Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 25 czerwca 2020

Życie pandemiczne toczy się dalej


Rozmawiałam dzisiaj z panią aptekarz. Tak zgadałyśmy się, bo chciałam, by mi poradziła i od słowa do słowa zeszłyśmy na to, co się dzieje w szpitalu i przychodniach.  Pani opowiadała,  że przychodzą ludzie i mówią, iż szpitale odwołują zabiegi, operacje. Jeden pan chciał zrobić badania krwi, bo czekał go zabieg. Ani w przychodni, ani w szpitalu, ani w prywatnym laboratorium badań mu nie wykonali.  No i ludzie umierają na choroby towarzyszące. Przy „okazji koronawirusa”. No umierają, bo jak ich nikt nie leczy, to taki jest skutek. Do naszej przychodni można wejść, zostawić karteczkę z nazwą lekarstwa na receptę. Poza tym nie wiem, czy ktoś w niej przyjmuje. Na razie nie mam potrzeby tam iść, chociaż chciałabym zrobić badania okresowe. Z drugiej strony nie będę się pchała w miejsca szczególnie niebezpieczne.
W sąsiedniej wsi, na co drugim płocie, wiszą plakaty Dudy. Nasza gmina przoduje w powiecie w liczbie wyborców PiSu. Przed nią jest tylko Istebna. Tam to jest hardcorowo- Rada Gminy wymościła Uchwałę przeciw LGBD. Sprawa oparła się o Wojewodę, a na gminę spłynął ostracyzm. Wielu turystów, którzy tam przyjeżdżali na wakacje, stwierdziło, że już tam nie zawita. W końcu Beskidy są wielkie, a miejsc urokliwych w nich nie brakuje. Wracając do sąsiedniej wioski. Tym razem nie jestem przekonana, że ilość plakatów przeniesie się na wynik wyborów. Chociaż nie wiem. Coraz bardziej jestem zdegustowana ludźmi „stela”. Ostatnio klient wysiadł z samochodu i podszedł do naszego sklepu bez maseczki. Na uwagę Jaskóła, że obowiązuje maseczka, gość bezczelnie stwierdził, że on nie jest chory. No nie jest i już. Jaskół pozostał nieugięty. Gość pomarudził, poszedł do samochodu i po chwili przyszła jego żona, w maseczce, zrobić zakupy. Nie ma tygodnia, by nie zjawił się taki „pewniak siebie”. On nie jest chory, jest pewien, mimo, iż badań przecież nie robił. A ludzi choruje tutaj coraz więcej. Nie ma silnych, to górniczy teren i zawsze ktoś w którejś kopalni pracuje.
Dzisiaj przyłapałam się na tym, że jestem w ciągłym napięciu. Ta epidemia mnie wykończy. Wchodzę do sklepu w maseczce, rękawiczkach. Rękawiczki dezynfekuję, robię zakupy, płacę, rękawiczki dezynfekuję i dopiero potem przekładam zakupy do bagażnika. I tak w każdym sklepie. Paranoja jakaś. A i tak zdaję sobie sprawę z tego, że to cholerstwo gania wszędzie. Nie, jeszcze nie przesadzam, ale naprawdę się boję, bo ludzi.... zresztą ciągle to piszę, nieodpowiedzialni są. I po co mam ryzykować, skoro na tyle wysiłku mnie jeszcze stać. 
Najbardziej dziwi mnie, że listonosz i kurierzy nie noszą ani maseczek, ani rękawiczek. Dlatego każda przesyłka ląduje „na kwarantannie”, albo dwoma palcami, by jak najmniej jej dotykać, zostaje rozpakowana, a opakowanie natychmiast jest wyniesione do śmieci. Jedno jest pewne, nawyk mycia rąk mam wtłuczony na amen. Nigdy tak często łap nie myłam.
A po fejsie lata filmie przedstawiający czasy, kiedy byliśmy młodzi i żaden brud nie był nam straszny, nie chorowaliśmy. Taaaaa….. nie chorowaliśmy na zakaźne, bo byliśmy szczepieni. Epidemiolodzy stwierdzili, iż ludność krajów dawnego demoludu oraz Portugalii, łagodniej przechodzi zachorowanie na koronawirusa, lub nie choruje, chociaż ma w sobie wirusa, bo w tych krajach były obowiązkowe, trzykrotne szczepienia przeciw gruźlicy. Nie będę tego rozwijać, ale ponoć te szczepienia w jakimś sensie uodporniły nasze organizmy na tego rodzaju wirusy.
Zamieściłam na fejsie fotkę dwóch panów w tęczowych maseczkach (jest obok na pasku). No i kto pierwszy się odezwał wielce oburzony? Moja kuzynka homofobka i zagorzała fanatyczka religijna. Gdzie może tam w teksty ładuje Boga i Jezusa, a tu takie zioło nietolerancyjne okazało się.
Jeżeli myślicie, że takie kobiety są tylko wśród katoliczek, to jesteście w tak zwanym mylnym błędzie. Ona jest luteranką i pojęcia zielonego nie mam, dlaczego wiernie naśladuje zagorzałych, fanatycznych katolików, jeżeli chodzi o LGBT. Jej siostra jest zupełnie inną stroną medalu. W jednej rodzinie chowane. Moja ciotka, luteranka, nie lubi katolików, ale nie demonstruje tego, a względem LGBT jest bardzo tolerancyjna. Moja koleżanka, luteranka, nie pozwoliła synowi ożenić się z katoliczką, bo nie. Teraz chce głosować na Hołownię. Kurcze, coraz mniej rozumiem ludzi.

A dzisiaj parno, grzeje słońce i zapowiadają burze. Woda nadal w ogrodzie stoi.
W południe miałam pierzastego gościa na tarasie.
 Jakiś wypierzony na brzuchu jest ten kos:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz