Kończą się chłody i deszcze.
Podobno tegoroczni „ogrodnicy i zimna Zośka”, byli modelowi. U nas padało,
wiało, było zimno, ale przymrozków nie było. Nie było również śniegu i całe
szczęście. Bardzo mnie drażniło, kiedy musiałam strzepywać śnieg z kwiatów narcyzów
lub azalii, jak się kiedyś już zdarzyło. Przygięte przez śnieg zielone krzewy
też wyglądały przygnębiająco. Zauważyłam, że ciepłe zimy niezbyt służą
roślinom. W kwietniu, w tym roku, wyglądały na zmarnowane, nie potrafiły
„ruszyć” do wegetacji. Mam wrażenie, że ta huśtawka temperatur rozchwiała im
„zegar biologiczny”. Było ciepło w styczniu, ruszały, potem zimno je
przyhamowało. I tak na zmianę. Nie miały czasu porządnie odpocząć.
Od tygodnia pod nogami
pałętają się kosie podloty. Pokrzykują na rodziców, a te dokarmiają je niemal
locie, bo młode strasznie są żerne. Od czasu do czasu podlot pojawia się na jednym lub drugim tarasie i
drze dzioba niemiłosiernie. Byłam świadkiem dokarmiania żarłoka na dużym
tarasie, ale nie zdążyłam nagrać całego procesu. Stara uciekła od razu, jak
mnie zobaczyła. Zrobiłam pisklakowi kilka zdjęć, zanim się zorientował i
pofrunął (całkiem nieźle mu to wyszło) na krzak tawuły.
Tu jestem, tu jestem!!!!!!!
Schowam się, może mnie ten stwór z wielkim okiem nie zauważy.Z lewej go nie ma
Z prawej też.....
Chodu!!!!!
Innego przyłapałam,
kiedy na tarasie pił wodę z zagłębienia w wykładzinie. Nagrałam taki filmik.
Taras ma tragiczną posadzkę,
dlatego nakryliśmy ją, dwa lata temu, wykładziną. W planach było i nadal jest,
wykafelkowanie go. Ale… po pierwsze nie można znaleźć fachowców do tego, a po drugie- ponoć życzą sobie okropne
pieniądze za taki remont. A teraz to w
ogóle diabli wzięli jakiekolwiek remonty na jakiś czas. No i ta wykładzina musi
jeszcze trochę poleżeć na tarasie.
Początkowo planowaliśmy kupić nową i nałożyć na tę, ale sypnęły się schody
i remont jest naprawdę nieunikniony. Przy okazji balustrada też jest do
wymiany. Jak sobie to policzę, to taras 14 metrów kwadratowych i schody do
tego, mogą kosztować tyle, co remont połowy dachu. Noż…..Po 30 latach, od wybudowania tego domu, pojawiają się
nowe miejsca do koniecznego remontu. I tak
przez ostatnie 10 lat dużo wyremontowaliśmy, jednak dom, to worek bez dna. A,
mimo wszystko, nie żałuję, że go mamy. Zwłaszcza teraz, kiedy trzeba siedzieć w
„czterech ścianach”. Przecież w mieszkaniu w bloku skisnęlibyśmy. Człowiek nie
wie, w którym momencie przyjdzie mu naprawdę docenić to, co posiada. Zawsze się
mówiło: „No tak, no mamy dom, no jest fajnie, jest ogród, no tak- nie ma
sąsiadów za ścianą (ja akurat mam wredną siostrę), no tak….”, ale zaraz potem
była litania uciążliwości z domem związanych. A to trzeba kupić opał co roku i
samemu palić w CO, a to rynna się sypnie, schodek ukruszy, rurka pęknie, dach przecieka,
piwnicę zalewa…. Hmmmmm…. Przewartościowaliśmy już dawno- nic nie jest tak dobre, jak własny dom z ogrodem. Do czasu….
bo…. Człowiek się starzeje, słabnie, do lekarza parę kilometrów, do sklepu też,
do miasta kilkanaście, coraz mniej sił do pracy w ogrodzie, do utrzymania
obejścia w ładzie. A jednak tegoroczna, pandemiczna wiosna, utwierdziła mnie w
tym, że wygody w bloku nie zastąpią
pozytywów posiadania domu z
ogrodem. A taras- no cóż, najwyżej jeszcze rok będzie taki, jaki jest. Z nowymi
kafelkami, czy nie i tak na nim siedzimy, grzejąc stare kości, jemy śniadania,
obiady- przez całe lato mamy „przedłużony” pokój, bo drzwi na taras są otwarte na oścież. Na razie same
pozytywy.
Trochę ogrodu
Wielki śmierdziel ogrodowy- Berberys Ottawski Superba. Jest prześliczny- ma purpurowe liście i piękne, żółte kwiaty, zebrane w kiście, ale cuchnie przeokropnie. Czuć go już z daleka.
Kwiaty ma piękne
Ogrodowa "bita śmietana". Ten rododendron zakwita pierwszy i zawsze obficie kwitnie tworząc puszysta kępę.
Ma pięknie bladoróżowe kwiaty. Wyglądają jak sztuczne.Indianie dają znaki....
I na życzenie Fan Klubu- Beza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz