Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 26 maja 2022

"Nie widzisz, ile dla was robię?"

"Kruszeje pomnik Matki Polki. Dorosłe dzieci obalają ideał matki idealnej

Matka, mama, matrona. Ta, która poświęca się wychowaniu dzieci, która dba o ciepło rodzinnego domu, która zaciśnie zęby i dla dobra swoich dzieci poświęci własne szczęście. Matka idealna. Matka perfekcyjna. Matka Polka, na której pomniku dziś dorosłe jej dzieci dostrzegają liczne skazy, z którymi mierzą się w wygodnych fotelach gabinetów psychoterapeutycznych.

Od wielu lat Polki walczą o obalenie mitu Matki Polki. Usilnie chcą zrzucić ją z piedestału, zastępując ją Matką Wystarczająco Dobrą, Matką Nie-perefekcyjną, Matką Nie-idealną. Pokazując, że może im się nie chcieć ugotować obiadu, że nie chce im się posprzątać mieszkania, założyć seksownej bielizny wieczorem dla męża, po całym dniu spędzonym z gorączkującym dzieckiem, że chce im się wrócić do pracy i wyjechać na weekend z przyjaciółkami, żeby złapać oddech od rodziny i (o matko!) dzieci. Ale dopóki będą stawiać się w kontrze do archetypu Matki Polki, nigdy stereotypu myślenia o macierzyństwie pełnym wyrzeczeń się nie pozbędą.

Bo co chcemy dziś udowodnić? Że jesteśmy lepsze niż nasze matki, że nie chcemy być jak one? Że nie mamy zamiaru się poświęcać, rezygnować z realizacji własnych celów i marzeń?

Przez większość naszego macierzyństwa stajemy w kontrze do naszych matek, tych idealnych, tych Matek Polek, które stały w kolejkach za kawą, za papierem toaletowym, które po pięć lat siedziały z nami w domu, nim poszliśmy do przedszkola czy zerówki, a nierzadko zupełnie rezygnowały z pracy zawodowej, bo trzeba było ugotować, wyprać, posprzątać.

Bo nie można było liczyć na ojca dzieci, który pracował, a jak nie pracował, to odpoczywał, a jak nie odpoczywał, to lubił od czasu do czasu z kolegami zajrzeć do kieliszka. Ale był głową rodziny, jednym żywicielem, więc nawet jak pił, choć nie bił, ale zwyzywać potrafił, orgazmu nie dawał, zaspokajając w seksie tylko swoje potrzeby, to jednak był. A ojciec w życiu dzieci ważna postać — tak naszym matkom mówiły ich matki i jeszcze: "Gdzie ty lepszego chłopa znajdziesz, jak sama sobie z tymi dzieciakami poradzisz". Więc radziły sobie, jak mogły, jak potrafiły, jak ich matki je nauczyły. A ich matki sporo przeszły, bo wojnę przeżyły, bo głód i biedę, bo też same, bez mężów, co to Polskę odbudowywali, dzieci wychowywały i nie jak teraz po jednym czy dwojgu, ale i po dziewięcioro dzieci mieć potrafiły.

Nie narzekaj, ródź, wychowuj, to twój obowiązek dla kraju, dla ojczyzny, dla pokoleń. To przez wiele dekad wpajano kobietom, które biegły po dzieci do przedszkola, wystawały w kolejkach, spod lady kupowały sukienki dla córek, a dla chłopców szyły same garnitury na pierwszą komunię świętą. Gotowały najlepsze rosoły i pomidorówki, a sernik, jaki wychodził z ich kuchni, do dziś jest nie do podrobienia.

Matki idealne, matki poświęcające się, Matki Polki z osmarkanymi, trzymającymi się ich spódnicy dziećmi, dla których były całym światem, jedyną opoką, która dawała im poczucie bezpieczeństwa.

Dziś te zasmarkane dzieciaki siadają w gabinetach psychoterapeutów, bo życie je drapie, bo nie są szczęśliwe, choć wydaje im się, że powinny być, bo przecież wszystko mają. Dom, rodzinę, dzieci, męża, żonę.

A kiedy psychoterapeuta pyta: a jaka jest twoja mama, milkną. Bo przecież mama to ideał, bo przecież kocha się ją bezwarunkowo, bo trzeba czuć wdzięczność, będąc świadomym jej poświęceń. O mamie nie można mówić źle, nie można narzekać.

A jednak… Im głębiej zajrzymy i pozwolimy sobie poszperać we własnych wspomnieniach, tym częściej odzierany Matkę Polkę z jej boskości. Bo Matka Polka, ta której pomniki stawiano, do której nieustannie się dziś — my matki — porównujemy, to często matka nieobecna. Tyle się mówi o nieobecnych ojcach, ale matka? Przecież zawsze obiad w domu był, posprzątane było, ona była, włosy umyła, przypilnowała, czy lekcje odrobione.

Ale ta obecność fizyczna nierzadko daleka była od obecności emocjonalnej. Obsługowa miłość. Nakarmić, ubrać, posprzątać. W niedzielę zrobić obiad, wyjść na spacer uśmiechając się szeroko do sąsiadów.

I jeszcze pozory zachować, że choć syn coś w szkole zbroił, a córce jednak w szkole muzycznej nie idzie, to jednak obrazek szczęśliwej, czytaj bez problemów, rodziny musiał się zgadzać.

Dziś psychoterapeuci słyszą o Matkach Polkach, które zauważały swoje dzieci tylko wtedy, gdy mogły się ich osiągnięciami przed innymi pochwalić. Te dzieci mówią, że były przez matki krytykowane, rzadko chwalone ot po prostu, w czterech ścianach domu nie mówiono im, że są mądre, a mama jest z nich dumna. Zdarzało się, że słyszały, jak bardzo ich matki są zmęczone, a dzieci tego nie doceniały i były niewdzięczne. "Nie widzisz, ile dla was robię?" — mówiły i z miną męczennicy czekały na Dzień Matki, by znowu móc wyrzygać, że za mało się staramy, albo popłakać ten jeden raz, że jednak doceniamy ich nieludzki wysiłek utrzymania w całości pomnika Matki Polki, który budowały ich matki. W gabinetach terapeutycznych widzimy matki sfrustrowane, zmęczone, przewrażliwione, które swoją złość i niechęć często kierowały w stronę własnych dzieci.

Być może dlatego dziś pomnik Matki Polki kruszeje, córki tych matek rzucają w niego obelgami: nie będę idealna, nie będę sprzątać, nie będę gotować, nie chcę być z ich ojcem, nie chcę mieć dzieci, chcę wrócić do pracy, chcę odpocząć od dzieci!

Dziś my — matki i nie-matki Matek Polek, wykrzykujemy wszystko to, czego one nie wykrzyczały, wykrzyczeć nie chciały, nie wiedziały, że mogą, bo tak skupione były na realizacji macierzyństwa poświęcającego, a chwilami wręcz męczeńskiego, wpojonego im z mlekiem ich matki. Rodzina była najważniejsza, choćby się waliło, paliło, trzeba było ją utrzymać za wszelką cenę, za cenę siebie samej, bo przecież tylko bycie matką mogło je wtedy

Więc dziś, krzyczymy, że nie chcemy być idealne, że nie chcemy być perfekcyjne, walczymy o swoje prawa do równego traktowania w miejscu pracy, o partnerski związek, w którym ojciec zajmuje się dziećmi i bierze na siebie współodpowiedzialność za ich wychowanie. Dziś mówimy, że nie będziemy myć okien przed świętami, stać w garach, że na weekend wyjedziemy z przyjaciółkami, że olewamy sprzątanie, a w kuchni nie jesteśmy mistrzyniami i że dosyć mamy wyrzutów sumienia, jak zmęczone zasypiamy, nie robiąc dzieciom kolacji.

Tylko może, zamiast tak krzyczeć, tak demonstrować jak inne jesteśmy, czy chcemy być od naszych matek, powiedzieć im:

mamo kocham cię, choć nie byłaś idealna, byłaś mamą na miarę swoich możliwości, która mnie raniła, pewnie często nieświadomie, która popełniła wiele błędów, więc pozwalaj mi na moje, nie oceniaj mnie, tak jak ja nie oceniałam jako dziecko ciebie, tylko mnie kochaj, bezwarunkowo, tak ja ciebie.

Tym, jak wychowuję swoje dzieci, chcę ci pokazać, jak chciałam być przez ciebie wychowywana, tym, jak nie chcę mieć dzieci, pokazuję, jak bardzo nie chcę być matką taką jak ty, jak bardzo się boję, że powielę twój schemat macierzyństwa. Ale kocham cię, bo jesteś moją mamą taką, jaką potrafiłaś być, dziś nie mam już o to do ciebie pretensji, ani do siebie.

 

Ewa Raczyńska"

https://www.onet.pl/styl-zycia/onetkobieta/dzien-matki-kruszeje-pomnik-matki-polki-dzis-widzimy-na-nim-wiele-skaz/q1dy7tg,2b83378a

Wszystkim matkom najlepszego


 


 

40 komentarzy:

  1. No coz, jestem matka w pelni nieidealna, ja nawet nie lubie dzieci. I mam to gdzies.
    Od swojej matki nigdy nie uslyszalam, ze mnie kocha lub ze jest ze mnie dumna, ze jestem dobrym czlowiekiem. Wzamian tylko krytyka, manipulowanie, narcyzm.
    Tak, dala mi zycie, ale poza tym...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyślałam sobie, ze paradoksalnie wtedy, kiedy zostałam wdową i musiałam sama wychowywać dzieci, w pewnym sensie nie byłam matką Polką. One wzięły na siebie część obowiązków naturalnie, a mnie do głowy nie przyszłoby mówić, że się dla nich poświęcam. Realizowałam swoje cele, a one , chyba raczej na tym nie straciły.
      Moja matka to co innego, ale staram się jak najmniej o niej, niestety, myśleć

      Usuń
  2. Nic i nikt nie jest idealny, a to powiedzenie to nie wiem skad sie wzielo (?) - moze od czasu powstan (?)... faceci wlaczyli, a kobiety waczyly o codzienne zycie (?), o wyzywienie dzieci, o przetrwanie.
    W Polsce mowimy Matka Polka... ale w Niemczech te starsze pokolenie matek bylo/jest takie same . Mysle, ze jakby sie wzielo pod lupe Rosjanki mozna by bylo tez spokojnie powiedziec "Matka Rosjanka"- tez poswiecajaca sie dla wlasnych pisklat. U nich to jeszcze bardziej te matki byly wystawiane na trudy codziennego samotnego zycia, bo u nich jak facet do armii poszedl to jakies 25 lat mu tam zeszlo. Na wojnach bitwach, koszarach... wiecznie same.
    Wiem , ze Bismarck powiedzial kiedys, ze jak sie chce cos od Polakow uzyskac ( dojsc z nimi do porozumienia) to trzeba rozmawiac z ich kobietami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ukrainki i Rosjanki, kobiety, które biorą na siebie większość obowiązków. Do pracy przyjeżdżały głownie Ukrainki, one zarabiały, a panowie chlali w ojczyźnie. Dlatego tak bronię tych kobiet, które teraz uciekły przed wojną.
      Rosjanki są dla mnie zagadką teraz. Myślą, ze mają synów bohaterów? Nie wierzę.A Bismarck miał rację- w polskich męskich czubach to tylko szabelka, wojenka i okowita.

      Usuń
    2. Ukrainki i Rosjanki to ta sama mentalnosc. Poznalam w pracy. Ogolnie, kiedy juz kogos zaakceptuja sa zyczliwii, ciepli- problem jednak z owa akceptacja, ze zdobyciem u nich tej akceptacji. W niektorych przypadkach wydaje mi sie to wierzcholkiem gory lodowej.
      Teraz sie Ukrainki i Rosjanki podzielily przez wojne... przez odmienne zdanie o niej.
      Dla mnie jest niepojete, ze one/oni zyjac w innych krajach i majac dostep do innych mediow niz ich- krajowe- przyjmuja rosyjska propagande. Moze to kwestia trzymania sie razem. Lojalnosci wobec swoich? W rosyjskiej TV ludzie mowia, ze ich zolnierze sa pelni cnot- taki pewien etos u nich obowiazuje i niepojete dla nich, ze jednak ci zolnierze mogliby okazac sie niecnotliwi. Sama znalam pewnego ichniego pulkownika- kombatanta z II wojny swiatoweji faktycznie to byl czlowiek pelen cnot pomimo bardzo zlych zyciowych doswiadczen.
      Niestety, w tak urzadzonym swiecie jaki mamy teraz, to kobiety- matki, siostry, babcie, ciocie - odpowiadaja za tak, a nie inaczej uksztaltowanych mezczyzn. W tym swiecie paleczke w wychowyaniu dzierza kobiety. Przyjrzyj sie przez kogo zdominowane sa takie zawody jak w szkolach, predszkolach... przez kobiety. To sa zawody sfeminizowane.
      Jesli narzekamy, ze faceci pija to tatus pokazuje taki a nie inny obrazek faceta i ... kobiety na to pozwalaja. Z reszta w notce chyba o tym tez jest napisane

      Usuń
    3. Trudno wywnioskować, dlaczego tak a nie inaczej odbierają propagandę. Myślę, ze głównym powodem jest strach i nieufność wobec własnych ziomków. Strach przed donosami, nawet tam, na obczyźnie.
      Jak przetłumaczyć kobietom, że córka ma takie same prawa, jak syn, ze córka jest takim samym pełnowartościowym człowiekiem, jak syn, że należy strzec córki przed powielaniem stereotypów złej tradycji, aby uniknęły ich losu? I jak przetłumaczyć kobietom, że ich synowie mają takie same ręce do pracy domowej, jak ich córki, że pomoc mężczyzny w takich pracach nie jest wstydem? Jak wytłumaczyć kobietom, że nie muszą usługiwać mężczyznom, rodzić tabun dzieci, harować w domu, ogrodzie, w pracy?
      To temat bardzo obszerny i dosyć porządnie opracowany, a jednak nadal Polki i Polacy tkwią w stereotypach, przestrzegają chorej rodzinnej tradycji.

      Usuń
    4. Starsze, doswiadczone kobiety, ktore przezyly swoje zycie, tak, jak przezyly i czesto blednie uwazajac, ze ten sprawdzony model (przetarty szlak) jest najlepszy. Ich doswiadczenia to przeciez potwierdzaja (mnostwo z nich we wspomnieniach wybiela swa nieciekawa, trudna przeszlosc), Stoja na strazy, aby zadna kobieca pinda sie przed szereg nie wyrwala.
      Babcie dbaja aby tradycji stalo sie zadosc... mamusie odpowiednio wychowuja, krag sasiadek potrafi taka niedostosowana zagdakac...
      Pamietam jak jako dziecko podsluchiwalam raz rozmowe moje mamy z przyjaciolkami. Jedna z nich przybiegla z wiesciami ze swiata , ze u Xsinskich tragedia, bo Xsinski przylapal Xsinska na zdradzie. Posypalo sie troche na leb Xsinskiej niewybrednych komentarzy, no i ze Xsinski biedny. A moja matka wtedy, zeby zamknely dzioby, bo jak chlop zdradza to zadna nie rozpacza nad losem jego zdradzonej kobiety , ale jak facetowi kobieta przyprawi rogi to od razu :"jakiz on biedny.... olaboga, a jego baba to franca".
      Kobiety sobie same to robia, Nasze srodowisko jest bardziej nieprzejednane. Brak nam prawdopodobnie wzajemnej zyczliwosci. Sam Dziewulski- szef brygady antyterrorystycznej- kiedys opowiadal, ze najtrudniej jest negocjowac z kobietami terrorystkami, bo jak one wezma sobie cos do glowy , uwierza w jakas idee, to potrafia lamiacym sie facetom, swoim kolegom, sklonnym do negocjacji w leb strzelac

      Usuń
    5. Pamietam tez pewien przypadek u nas w pracy. Mial facet mlodsza od siebie, o jakies 12 lat, partnerke. Mial z nia bodajze 3 dzieci. Kobieta miala ciagoty na wybywane z chalupy i wracanie do nej ponownie po 2 lub 3 miesiacach. Z czasem jej zaginiecia robily sie coraz dluzsze.... wracala po nich z przychowkiem. W taki oto sposob rodzina tych panstwa powiekszyla sie o czworo kolejnych dzieci. Panie z MOPSU , oraz szkolna psycholog i pedagog postanowily owego pana dobrymi radami podeprzec jak powinien sobie z niewierna i plodna partnerka radzic...Nie wyobrazam sobie takiego meskiego komitetu idacego pouczac kobiete jak niewiernego chlopa-dziecioroba powinna krotko trzymac.

      Usuń
    6. Fajnie napisane. Szczera prawda, tak to wygląda. Kobiety, kobietom szykują paskudny los.

      Usuń
  3. Mądry tekst. Dziękuję, że go zamieściłas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się spodobał i jest w nim to wszystko, o czym należy ciągle mówić.

      Usuń
  4. Przez przeszło 50 lat miałam w moje mamie oparcie i całkowitą jej akceptację. Chroniła mnie, jedyną swą córkę, przed wymaganiami mego ojca, który próbował zrobić ze mnie Matkę Polkę właśnie. A nie wyszłam za mąż i nie rodziłam dzieci bo bycie Matką Polką całkowicie mi nie odpowiadało.
    Niestety demencja mojej mamy radykalnie zmieniła jej stosunek do mnie. Z moich obserwacji wynikałoby, że moja mama pod koniec życia zaczęła mi zazdrościć, że udaje mi się iść przez życie inną drogą niż nakazują ogólnie przyjęte wzorce. Ona w młodości też nie miała ochoty na rolę Matki Polki, ale życie ją w nią wcisnęło i nie potrafiła się temu przeciwstawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się zrozumieć postępowanie mojej matki, wobec nas, dzieci, w kontekście jej życia. Strasznie mozolna praca:):):):) Nie była matką Polką, była samostanowiąca, niezależna od męża, apodyktyczna, nie licząca się z rodziną i gdyby nie "mus posiadania dzieci", pewnie nigdy by ich nie miała. Z jednej strony wychowała nas dziewczyny na niezależne i na pewno nie cierpiętnice, a z drugiej strony, długo jeszcze będę leczyć traumy po jej działaniach wobec mnie. Ale coraz mniej mnie to wszystko obchodzi- było, jak było, Trudno.

      Usuń
  5. Chyba jeszcze nigdy żadnemu rodzicowi i nie udało się dziecka wyposażyć we wszystko, co mu będzie potrzebne w życiu. Nie ma idealnych rodziców, ani idealnych sytuacji, ani relacji. W życiu kazdej rodziny są okresy lepsze i gorsze. W ogóle macierzyństwo jako takie nigdy nie było łatwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że rodzice powinni zaspokoić wszystkie podstawowe potrzeby swoich dzieci, rozmawiać z nimi, być czujni i mądrze dziećmi kierować. Tak naprawdę, to nie wiemy, co dziecku w dorosłym życiu może się przydać. Można go wychować na porządnego, odpowiedzialnego człowieka, a resztę powinno samo sobie wypracować.

      Usuń
  6. No cóż ... Wybieram się właśnie do psychologa, żeby mi potwierdził to co już wiem. Nie miałam idealnej rodziny, matki ojca. Wybrałam to co mnie uratowało od bycia Matkąjadwiga. Obrzydlistwo. Ta tradycja to upokorzenie i ta Głupota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna jesteś, biedna też Twoja matka (wybacz). Czy Ty pamiętasz swoją babcię- matkę twojej matki?Jak ona traktowała Twoją matkę?

      Usuń
  7. Kto czuje potrzebę kultu Matki Polki niech mu będzie wolno święcić, kto nie czuje niech nie czuje się winny, Ja nie byłam doskonałą Mamą, z czasem widzę coraz więcej błędów ale to se ne wrati, teraz wspieram, przytulam, odwiedzam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się nie myśleć, jaką byłam mamą. Ale patrząc na relacje z moimi dziećmi, chyba w miarę dobrą. Teraz staram się, by im zbytnio "nie dokuczać".

      Usuń
  8. Zdecydowanie pomniki nie są potrzebne
    Nie ma ideałów
    Kocham moje dzieci bez pamięci ale potrzebuję swojej przestrzeni i jeśli to egoizm to dla wspólnego dobra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, potrzebujemy przestrzeni dla siebie. Moje dzieci szybko to zrozumiały, a ja im też dawałam dużo wolności, co czasem przyprawiało mnie o ból głowy. Przetrwaliśmy:):):)

      Usuń
    2. Moje dzieci też nie miały się przeciw czemu buntować. Miały dużo wolności. Mimo to dążyły do samodzielności
      A może właśnie dlatego??

      Usuń
    3. Mam kolezanke, ktorej matka wiodla swoje zycie, a kolezanka byla kims w rodzaju dziecka wychowywanego przez podworko.... choc moze tez nie do konca az tak, ale niewatpliwie miala niesamowita wolnosc. Nie bylo problemu z jej powrotami do domu, bo matka wracala i tak pozniej od corki. W szkole niezle sobie radzila, wiec i na tym poletku matka nie miala specjalnie nic do roboty.... Wychowala sie niejako sama. No i po latach tez wyladowala na kozetce u psychoterapeuty. I tez zaczeto od jej "obrazu matki"

      Usuń
    4. Chyba źle zrozumieliście wolność, jaką dawałam dzieciom- nie upierałam się przy swoim zdaniu, nie narzucałam, nie kontrolowałam bez potrzeby nie wisiałam na dzieciach, ale ład był wprowadzony i wymagania również, nie przekraczające naruszania godności dzieciaków.
      Mnie samej było trudno wychowywać dzieci, bo nie miałam "wspomagania' w postaci mężowskiej rady. A teraz sobie myślę, że może i lepiej, że jej nie było, bo nie było targowania się, przegadywania i stawiania na swoim w kwestii wychowania.
      Rybeńko, ja się w młodości buntowałam i to bardzo, dlatego rozumiałam bunty moich dzieci, chociaż one nie były drastyczne.

      Usuń
    5. A ja znowu mysle tak, ze nawet kiedy uda sie nam uniknac bledow naszych rdzicow, bo zyskamy tyle swiadomosci, aby moc przeanalizowac popelniane przez nich bledy i wiemy, ze one nic dobrego nam nie przyniosly.To popelnimy multum innych , nowych, naszych . Nie raz zranimy nasze pociechy i one beda tak samo nas sadzic, analizowac i oceniac jak my naszych "starych": Za malo wolnosci, za duzo wolnosci, krzyczala , nie krzyczala, krzyczala w sam raz... i tak bedzie w naszych dzieciach co terapeutyzowac:)

      Usuń
    6. A te matki, ktore nie sprostaly zadaniu, tez nie wiedzialy ja wychowywac... robily to, co wyniosly z domu... tez byly poranionymi dzieciakami- tyle tylko, ze za ich czasow nikt o terapiach nie slyszal.

      Usuń
    7. No właśnie, przeważnie na matkach spoczywa wychowanie dzieci, a wzory mają nieciekawe, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Biorą wzorce takimi jakimi są, bo nie potrafią, rzadziej nie chcą wychowywać inaczej. Albo całkiem po prostu, bojąc się presji rodziny i otoczenia robią tak, "jak zawsze" lub dla "świętego spokoju". Skutki bywają opłakane.
      Tak naprawdę, oprócz modelu lansowanego i wpieranego przez Kościoły, trudno mówić o jakiejś edukacji dla rodziców w kwestii wychowania dzieci.

      Usuń
  9. Nasze matki tyrały od świtu do nocy, pralka Frania to szczyt udogodnień, kolejki po wszystko, wekowanie na zimę, praca, stanie w kolejkach aby coś kupić, gotowanie codziennie obiadów. I ciągle myśli czy wystarczy do końca miesiąca pieniędzy. Jak był opał na zimę , ziemniaki i kapusta kwaszona to był spokój, że jakoś się przetrwa. Bieda była i te matki ogarniały wszystko, chciały lepszego życia dla dzieci. A jaką traumę dzieciom fundują dzisiejsi rodzice, rozwody, dalej pogoń za pieniędzmi bo kredyt, brak czasu a jak już jest to rodzicie siedzą z nosem w komórkach. Lekarze bija na alarm o problemach dzieci, o zapaści psychiatrii. Kolejne pokolenie będzie zwalać na matki. Nie ma ideałów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, sporo matek tyrało, ale nie wszystkie, przynajmniej pokolenie mojej matki było tym pokoleniem, które już się kształciło, emigrowało do miast. Ja nie umniejszam zapracowania matek Polek i ich trudnego życia. Chodzi raczej o powielanie schematów charakterystycznych dla polskiej tradycji, gdzie role były ściśle podzielone według płci i o to przenoszenie obowiązków rodzinnych - wychowanie, pucowanie, żywienie- głównie na matkę.
      Nie wiem, czy będą zwalać następne pokolenia na matki. To chyba nasze pokolenia 40+, 50+. 60+, zostały uświadomione, wyedukowane i powiedziano nam, że to traumy z dzieciństwa, a jak traumy z dzieciństwa, to głównie związane z matkami. Wkurza mnie, ze tak bez zastanowienia od razu wskazuje się na matkę, a przecież matka była stawiana w różnych sytuacjach przez ojca tych dzieci. Dlaczego mówi się o traumach spowodowanych przez ojca i wskazuje się prawie zawsze na alkoholizm lub przemoc, a nie na jego zaniedbania wychowawcze, zaniedbanie rodziny, obojętność itp.
      U współczesnych dzieci kierunek obwiniana zmienia się- to nie matka jest głównym winowajcą traum, a szkoła, filmy, koledzy i inne zewnętrzne czynniki, a nie rodzina. Ta jest stawiana już na dalszych miejscach. To są moje spostrzeżenia, a nie bardzo chce mi się szukać wyników jakichś badań, bo przypuszczam, że są i to niejedne.

      A co z naszymi dziećmi? Dziećmi pokolenia 60+? Nie czujemy się winne ich traum? Widzimy tylko nasze matki ( zaharowane) i matki współczesne, zapatrzone w telefon? Przecież te matki współczesne to nasze dzieci.

      Usuń
    2. Jaskółka, kształcenie sie nie oznacza, że sie nie tyrało. Chodzi o to, że kupa chłopów w Polsce chlała, a kobieta dzwigała prace zawodowa i domową, czyli w sumie w związku była a jednak sama. Teraz to sie troche zmienia. To co widziałyśmy w domu chcemy czy nie chcemy, ale bedzie w naszym zyciu pokutowalo. Niby sie wszystko wie, ale zanim te wiedzę wprowadzi sie w życie to niestety powielamy. Dostajemy od zycia po tyłku i na tym własnym tyłku się uczymy.

      Usuń
    3. No tak, tak było, jednak ja miałam zupełnie inny model- matka pracowała, studiowała, potem wykładała, robiła stopień naukowy, ojciec się ślizgał, a od roboty byłyśmy my, dzieci, kiedy gosposia wyszła za mąż. I wiesz co, hak tak sobie przypominam matki moich koleżanek, żony górników i rolników, to raczej nie były sterane. Nie pracowały, zajmowały się domem, wychowaniem dzieci. Nawet te na hektarach też niezbyt na tym polu robiły, bo od tego były już wtedy maszyny.
      Jeżeli mówimy o matkach zaharowanych to raczej miejskich, które musiały dorabiać do pensji męża i t5ych z rodzin robotniczych.
      I owszem, wykształcenie miało znaczenie, bo kobiety wykształcone częściej buntowały się i robiły rewolucje w domu. Rzadziej pracowały na stanowiskach robotniczych, taśmach itp. na dwie lub trzy zmiany. I rzadziej były tak naprawdę zaharowane.
      Ja się buntowałam i gdyby moja matka była moim sprzymierzeńcem w tym buncie, to moje poprzednie małżeństwo zupełnie inaczej wyglądało by.

      Usuń
    4. O rety! Twoj komentarz troche arogancji zawiera.
      Moja babcia rolniczka dorobila sie ma swoich wlosciach astmy. Tak biedna nie pracowala i sterana nie byla, tylko dzieci i domek i rzucanie kurkom ziarenek. Pobrala sie po wojnie.
      Mieli takie lata zbiorow ze przy wykopkach stala po kostki w blocie i ratowala zbiory coby nie pognily.
      Urobila sie kobieta i nadzwigala niemalo. Jako mala wnuczka, pod koniec lat 70 siatych poczatku 80 pamietam jak nosila wiadra zarcia swiniom. Dziadek tez pracowal, a ich dzieciaki to w ogole. Mieli maszyny, ale kombajnow do zbierania nie bylo. Trzeba bylo schylac kark i ziemniaki
      z ziemii zbierac. Pamietam jak jako nastolatka na sianokosy przyjezdzalam, wtedy dopiero babcia mogla odetchnac, kiedy wnuki i jej dzieci przyjechaly pomoc.
      Moja matka dorobila sie powaznych problemow z kregoslupem. Kiedy lekarz ja badal stwierdzil, ze to od ciezkiej pracy, Mama na to, ze ona teraz az tak ciezko nie pracuje, na co lekarz :"Mi chodzi o ciezko prace w dziecinstwie, kiedy pani kregoslup sie rozwijal- wzrastal".

      Mowisz, ze wyksztalcone sie buntowaly. Znam wyksztalcone, co lanie dostaly i zamykaly sie, bo nie wiadomo bylo komu sie naskarzyc, do kogo z tym pojsc.
      Na poczatku lat 90 zaczely powstawac w Polsce grupy AA, Alanon...kobiety uslyszaly wtedy, ze alkoholizm to choroba. U nas w miescie pierwsze tego typu grupy to koniec lat 80siatych poczatek 90 siatych.

      Usuń
    5. Moj ojciec byl urzednikiem panstwowym . Mama wychodzila za maz pod koniec lat szescdziesiatych. Opowiadala, ze jej matka, a moja babcia cieszyla sie, ze corka ma okazje zmienic swe zycie. Mniej pracowac- stac sie miastowa pania.
      Tak sie mej rodzicielce ulozylo w zyciu, ze pomimo meza urzednika i to zatrudnionego na nie byle jakich posadach musiala zapierniczac cale zycie, aby domowy budzet wspomagac. Ludzie kiedys w stosunku do nas zapierniczali. Mieli jednak swiat powolniejszych zmian. Kasy moze duzo nie mieli, ale mieli poczucie bezpieczenstwa, ze praca jest i bedzie. Nie rozumieli czegos takiego jak bezrobocie. Nie bylo tak szybkich i naglych zmian w miejscu pracy. Teraz to szefowie by chcieli, aby pracownik byl dostepny cala dobe.

      Usuń
    6. No dobra, może faktycznie z tymi rolnikami nie dopowiedziałam, Fakt, że tak było, zwłaszcza u małorolnych. Ja wychowałam się na gospodarstwie 2 ha. i też musiałam z gliny ziemniaki wybierać, stać na młockarni, w upale przerzucać siano.To, co opisujesz o babci, to prawda, ale mnie chodziło o pokolenie naszych matek. Chodzi mi o roczniki 30+, ewentualnie 40+. Te roczniki funkcjonowały w PRLowskiej rzeczywistości. No i jeszcze inna sprawa, że zależy w której części kraju dotyczy opis życia kobiet. Śląsk, a ściana wschodnia, to niebo a ziemia.
      To chyba jednak zależało i nadal zależy od mentalności regionalnej, od tradycji regionalnej. Generalnie nie było i nie jest wesoło. No i z pijaństwem mężów masz rację, to nie zmienia się od pokoleń i zbyt powoli zmienia się podejście do niego.
      I trudno mi oceniać młodych, ale uważam, że faktycznie mają bardziej pod górkę, niż moje pokolenie na starcie.

      Usuń
    7. Moze byc, ze to sprawa regionow. Warminska mazurskie bylo rolnicze. Sporo pegeerow. Zmiany ustrojowe dotknely ten region szybciej niz np.: Slask. Kopalnie zamykano pozniej ( bo nierentowne), peegeery likwidowano szybciej. Na polnocnym wschodzie bieda goscia od jakiegos juz czasu, a Slask dopiero dobijal i dziwil sie, ze jak tak mozna zyc?
      Moze byc, ze sztygarowa zyla jak pani na wlosciach, a brygadzisty peegeeru jak kopciuch. Pamietam, ze w mojej miejscowosci na osiedlu, na ktorym mieszkalismy, byly dwa bloku zajmowane przez rodziny wojskowych. To byly kobiety, nie parajace sie zawodowa praca. Reszta kobiet zapierniczala az milo.
      Kazde pokolenie ma swoj " krzyz". Nie chcialabym przechodzic tego co moi dziadkowie. Naszych rodzicow uksztaltowal komunizm, izolacja, od reszty swiata...stanie w kolejkach. Braki finansowe. Wuj sie w tym czasie urzadzal. Cala rodzina stala nocami w kolejkach po segment dla niego, po dywan, po talon na malucha.... widmo wojny nuklearnej. Cholera jak ja sie tego jako dzieciak bylam.
      Moje zas pokolenie... no coz. Mam kolegow i kolezanki z podstawówki, ktorzy stracili dobrych 10 lat swiadczen emerytalnych. Bandycka polityka zatrudniania na czarno. Rok roboty legalnej, potem na czarno.. bo pracownik za drogi i niech pracuje bez swiadczen, idzie ma kuronia i w jakiejs firmie potem za mniejsze stawke dorabia. Moja 51 letnia siostra pracujaca od 21 roku zycia , w tym legalnie na emeryture ma przepracowane 20 lat. Dziesiec poszlo sie pasc. A ilu pracodawcow bylo niewyplacalnych.
      Kazda generacja ma cos niefajnego do przejscia.

      Usuń
    8. Z tym chlaniem zas... obecnie zmienia sie forma. Wczesniej- przede wszystkim u facetow- normlnym bylo, ze za kolnierz nie wylewali. Impreza bez alkoholu? Podpieranie scian zostalo, bo nikt nie umial sie wowczas na luzie bawic.
      W latach 70 siatych zaczela dobijac narkomania- kompotowcy wszelkiego rodzaju... badziewie zgnilego zachodu. Teraz te srodki sa juz tak zmodernizowane, zeby za szybko klienta nie zabily, zeby pozyl troche i rynek uzaleznien dalej wspieral, korzystal z niego.
      Teraz uzalezniony, dysfunkcyjny gosc, czy gosciowa nie musi smierdziec alkoholem. Kolysac sie na prawo i lewo... teraz prezes firmy wciaga koks, poprawia krawat i idzie do pracownikow... potem mu na leb wali, ale ... no przeciez niby kulturalny pan, na stanowisku.
      Narkotyki wchodza na salony przy otwartych drzwiach... czlowiek potrzebuje oddechu od monotonnych, czesto ciagnacych sie problemow. Od presji robienia kariery ... swiat staje sie okrutnie konsupcyjny.

      Usuń
    9. Mam wrażenie, ze jesteś o co najmniej 10 lat młodsza ode mnie i to spora różnica jak w przeżywaniu dzieciństwa, spostrzeganiu wtedy świata, jak i w spostrzeganiu świata teraz. Jeżeli naprawdę jesteś tyle lat ode mnie młodsza, to wychodzi mi na to, że twoi rodzice są niewiele ode mnie starsi. Ja meblowałam mieszkania w latach 80. Kończyłam studia równo w 80 roku i potem miałam te kolejki, braki w sklepach jako codzienność, to były moje młode lata. Mogłabym powiedzieć, że miałam bardzo ciężko, ale potem było jeszcze ciężej. I nie przyszło by mi do głowy powiedzieć, że straumatyzowałam swoje dzieci, bo mnie samej było ciężko.
      Natomiast narkotyki były już w czasach, kiedy kończyłam podstawówkę, na początku lat 70. I wcale nie było o nie tak trudno. Maryśka była na wyciągniecie ręki, cięższe narkotyki było trudniej dostać, ale jak kto chciał...I one już wtedy były na salonach. Nie trzeba zwalać tego na modę z zachodu, chociaż właśnie z zachodu do nas dotarły. I ta moda wcale nie jest zgniła tylko dlatego, że przyszła z zachodu. Nie masz pojęcia, jak my w latach 70 chcieliśmy tego zachodu, jak bardzo byliśmy osaczeni socjalizmem i mieliśmy zamknięte granice. Jako nastolatka zasypiałam z tranzystorem przy uchu, bo nocami można było słuchać radia Luksemburg, gdzie puszczano najnowsze przeboje. U nas płyty tylko w PEWEXie, za dolce lub bony, dżinsy za dolce lub bony....Nie dziw się , ze i narkotyków chcieliśmy popróbować. Czy Ty miałaś młodość w tamtych latach, czy piszesz tylko o tym co przeczytałaś, lub posłuchałaś od starszych?
      Współczesne pokolenia mają po prostu inne speddy, które podtrzymują je w formie.
      Za to alkohol królował zawsze i był ogólnie dostępny, jak nie w sklepach to na melinach.

      Usuń
    10. Aha, o ten wiek pytam tak z ciekawości, nie żeby wiedzieć lepiej, czy wywyższać się. Po prostu łatwiej będzie mi się ustawić do Twoich spostrzeżeń.

      Usuń
    11. No , wychodzi na to, ze jestem od Ciebie troche mlodsza. Jakies 15 lat.
      Ale kiedy nasluchalam sie domowych historii . Losow czlonkow rodzin to doszlam do wniosku, ze kazde pokolenie mialo cos w plecy. Pokolenie mojej mamy mialo tylko to szczescie, ze nie musialo sie przez cale swe zycie zmagac z doswiadczeniem wojny.
      Pamietam jak mama mowila, ze : "Niech to wszystko nawet i kosztuje troche, ale niech w tych sklepach bedzie". Oni pieniadze nawet mogli i uciulac, ale nie bylo gdzie wydawac, bo w sklepach groszek i ocet. Potem przyszlo te dobrodziejstwa zachodnie do sklepow, ale ... kasa jakos stopniala momentanie i na wiele rzeczy mozna bylo tylko popatrzec na wystawach.
      Pewexy znam. Pamietam, ze w takim jednym, jako dzieciak, piec dolarow na dezodorant "Fa" wydalam.
      Mozesz mowic co chcesz, ale takie doswiadczenia ksztaltuja mentalnosc, sposob wychowywania. A traumatyzowanie... dzieci traumatyzuje sie wlasna nieuporzadkowana osobowoscia, trudnym charakterem, kiedy w domu zyje sie przez dosc dlugi czas z osoba przewlekle chora.... i nie mam tu na mysli tylko chorych alkoholikow, ale chociazby ludzi zmagajacych sie z rakiem.
      Wiesz to pokolenie wojenne tez mialo swoje syndromy uwalajace im zycie. Dostali doswiadczenie wojny, obozow... Odwroce sie do przykladu Polski i nie z polskiego podworka- pokolenie ludzi urodzonych w Izraelu po wojnie ( Twoje pokolenie) zyje do tej pory pod "jarzmem" doswiadczen rodzicow.

      Wracajac do mojej mlodosci. Uczestniczylam w staniu w kolejkach za wszystkim. Pamietam ogloszenie stanu wojennego i godziny policyjne ( dziecinstwo) . Pamietam potem stanie nocami po segment dla wuja.
      Z tymi uzywkami, narkotykami... u nas w liceum dilerow nie bylo. Byly fajki, alkohol, ale nie tak jak obecnie, ze normalka jest podjezdzanie dilera pod szkole i handlowanie towarem, bo ma akurat zamowienia. Z dziecinstwa i mlodosci kompotowcow pamietam, szybko odchodzili z tego swiata. Teraz(?). No coz... ludzie ida na impreze. Pija alkohol a potem w kiblu cos jeszcze wciagaja- uzaleznienia skrzyzowane.... ponoc jeszcze trudniejsze do terapeutyzowania.

      Usuń
  10. Każdy mam inne spojrzenie na tamte czasy. Niemniej nie było wesoło, a teraz robi się chyba gorzej. No bo towar jest, ale za chwilę zacznie brakować na wszystko kasy. Nie wiem co gorsze- tamte kolejki czy teraz "towar przez szybę".

    OdpowiedzUsuń