Był kiedyś w blogosferze blog pt. „Ja to się dziwić nie przestanę”.
Stare stażem blogerki pewnie się orientują o czyj blog chodzi. Ja pamiętam nick, ale nie będę tu go podawać.
Podczytuję ją na Facebooku, gdzie pisze fajne teksty, mocno udziela się w tzw. kulturze i nawet jej trochę tych możliwości zazdroszczę. Mnie chodzi o tytuł jej zamkniętego dawno już bloga, bo też na pewnym etapie stwierdziłam, że mnie już chyba nic nie będzie w stanie zadziwić, a jednak, życie ciągle mi takie „zadziwienia' podsyła. I wtedy od razu przypomina się tytuł tego bloga.
Co mnie lekko zszokowało tym razem? Otóż, mieszkamy w miejscu, gdzie dookoła jest mnóstwo stawów hodowlanych. Hoduje się w nich głównie karpie. Karpia odławia się w listopadzie, wpuszcza do rybników z czystą wodą i ten karp się filtruje- oczyszcza.
Jeszcze wszystko w porządku, jeszcze wszystko w normie. Od początku grudnia hodowcy na wszelkie sposoby ogłaszają, że będą karpia sprzedawać. Punktów sprzedaży jest naprawdę wiele. Oczywiście, cena za świeżego karpia wcale nie jest taka niska, jak za tego z marketu. Myśmy za naszego 2 kilowego, z wypatroszeniem, zapłacili niecałe 50 zeta. No ale, czas na karpia jest tylko w grudniu i takie są prawa rynku. Tutaj karpia można kupić o każdej porze roku, jednak np. mnie najbardziej smakuje ta ryba tylko w grudniu. I to bez względu na skojarzenia ze świętami.
Dobra, już widać brzeg.
Jaskół załatwiał sprawy z oprogramowaniem kasy w niedalekim miasteczku. Tam i z powrotem przejeżdżał koło „Biedronki”.
Wchodzi do kuchni i mówi, że nigdy nie zrozumie mentalności tutejszych ludzi. Nadstawiam ucho, bo ja też z tą mentalnością steloków mam kłopot.
- Wyobraź sobie, że na parkingu „Biedronki” stał ogromny TIR a do niego zakręcona w ogonek, długa kolejka.
Po co ta kolejka?- Pytam i żaden, wart długiego stania, towar nie przychodzi mi do głowy.
- Jak to po co?- Jaskół wyraźnie jest jeszcze zbulwersowany- Po karpia stali, karpia z TiRa sprzedawano.
Szczerze? Jeszcze, kiedy to piszę, trudno mi zrozumieć tych ludzi. Cena? Tylko cena się Liczy? Czy naprawdę jest taki typ ludzi co to „d..ę da sobie tępym szkłem oskrobać”, jak to tutaj się mówi, byle grosz zaoszczędzić. Na świętach ściubią? Kupują zagraniczne badziewie, może portugalskie, albo i inne, wymęczone w tym samochodzie, nie wiadomo jakie to mięso, może glonem zalatuje, może podtrute „ekstra karmą”. I to tylko, by „zaoszczędzić” 7 złotych na kilogramie. I to mając pod nosem świeże ryby prosto z wody? Na pewno, by dojechać do tej „Biedronki”, mijają kilka punktów sprzedaży ryb z okolicznych stawów. Rozumiem ludzi w miastach, którzy nie mając takiej okazji, kupują w marketach ryby, ale tutaj?
A potem przy stole wigilijnym będą się chwalić bez żenady- „Wjycie jo żech kupiła karpia za patnost złotych. No, przy Biedronce stoli i sprzedowali”.
Chyba bym się ze wstydu pod ziemię zapadła. Gościom taki tekst podać. A wiem, że tak może być, bo nie jeden raz uczestniczyłam w rodzinnych spędach i podobne rzeczy się słyszało. No dobra, może i dla niektórych te około 7 złocisza, a w pomnożeniu o kilogramy i więcej, naprawdę jest za drogo, ja to uznaję, jednak wierzcie mi, tu naprawdę nie ma aż takiej biedy, by każdy grosz w okolicznościach tak „umiłowanych” świąt liczyć. To jest jakaś chytrość, takie cwaniactwo. A potem jeszcze powtarzają utarte slogany: „Kupuj tylko polskie produkty”. Koń by się uśmiał.
Nasz świeżutki karp, na razie, siedzi w zamrażalniku. Karp prosto z hodowli, ze stawu koło dużego lasu. Karp z czystym różowym mięsem, bez żadnego zapaszku glonu.
Ach, jakby ktoś marudził czytając, że jemy karpia- nigdy nie deklarowałam się być wegetarianką czy weganką. Mięso jest w naszym jadłospisie, ryby również. Jestem częścią kultury i tradycji, mam prawo wyboru, wybieram to, co w naszym klimacie jada się codziennie. Nikt mi nie będzie głupimi tekstami o „biednych zwierzątkach”, oraz o „braku humanitaryzmu” wpływał na sumienie. Jestem odporna na tego typu szantaż emocjonalny. Karp, którego kupiliśmy, do końca swego życia pływał w wodzie, nie był duszony w reklamówce. A reszta był zgodna z humanitarnym ubojem. I nie będę dalej tego tematu rozwijać. Przypomnę tylko, że na plantacje soi (główne wegańskie żarcie) wycina się całe połacie lasów i niszczy całe ekosystemy (zwierzątka giną, a jakże), a owoce morza i ryby morskie (ach to sushi, mniam) dużo mniej humanitarnie są traktowane. Gdyby weganie i wegetarianie chcieli naprawdę ekologicznie i humanitarnie się odżywiać, to powinni zabrać się za recycling śmieci i z tego, co otrzymają, gotować zupki.
I tak od karpia doszliśmy do wegetariańskiej i wegańskiej oraz ekologicznej obłudy. A tej jest tak sporo, że tu to długo dziwić się nie przestanę.
W memie powinni jeszcze dodać "i wegetarianie oraz weganie..."




