebrane jako dowody na próbę zabicia
zarodka czy płodu.
Ten
strach nie jest irracjonalny. Raport opisuje przykład 30-letniej
Marii Edis Hernández Méndez de Castro, która zemdlała w trakcie
ciąży i obudziła się w szpitalu. Skazano ją na 30 lat więzienia
za próbę morderstwa dziecka. Jakie były podstawy wyroku? Otóż
stwierdzono, że ciąża była wynikiem zdrady małżeńskiej,
kobieta przejawiła zachowania wbrew
naturze,
to znaczy nie otoczyła nowo-narodzonego dziecka intensywną opieką,
wydawało się też sędziom, że swój interes stawiała ponad
interesem dziecka.
30 lat odsiadki za rzekomą próbę aborcji, o której wnioskowano na podstawie tego, że kobiecie nie było dość lubo po porodzie.
Inny
przykład to Glenda Liseth Figueroa Castañeda, samotna 19-letnia
matka 4-letniego dziecka. W trakcie ciąży nigdy nie doświadczyła
wizyty u lekarza, gdyż nie było jej stać na opiekę medyczną.
Gdy pewnego dnia po prostu urodziła dziecko w toalecie i zaczęła
mocno krwawić, zadzwoniła po pomoc do matki. Trafiła tym sposobem
do szpitala, tam pielęgniarka zadenuncjowała ją na policję.
Glenda trafiła na trzydzieści lat do więzienia, jej dziecko
trafiło do sierocińca.
Salwador
to kraj ukazujący do jakiego piekła doprowadzają chrześcijańscy
fundamentaliści, gdy pozwoli się im stanowić prawo. Najbardziej
groteskową, choć zarazem niebywale tragiczną, historię stanowił
przypadek Beatriz. Ta 22-letnia kobieta cierpiała na toczeń, który
zdążył już jej zniszczyć nerkę. Gdy zaszła w ciążę lekarze
powiedzieli jej, że nie przeżyje, jeśli będzie próbowała
donosić. Co więcej okazało się, że jej płód jest
anencefaliczny, czyli nie posiada mózgu (innymi słowy to przypadek
trochę podobny do przypadku pacjentki Chazana). Lekarze orzekli, że
nawet donoszony umarłby w chwilę po porodzie.
Lekarze
złożyli u rządu prośbę o pozwolenie na aborcję. Sprawa trafiła
przed Sąd Najwyższy, który odmówił prawa do aborcji. Życie
płodu, nawet bezmózgiego, okazało się nienaruszalne, choćby
ceną był życie umózgowionej, czującej kobiety.
Co
ciekawe ostatecznie uratowano życie Beatriz, przeprowadzając u
niej wczesne cesarskie cięcie. Ta procedura, jak zauważyli
komentatorzy, nie różniła się od tego, co zrobiono by w tym
przypadku, gdyby Beatriz dostała pozwolenia na aborcję. Jedyna
różnica dotyczyła tego, co zrobiono potem z bezmózgim płodem –
podawano mu płyny, przedłużając jego agonię do pięciu godzin.
Dzięki temu urzędnicy mogli jednak oddać się rytualnej
hipokryzji i mówić, że
nie przeprowadzono aborcji.
Prolajfowcy wprost zdradzili zadowolenie, że dziecko
zmarło z przyczyn naturalnych,
choć mnie osobiście intryguje takie rozumienie natury,
że obejmuje nowoczesną opiekę neonatologiczną i podawania płynów
bezmózgiemu płodowi, wyjętemu w trakcie ciąży z ciała matki.
Oczywiście aborcje, takie prawdziwe, nadal są masowo przeprowadzane w Salwadorze. To kraj, w którym co trzecia ciąża jest ciążą kobiety lub dziewczyny młodszej niż 19 lat. Wynika to z zupełnego braku dostępu do antykoncepcji.
Innymi
słowy jedyną formą regulacji płodności, jaka dostępna jest dla
kobiet, jest pokątna, niebezpieczna aborcja, zwykle robiona
własnymi rękoma, lub dzieciobójstwo.
Przy
czym własnymi
rękoma
należy rozumieć całkiem dosłownie – wbijanie sobie drutów i
wyciąganie za ich pomocą płodów jest jedną z popularniejszych
metod. Tudzież wlewanie mydła lub żrących płynów wciśniętymi
do macicy rurkami.
Tak
wygląda cywilizacja życia w praktyce."
Sylwstr:
Oblicza aborcji w
http://codziennikfeministyczny.pl/slwstr-oblicza-aborcji/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz