poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Miesiąc "pod psem"

Ostatni miesiąc upłynął pod tytułem: „Beza i weterynarze”. Zaczęło się od niedrożności gruczołów okołoodbytowych. Bezka miała kłopoty z wypróżnianiem się. To trudno zauważyć, bo pies coś tam sobie załatwia, ale coraz mniej chętnie idzie za potrzebą. I to zauważyliśmy u Bezy. W życiu nie podejrzewałabym, że coś takiego dopada zwierzaki. A tu okazuje się, że to dosyć częsta przypadłość. Pani weterynarz powiedziała, że są pacjenci (koty, psy), którzy mają taką przypadłość, co najmniej, raz w miesiącu. Gruczoły się czyści (niezbyt przyjemnie dla wszystkich) około 5 minut i po sprawie. No niekoniecznie, bo jeszcze musiałam zmienić dietę psinie. Zamiast puszek z karmą dla psów, wieczorem  Bezka dostaje „zupę” jarzynową z kawałkami gotowanego indyka. Proporcja (mniej więcej) 3:1- trzy łychy zblendowanych, gotowanych warzyw i 1 łycha gotowanego, rozdrobnionego mięsa. Warzywa blenduję z wywarem z nich, dlatego karma jest gęsta, ale płynna. Do tego dostaje dwie porcje błonnika (specjalnego dla psów). Najpierw myślałam, że powącha i odejdzie od miski, bo co to za żarcie. Jednak ona jak dopadła prawie jarskiej zupki, to cała aż się trzęsła od tego zachłannego pałaszowania.

Po tygodniu mieliśmy się zgłosić do kontroli, a w ciągu tego tygodnia, odkryłam na brzuszku duży rumień. No to od razu do weta. Diagnoza- odparzenie. Upały, pies śpi na boku, dużo futra i w dodatku Beza podsiusiuje, co sprawia, że kudełki na brzuszku bywają mokre, drażniące. Ja ją dosyć często myję, ale przy upałach to i tak zbyt mało. No to leczenie oxykortem. Fajnie pomogło. Przy okazji odkryliśmy, że na prawym „łokciu” ma jakiś dziwny odcisk, w jednym miejscu zaropiały. Przy kontroli brzuszka, diagnoza łapki- mozela, która jest u psów nagminna, a jest to odcisk, który powstaje podczas leżenia w określonej pozycji. Na zaropiałą część też Oxykord. Ok., podleczyliśmy brzuszek, przed wizytą kontrolną, Beza zaczęła potrząsać łepkiem i drapać prawe ucho. Noż…. Ktoś pomyślałby, że my, jak przy małym dziecku, wydziwiamy… Pojechaliśmy do weterynarza w tym samym dniu- w minioną środę. Pani doktor stwierdziła, że w prawym uchu jest dosyć mocne zapalenie, a w lewym też się zaczyna.  To zagadka, w samochodzie łagodna klima, nie otwieramy okien, by jej nie zawiało a tu zapalenie uszu. Zastrzyk, a w piątek zakropić uszy i przyjechać do kontroli w poniedziałek, czyli dzisiaj.

A dzisiaj szał pod lecznicą. My trzeci w kolejności, ale przed nami wszedł jeszcze kot, ponoć umówiony wcześniej. Państwo kota wyszli, kot został w lecznicy. No my też umówieni, spieszy nam się, bo Jaskół musi jeszcze po towar pojechać, a to daleko. Po kocie był piesek, który faktycznie był przed nami i jeszcze, och… wniesiono dużego psa zawiniętego w koc. Słabo mi się zrobiło, bo taki widok dla mnie oznacza tylko jedno. Na szczęście pies do szycia, bo go ktoś potrącił. Na szczęście…A zaraz po nas, do lecznicy, dwaj panowie wnieśli „biszkopta” ze sparaliżowanymi tylnymi łapami. I znów mi się zrobiło słabo… bo… wiadomo… nie wiem, co z nim dalej. Weszliśmy z Bezką, pan doktor skontrolował uszy, obejrzał brzuszek, obejrzał łapkę i stwierdził, że wszystko OK.

Równy miesiąc jeżdżenia z Bździągwą na leczenie. Passa taka.  Na razie ma limit wyczerpany i mam nadzieję, że taka seria się nie powtórzy.





 Miłego dnia.


 

27 komentarzy:

  1. Oj, przypomniałaś mi nasze wizyty u weterynarzy i opowieści znajomych, aż dziw bierze, ile psy miewają ludzkich chorób...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę już z naszymi psami przeżyłam wizyt u weterynarzy. I też te najgorszą z najgorszych. Dzisiaj mi się przypomniało i naprawdę miałam wrażenie, że za chwilę zemdleję z rozpaczy, że ten piesek przeniesie się za tęczowy most. Zresztą ten drugi też. Pierwszy miał szycie a co z drugim? mam nadzieje, że jeszcze pożyje. Jego opiekunowie bardzo go hołubili w poczekalni.

      Usuń
  2. Zdrowia dla psiny, trzymam kciuki, żeby zła passa się skończyła.
    Fajnie, że znów można komentować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam straszne opory. Sama tego nie rozumiem, ale miałam opory by włączyć komentarze. Chyba jednak mnie to mocno obeszło, to, co się działo ze mną w "roli głównej" w blogosferze.
      Z Bezą nie było to uciążliwe. Ona jest bardzo spolegliwym, grzecznym pacjentem. Szybko nauczyła się pokazywać brzuszek do psikania Oxykortem. Jaskół brał ją pod paszki, stawała na tylnych łapach i cierpliwie czekała na popryskanie. U lekarza też nie grymasiła. Przy okazji obcięto jej pazurki, co też zniosła ze stoickim spokojem.
      Uszy też dała sobie spokojnie zakropić. No jasne, że minę miała nieciekawą, ale chyba czuje, że przynosimy jej ulgę. Poza tym, uwielbia jeździć samochodem, a do weterynarza mamy 20 minut w jedną stronę.

      Usuń
  3. Też mam psa, to wiem, jak to jest, gdy pies chory.A trafić na dobrego weterynarza też nie jest łatwo.
    Tak jak napisała Pantera, dobrze że można komentować. Swoją drogą ta bez mała "narodowa" dyskusja na temat Twojego wpisu mocno mnie zniesmaczyla. Te wpisy, te zdjęcia dyplomów męża, to było coś, co wprawilo mnie w zdumienie i zazenowanie.Janina.

    OdpowiedzUsuń
  4. Długo zbierałam się od tamtego czasu, by jakoś to przetrawić w sobie. Nie czytałam postu zagranicznego (a swoją drogą, fajnie swój blog ukryć, a dokuczać innej osobie z zaprzyjaźnionego, w głowie mi się to nie mieści- ten charakter autora). Nie czytałam i nie przeczytam. Ta pani jeszcze niedawno, pod postem, w którym nazwano mnie chamem, napisała taki stek kłamstw na mój temat, że aż boli. Ciekawa jestem skąd ona ma taką widzę o mnie, Z palca wyssaną, ale to nie przeszkadza innym paniom naigrywać się ze mnie i cieszyć się moim nieszczęściem, bo faktycznie straciłam pracę, ale w okolicznościach jakich nikomu nie życzę. Jednak to nie te kłamstwa, a ton wypowiedzi, ta uciecha, że mi się w życiu nie powiodło, że dobrze mi tak. No i ten atak na mnie bez jakichkolwiek podstaw po pół roku przerwy, świadczy o tym, że te panie chyba mają jakąś obsesyjną manię dokuczania Jaskółce.
    Mam włączone anonimy i nie uznaję moderowania, w dodatku niektórzy piszą jako anonim i podpisują się.
    Zobaczymy, może żadna paskuda tu nie wejdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A te zdjęcia dyplomów to gdzie są? W tym liście do Jaskółki? Naprawdę?
      Przecież ja wyraźnie napisałam, że podziwiam jej męża, bo zrobić dwa doktoraty to jest ogromny wysiłek i napisałam, że dziwię się jej, że nie szanuje ludzi z wykształceniem oraz uważa, że się wywyższają, no chyba, że swojego męża też nie szanuje. I tyle. Ile trzeba mieć złej woli by moje słowa odczytać jako atak, bo potem tak to skomentowano.
      Żałuję, że wycięłam posty o tym jak robiłam doktorat, a w archiwum też ich nie mam.

      Usuń
  5. Och sorry, Ty też tak wpisałaś, ale właśnie o to mi chodzi, że można tak u mnie pisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wpisuję jako anonim z podpisem wtedy, gdy blogger nie wpuszcza na nowy wpis po zalogowaniu, nie wiem czemu tak się dzieje...
      jotka

      Usuń
  6. Nie mam założonego konta, stąd występuję jako anonim. Ale zawsze się podpisuję.Janka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Janko, Jotko, no właśnie wiem, i dlatego nic nie jest tutaj blokowane.

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie nawet pod dwoma z powodu urlopu syna
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmmmm... urlop syna powinien chyba cieszyć. Chyba... Ale jak piszesz, że nie, to współczuję.

      Usuń
    2. Urlop syna cieszy a i owszem. Zajmowanie się jego psem nieco mniej. Moja suka zupełnie wypełnia mi potrzebę posiadania psa, a i kot się jakby z domu wyprowadził

      Usuń
    3. No to teraz już nie wiem kogo bardziej żałować, Ciebie, czy kota, ale chyba wszystkich w domu:)Psy są fajne, cudze psy, pod warunkiem, że podczas opieki wszystko przebiega jak trzeba.

      Usuń
  9. nie śmiałem pytać, bo wyłączenie komentarzy sam znalazłem w poprzednim blogu i służył mi kilka lat, żeby uświadomić mi ostatecznie przykrą prawdę - czyta ledwie kilka osób, którym się podoba, bo reszta ucieka jak najdalej. a wartościowe dzieła sprzedaje się w milionach sztuk. takie czasy, kiedy koneser jest ciałem zbiorowym, globalnym... ech! lubię zaglądać do Ciebie i cieszy, że odblokowałaś możliwość dialogu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję. Mam nadzieję, że poziom komentowania wróci do tego sprzed jesiennej awantury. I zapowiada się, że tak się stanie. Wiem, że blog z wyłączonymi komentarzami jest "niepełny', jednak, ja tego potrzebowałam. Twój blog czytam, ale czasem mi jeszcze brakuje odwagi napisać komentarz. Zresztą na innych też.
    Miło mi, że czytasz i skomentowałeś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie!. wyłączanie komentarzy to prawo autor(ki)! Niezbywalne i bez żadnych wyjątków. Wiem, bo robiłem to samo przez kilka lat, kiedy łajałem samego siebie, ze zamiast tworzyć swoje - flirtuję z czytelnikami i "tworzę pod publiczne zamówienie". po pięciu (chyba) latach uznałem, że w końcu dorosłem i radość z pozytywnego komentarza potrafię zestawić z kilkoma "uciekinierami", którzy po pierwszym zdaniu wybrali inne pejzaże. chyba jestem starszy od węgla, ale to prawda. cieszę się, że udało się nam spotkać, chociaż tak. dziękuję.

      Usuń
    2. Otóż to, komentować, a komentować, pisać co chce napisać, a pisać to, czego oczekują. Wpadłam w pułapkę zastanawiania się nad każdym słowem, każdym zdaniem. Nie chcę ranić ludzi, nie chcę dokuczać, obrażać, a jednak, aby pisać swoje, trzeba brać pod uwagę, że i tak na odbiór tergo, co napiszę nie mam pełnego wpływu. No chyba, że chcę wszystkich zadowolić. Ale ja jestem bardzo krytyczna, często bezkompromisowa i twarda w wyrażaniu swojego zdania, co czyniłam na moim blogu. I nie w moim stylu schlebiać każdemu.
      I druga rzecz- bardzo dużo było komentarzy, przestałam nad tym panować. Chcę każdemu odpisać, odpisać w pełni, a nie jednym zdaniem. Nie mogłam całymi dniami siedzieć przy kompie, stałam się zakładnikiem i treści, których oczekiwano, i komentarzy- odpowiedzi, które chciano przeczytać. Tak se ne da.

      Usuń
    3. da się wszystko - to kwestia zaangażowania, segregacji i prywatnych animozji.
      nie musisz być miła, bo to Twój blog. od czytelników też nie jesteś w stanie wymagać (wyegzekwować) przychylności. więc muszą się liczyć z ripostą. a szarlatanom, którzy komentują tylko po to, by opluć autora - biada! na nich te przyjdzie czas. dobrze znać własna wartość, a tej Tobie nie brakuje. bądź dumna i nie pozwól pluć hienom. odgryzaj się, żeby zwiały z podkulonym ogonem, bo tak czynią, gdy spotkają zdecydowany opór. trzymam kciuki. a komentarze - zostaw. inaczej, zamiast pisać w sieci, mogłabyś skrobać do szuflady. pamiętnik...

      Usuń
  11. To najpiękniejsza beza jaką w życiu widziałam :)
    I niech to już będzie koniec chorobowej serii, zdrówka dla suni!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Śliczna i mądra jest. Ona dosyć dobrze znosi niedogodności zdrowotne. U weterynarza jest spokojna, a w domu też daje się leczyć. Jednak faktycznie już dosyć choróbsk.

      Usuń
  12. Z drobnym opóźnieniem zobaczyłam, że włączyłaś komentarze.
    Mocno się Beza wycierpiała- ciągle coś! zdrówka dla niej. Dzielna sunia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że jesteś. Beza zbyt nie cierpiała, bo w porę odnajdywaliśmy po kolei te przypadłości. Dlatego takie częste wizyty u lekarza, bo jak tylko coś zauważyliśmy, to nie zwlekaliśmy. Tak uniknęła zapalenia jelit, ostrego zapalenia uszu i zaropiałego brzuszka. Nie powiem, że jej nie dokuczało. Na pewno ją to wszystko drażniło i miała dyskomfort. Ale ona jest cierpliwa i znosi to ze stoickim spokojem.
      Faktycznie, jestem trochę zwariowana na jej punkcie i dosyć mocną ją obserwuję. Mam uraz na punkcie cierpienia zwierząt, dlatego kiedy jestem w lecznicy, to cierpię patrząc na chore zwierzaki. A w domu "uprzedzam' ewentualne cierpienie Bezy.

      Usuń
  13. Beza to przepiękny pies, cieszę się, że tak o nią dbacie.
    Zachodziłam do Ciebie, gdy nie można było komentować. Rozumiem, że każdy ma swój sposób na prowadzenie bloga. Ja traktuję pisanie jako rozrywkę, i nie mam cierpliwości dla komentatorów, którzy za bardzo zaczynają mi wyjaśniać, jaka to niby jestem, więc znalazłam sposób: moderuję wszystkie komenty, a jeśli ktoś zalezie mi za skórę, wysyłam jego teksty konsekwentnie do spamu. Jeszcze nikomu z takich osób nie wpadło do głowy, żeby przeprosić, więc oszczędza mi to myślenia i poczucia winy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie wpuszczam wszystkich. W jakiś sposób uodporniłam się, ale też nie pozwolę, by znów mi ktoś dyktował, co mam na moim blogu robić, wtrącał się,obrażał mnie. Nie lubię moderacji w ogóle. To jednak utrudnia "rozmowę" komentujących na bieżąco. Ale szanuję prawa gospodarza bloga i przyjmuję bez szemrania każdą formę komentowania.
      Nie tylko Cię nie przeproszą, ale jeszcze zrobią Ci opinię wrednej na całą blogosferę. Szkoda gadać.

      Usuń