Miałam
napisać post o ptakach, bo i w ich gromadzie wiele się teraz dzieje.
Nawet zdjęcia przygotowałam, ale dzisiaj spotkała mnie niesamowita
rzecz. Nasze gady, mieszkające pod tarasem zaczynają być coraz
śmielsze. Najczęściej wygrzewają się pod ścianą z kranem, obok
schodów z tarasu do ogrodu. Schody są szerokie, z prawej strony
balustrada jest obrośnięta bluszczem, który ma swoje dosyć grube
łodygi na ziemi, właśnie pod kranem. Jest tam też położona na
ziemi rynna odpływowa i zaraz przy niej jest postawiona płyta, żeby
pies nie wchodził pod taras. Właśnie tam gady znikają, kiedy się
spłoszą. Jesienią z bluszczu opadły liście i zrobił się z nich
gruby dywan. Nie grabiłam ich, bo to trzeba wybierać ręka
spomiędzy łodyg bluszczu. Na wiosnę też nie zdążyłam, liście
przeschły i na tych liściach, tuż przy rynnie wygrzewają się
zaskrońce. Najczęściej widać tego szczuplejszego-samca. Naszą
lady zobaczyłam dzisiaj w niedwuznacznej sytuacji. Ale po kolei.
Ciekawska jestem, toteż każdego dnia zerkam,czy nasz milusiński
się wygrzewa. Dzisiaj był. Leżał na kupie liści, lekko wił
ogonem i nadstawiał boki w stronę promieni słonecznych.
Rozkoszniaczek. Popatrzyłam i poszłam pranie wieszać. Potem
jedliśmy obiad na tarasie i rozmawialiśmy, Bezka kręciła się
obok nas. W pewnej chwili podniosłam się, bo zauważyłam na
krzesełku porzucone mokre skarpetki, które chciałam wysuszyć na
balustradzie. Schylam się po skarpetki i widzę, jak gad powoli
spełza z samego tarasu w stronę kranu. Niesamowite wrażenie. My
jemy obiad, a on jest niedaleko 1,5 metra od nas, na samej górze i
przygląda nam się. Jak małe ciekawskie dziecko. Zwiał,
posiedziałam jeszcze chwilę i poszłam poprawić pranie, suszące
się na sznurach w ogrodzie. Wracając, oczywiście musiałam
zerknąć, czy gadzina jest na „patelni”. Była. Łeb miała
odwrócony w stronę drugiego tarasu i nie widziała mnie. Fajnie
pomyślałam, może z tamtego tarasu uda mi się ją namierzyć. Beza
na szczęście pobiegła na piętro do Młodych i tym razem nie
narobiła rabanu, kiedy brałam aparat do ręki. Poszłam na drugi
taras, zrobiłam przybliżenie i… zatkało mnie. Sami zobaczcie, co
udało mi się pstryknąć.
Pokazałam
zdjęcia Jaskółowi i poszłam jeszcze raz w nadziei, że
przynajmniej pozycje sobie zmienią. Niestety, kiedy mówię-pilnuj
Bezy- to Beza jak szatan w ogród. No i spłoszyła kochasiów. Cała
trójka piorunem ewakuowała się do swojej chaty. Tylko ogony
migały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz