Wczoraj- pogoda w miarę ładna, niezbyt gorąco, wyruszyliśmy na zwiedzanie ruin morawskiego zamku Šostýn (Szostyń). Ruiny te znajdują się na skraju Koprzywnicy. Tej, w której znajduje się Muzeum Tatry- kiedyś je opisałam. Od domu to jakieś 70 kilometrów. Trasa niezbyt długa- można było spokojnie zabrać Bezkę.
Szczęśliwa w w samochodzie.
Rano wykupiliśmy winietę, bo do Koprzywnicy najkrócej dojechać drogą szybkiego ruchu, a ta jest płatna. Wprawdzie można również dojechać bocznymi drogami, bardzo malowniczymi, ale ze względu na Bezę, chcieliśmy skrócić czas jazdy do minimum.
Czyli przez Cieszyn, a tam taki obrazek na dzień dobry. W tle czeskie Beskidy.
Potem przez Czeski Cieszyn na drogę szybkiego ruchu.
My prosto- na Brno
A potem do Koprzywnicy
Towarzyszyły nam niesamowite widoki. Choćby takie.
Przed Koprzywnicą udało mi się zrobić zdjęcie wieży (popularnej wśród turystów Truby) w Sztramberku. Byliśmy tam, opisałam go w starym blogu. A może już w tym, musiałabym sprawdzić. Wieża po prawej (trochę ją słup przysłonił).
Aby dotrzeć do parkingu, skąd jest wejście na wzgórze z ruinami, musieliśmy przejechać przez centrum Koprzywnicy. Miasteczko jak wymarłe, mały ruch samochodowy, mało ludzi na chodnikach. Parking mieści się przy miejskim basenie, na nim też mało samochodów. Coś jest takiego sennego, spokojnego w tych czeskich miasteczkach, że czuje się w nich bardzo dobrze. Wyciszam się, wyhamowuję w sobie jakiś nerwowy przymus pospiechu. Ja tutaj piszę o "czeskich", ale to są Morawy, a podobno jest dosyć duża różnica i w rozwoju, i w kulturze, i w mentalności między mieszkańcami Moraw, a mieszkańcami Czech. Więc to są raczej morawskie Beskidy, morawskie miasteczka itp. Ale jak zwał, tak zwał, ja czuję się tam bardzo dobrze, nawet lepiej niż teraz w Polsce.
Wracając do ruin zamku Szostyń:
„Zamek prawdopodobnie został zbudowany na krótko przed 1293 rokiem, być może przez przedstawicieli rodu Hückeswagen, którzy posiadali w okolicy rozległe dobra, z zamkiem Hukvaldy na czele. We wspomnianym roku w źródłach pisanych odnotowany został niejaki Jindřich z Šornštejna, później nazywanego Šauenštejnem (Šostýn). Była to najstarsza, pośrednia informacja o zamku. Niefortunnie już w 1307 roku ród założycieli wymarł, a jego majątek przeszedł na biskupów ołomunieckich. Dzięki temu w 1347 roku pojawiła się pierwsza bezsporna wzmianka o Šostýnie, jako o własności biskupa Jana VII Volka. Wkrótce potem zamek stał się majątkiem lennym, oddanym w 1354 roku Alšíkowi z Fulštejna, a od 1369 roku panom z Vikštejna.
Pod koniec XIV wieku panem na Šostýnie był Bernard z Vikštejna, krewny margrabiego morawskiego Prokopa. Osadził on na zamku zbrojną drużynę, która prowadziła podjazdową wojnę z politycznym przeciwnikiem Prokopa, margrabią Jodokiem. Po Bernardzie z Vikštejna, zmarłym w 1396 roku, zamek przechodził pomiędzy obydwiema stronami konfliktu, aż osiadł na nim polski oddział zwolenników Prokopa pod dowództwem Jerzego Grota ze Słupczy i Jana Rogala. Według kronikarza Jana Długosza uciekli oni na Morawy w związku z problemami w Polsce, a następnie związali się z margrabią Prokopem. Ich łupieżcze wyprawy, prowadzone także na rodaków, doprowadziły w 1404 roku do odwetowej wyprawy króla polskiego Władysława Jagiełły, który Šostýn zdobył i zniszczył.
Nie upłynął długi okres od wyprawy polskiego rycerstwa, nim zamek został odbudowany i obsadzony przez kolejnych rozbójników, tym razem pod wodzą Vaňka z Lamberka, brata Jana Sokola z Lamberka, sławnego XV-wiecznego najemnika. Toczył on spory z prawowitym właścicielem zamku Závišem z Vikštejna, któremu rację przyznał sąd biskupi, co w konsekwencji doprowadziło w 1420 roku do zdobycia Šostýna przez oddziały biskupie Jana XII Żelaznego. Dwa lata później, po śmierci Závišy, zamek legalnie przypadł biskupowi. Stało się to przyczyną jego końca, jako iż w 1428 roku został zdobyty i zniszczony przez wojska husyckie, wyjątkowo zaciekle atakujące majątki biskupie. W 1467 roku ówczesny właściciel okolicznych dóbr, biskup Tas z Boskovic odnotował zamek jako opuszczoną ruiną, której nie warto było naprawiać.”
„W części wejściowej zamku znajdował się nad drewnianym mostem dojazdowym w ostatniej części trapezu, smukłą cylindryczną wieżą. Średnio miała mniej niż sześć i pół metra. Był on widoczny na wieży Zamku w Pasmberk, najbliższym strategicznym punkcie w systemie (łańcuchowym) ufortyfikowanych siedzib strażaków Bramy Morawskiej. Wraz z ładnym małym podwórkiem i strażnikiem załogi, była jawną częścią defensywną. W pierwszej bramie wieży była krata opuszczana, częściowo umocowana w skale, potem był most nad fosą. Tuż za bramą znajdował się budynek mieszkalny i mały podwórko. W południowej części dziedzińca stała rdzeń zamku, obecnie najlepiej zachowana część. Wewnętrzny zamek otoczył okop i masywny mur, na południu, na zachodzie i wschodzie podwoił się przez niezbędną palisadę. Zanim tu przybył, musiał wspiąć się na dwa kolejne ufortyfikowane wzgórza. Podczas gdy zamki Hukvaldy i Stary Jiczyn stoją na samotnych wzgórzach, w stosunkowo niekorzystnej sytuacji widniał Szostyń. Mogło to być przyczyną jego upadku i rozbiórki w czasach bardziej zaawansowanej techniki wydobywczej. Studnia w zamku prawdopodobnie nigdy nie istniała, a woda była brana prawdopodobnie z cystern. Zgodnie ze zwyczajem, pochodziła z systemu drewnianych rynien z dachów, jak to było powszechne w mniejszych niż większych w zamkach.”
„W połowie XIX wieku zamek był własnością rodziny ziemianina Rašky. Mury zamku zostały rozebrane i zbudowano z nich siedzibę ziemiańską oraz fabrykę fajansu, która w roku 1945 roku została upaństwowiona. Obecne ruiny to resztki podwójnego obwałowania z fosą, fundamenty wieży cylindrycznej, pozostałe fragmenty części zamku i częściowo odnowione piwnice.”
„Najbardziej atrakcyjnym znaleziskiem, pochodzącym z zamku, jest tzw. Wenus z Šostýna. Figurka kobiety o wysokości 53 mm jest wykonana z kości słoniowej. Jej twarz przywodzi na myśl tajemnicze egipskie wpływy. Ale figurka została wykonana prawdopodobnie w XIII wieku i została przywieziona z Nadrenii, skąd przybyli pierwsi tutejsi osadnicy. W jaki sposób znalazła się ona na zamku, nie wiadomo. Wiele znalezisk archeologicznych z zamku i jego okolicy można zobaczyć w Muzeum Fojtství (Muzeum Wójtowstwa).”
„W najwyższym punkcie ruin znajduje się pamiątkowa Lipa Žižky, nazwana tak, w roku 1933 przez Klub Czechosłowackich Turystów, na pamiątkę ostatniego właściciela zamku, należącego do husyckiej szlachty morawskiej. Wiek tego drzewa jest szacowany na 200-250 lat, ma obwód 130 cm i wysokość 340 cm.”
To tyle o historii i o znaleziskach archeologicznych. My postanowiliśmy zobaczyć, jak teraz wyglądają pozostałości po tym zamku. Wiedzieliśmy już, ze tam , na górze są tylko ruiny, ale nawet ruiny mają w sobie sporo uroku, a my przecież lubimy poznawać także ruiny.
Obok parkingu znajduje się tablica informacyjna, a nieopodal wiszą tabliczki z informacjami, jakimi kolorami oznaczone są szlaki turystyczne, prowadzące w określone miejsca. Do ruin zamku wiedzie szlak żółty. Poszliśmy krótszą drogą (krótka trasa i długa, spotykają się przy stawku na górze).
Tak wyglądał początek trasy. Mieliśmy pod górkę, a jak mocno, to okaże się w następnym poście.
https://medievalheritage.eu/pl/strona-glowna/zabytki/czechy/sostyn-zamek/
https://www.lasska-brana.cz/pl/subjekt/zamki-i-ruiny/zamek-sostyn-
https://cms6.netnews.cz/www/cl-356/119-koprivnice/2018-hrad-sostyn/
https://medievalheritage.eu/pl/strona-glowna/zabytki/czechy/sostyn-zamek/
Zdjęcia ruin i figurki pochodzą z podanych stron.
PS. Cytaty pochodzą z czeskich stron. Tłumacz czasem dziwnie przekłada treść na polski. Gdzie mogłam, poprawiłam, ale nie wszędzie mogłam podać dosłowne tłumaczenie, dlatego wychodzą dziwolągi.
Beza dała radę?
OdpowiedzUsuńCzesi chyba w ogóle są inni niż nasza nacja, spokojniejsi, bez namiętnych zrywów i skłonności do.awantur- może się mylę?
W Lublinie gorąco i niewycieczkowo zupełnie.
Dodam jeszcze, że mam znajomego, który gardzi oplatami drogowymi i jechał przez całe Węgry opłotkami, zamiast, jak my, autostradą. Nam to zajelo 4, 5 godziny, jemu ponad 6, ale.nie zapłacił :).
UsuńDała, ale opiszę, bo było hardcorowo momentami:):):) Jak jedziemy z bezą, to wybieramy "szybkie" drogi, by się w samochodzie jak najmniej męczyła. on lubi jeździć, ale na razie godzina bez przystanku to maks wypróbowany. Winieta jednodniowa nie jest droga. Kiedy jeździliśmy częściej, kupiliśmy winietę na dłuższy czas. Nie rozumiem takiego sknerstwa, jaki uprawia Wasz znajomy.
UsuńCzesi swoje przecierpieli i to całkiem sporo tego było. Ale to dzielny naród i pragmatyczny. Oni nie lecą z szabelka na czołgi, oni się uczą swojej historii i starają się nie popełnić błędów. Ja tak ich odbieram, a przeczytałam parę pozycji o ich historii i o nich samych. Oni są przyjaźni, uśmiechnięci, ale byłam świadkiem scenki, kiedy rodzice wrzeszczeli po dzieciakach. Jedna tak scenka była, może natrafiłam na ich patologię? Przecież też takie mają.
Znajomy właśnie się obraził na Węgrów, gdzie znieśli winiety jednodniowe, teraz minimum to 10 dni, wychodzi niecałe 80 złotych, dla.ortopedy to chyba niedrogo. Ale foch jest fochem:)
UsuńNie gdzie tylko kiedy znieśli:)
UsuńDla ortopedy chyba niedużo, ale 10 dniowe to lekka przesada. Jak jedziesz na jeden dzień tylko w jedno miejsce, to raczej sporo, ale jak przejeżdżasz przez całe Węgry lub kursujesz po większej trasie, to niedrogo. Zresztą, ja mówię, jak cie nie stać, to nie jedź. My wybieramy wygodę i to co nam służy i wtedy wiemy, ile musimy zapłacić. Wykupiliśmy winietę na jeden dzień za 210 koron to 36 złotych a przejechaliśmy około 200 kilometrów- wygodnie, szybko, drogą szybkiego ruchu.
UsuńI tak sobie myślę, że Węgrzy więcej by zarobili na tych winietach, gdyby jednak zostawili jedno lub nawet 5 dniowe, bo pewnie teraz większość jedzie bocznymi drogami i państwo w ogóle na nich nie zarabia.
Jak.jade tylko po.meza to.sie mieszczę tam i nazad, wtedy już się opłaca. Zresztą za dużo mam kilometrów do przejechania, żeby sobie jeszcze dodawać. Nie iqmw, czemu zlikwidowali te dniówki
UsuńNa takich trasach to nie ma sensu włóczyć się po bocznych drogach. Czesi mają jednodniówki, winiety na 10 dni i chyba na miesiąc. Może Węgrzy uznali, że jak ktoś musi jechać, to zapłaci za każdą winietę. A z dłuższą więcej kasy leci. My znamy trasy alternatywne do tej szybkiego ruchu płatnej, ale z bezą wolimy jeździć płatną. Na tych bocznych jest sporo zakrętów i jazdy z górki oraz pod górkę, a nie wiemy, jak Beza zniosłaby taką karuzelę. Chyba dobrze, mam nadzieję, bo nie wszędzie dojedzie się "prostymi" drogami.
UsuńBeza jak rasowa turystka:-)
OdpowiedzUsuńZamku nie znam, ale opis wyprawy wygląda ciekawie.
Widoki w podróży też są ważne.
Trasa krótsza, to i pewnie stromo, cos za cos.
My też nie wiedzieliśmy, że taki zamek w pobliżu istniał. Wyszukujemy teraz interesujące miejsca w odległości 100-150 kilometrów od domu, by Beza zbyt się nie męczyła. na razie mamy dwa następne w planach.
UsuńNo właśnie, sama wycieczka jest świetną rzeczą. Trzeba się ruszać z domu by nie zgnuśnieć, a potem marudzić.
To nie musi być ekstra hipwr wyprawa, wystarczy niedaleko, w jakieś nowe miejsce.
Czekam na ciąg dalszy, bo początek był zachęcający. Beza wygląda na zadowoloną z wycieczki.
OdpowiedzUsuńBeza bardzo lubi jeździć samochodem i lubi wałęsać się z nami. On a jest ciekawa świata tak, jak my.
UsuńNasz jamnior uwielbiał samochodowe wyprawy - przyuczyłam go, że gdy jechaliśmy w daleką trasę pies z mety lądował w dziobie samochodu na kocyku i wygłaszałam tekst, że jedziemy daleko, daleko. A często jeździłam z nim sama w daleką trasę. I np. w drodze do Gdańska to mieliśmy tylko 1 postój z racji dobrania paliwa. Gdy jeździliśmy w trójkę to on i tak wolał być z przodu, w dziobie niż z tyłu na kanapie. Śmieliśmy się, że to samochodowa maskotka- zresztą on swój pierwszy samochodowy rejs zaliczył gdy go kupowałam od pana hodowcy - leżał na podusi w koszyku, a koszyk stał na podłodze samochodu z przodu. Trochę inaczej bywało, gdy zabierałam go do podwarszawskiego lasu - wtedy pies dostawał informację, że jedziemy do lasu i...... siedział na fotelu z przodu w specjalnych szelkach. I naprawdę nie wiem skąd wiedział, kiedy jesteśmy prawie na miejscu - wtedy (zawsze w tym samym miejscu drogi) przerywał swą drzemkę i siadał wyprostowany. Koleżanka twierdziła, że on miał jakieś małpie geny. No ale on szalenie dużo z nami jeździł, zwiedził z nami kawał Niemiec, kawałek Holandii a w Niemczech to nawet katedrę w Kolonii i kilka innych miejsc.
OdpowiedzUsuńNiesamowite. No widzisz, fajnie mieć takiego psa, co to lubi jeździć samochodem. bałabym się jednak posadzić Bezę z przodu, bo ona nie śpi w trakcie jazdy. Zobaczyłaby np. psa przez okno od strony kierowcy i rzuciłaby się w jego stronę- wypadek gotowy. Psy na chodnikach muszą być obowiązkowo obszczekane zza szyby samochodu.
UsuńCała rzecz polega na tym, że u nas i u Ciebie pies był przyzwyczajany do samochodu od maleńkości.
Faktycznie psy mają zmysł, który im podpowiada, że już ta pora, albo już to miejsce.
My też lubimy zamki i w kolejnym poście u mnie też o zamku będzie 🙂. Pozdrawiamy serdecznie i zapraszam do mnie ♥️
OdpowiedzUsuńWy to w ogóle wędrowniczki jesteście:):) Zajrzę.
UsuńBeautiful photos. Thank you so much for sharing your journey ❤️ 😊 Warm greetings from Montreal, Canada 🇨🇦
UsuńThank you for visiting my blog. The Czech mountains are beautiful, and the photos are beautiful. There will be more photos in future posts.
Usuń