Jestem gotowa założyć się o litr czystego
spirytusu, że kto przeczytał tytuł wczorajszego posta, od razu pomyślał o
wymuszeniu na drodze, No o takim samochodowym lub podobnym. Zapowiadała się
sensacja… a tu ZONK. Taka sobie mała afereczka z numerem telefonu. Ale
wkurzająca, nie powiem. A dzisiaj dalsza część uszczęśliwiania mnie przez
portal. Kompletnie przebudowano Bloggera czy to coś. Nie dość, że jakieś takie ubogie
teraz w sensie graficznym, to znowu pewnie przez następne miesiące będę
szukała, gdzie i jak nacisnąć, żeby coś u siebie na stronie zmienić. Na
przykład nie doszukałam się, w jaki
sposób mogę zmienić np. czcionkę , jej kolor, czy choćby jej wielkość w
nagłówkach postów lub tytule bloga (dawne „zaawansowane” w projekcie). Czy te
portalowe innowacje rzeczywiście są takie fajne i konieczne? Mnie tylko
złoszczą i utrudniają poruszanie się po blogu. Rozumiem, że można dodać jakieś nowe opcje,
jakoś wzbogacić, ale kompletne zmiany? No i te „kontrolne” wymuszanie numerów
telefonów. Komu- czemu to służy? Ja raczej nie czuję się bardziej bezpieczna i
nie uważam, że bezpieczeństwo mojej strony wzrosło. Nie lubię, kiedy "uszczęśliwia " się mnie na siłę i bez mojej wiedzy, a tym bardziej akceptacji. A poza tym to …. Wszystko jest Ok. Na razie. Cały czas siedziałam w domu i z nudów przeczytałam
Szczygła „Zrób sobie raj”- następna świetna książka o czechosłowackich
Czechach. Przeczytałam też „Historię znikania Miedzianki”- równie dobrze się
czyta. A teraz „przegryzam” ogromną cegłę „Kryminalna historia chrześcijaństwa”
Deschnera. Faktycznie- sam kryminał.
Wierzyć się nie chce, co chrześcijanie i
ich księża w imię krzewienia wiary wyrabiali. Na razie jestem w połowie
pierwszego tomu. Napisałam wykład, przygotowałam ćwiczenia.
Hmmmmmmmm……..Co by tu jeszcze….???? spieprzyć panowie… chciałby się
automatycznie dodać.
Wczoraj Zuzia miała robiony manicure i
pedicure w jednym. Raz na miesiąc przyjeżdża zaprzyjaźniony weterynarz i obcina
jej pazurki. Zuzia mało chodzi po twardym podłożu, dlatego pazury same się nie
ścierają. Jak je ma za długie, to się
ślizga i nie potrafi wstać. Przyzwyczaiła się już do tych wizyt. Jest
nadzwyczaj cierpliwa, ale wczoraj po obcięciu pazurków u trzech łap zwiała na
swoje wyrko. Musieliśmy ją tam dopaść i dokończyć dzieła. Długo miała zachwiane
poczucie bezpieczeństwa. Co, jak co, ale jej legowisko to święte miejsce. Tylko
jej. Nawet, kiedy (klęcząc) zmieniam „prześcieradło” na złożonej kołdrze, to
pcha mi się pod pachy, trąca nosem i prawie wchodzi na plecy, tak boi się, że
zajmę jej ukochane leże. Czeka ją także czyszczenie uszu i smarowanie
kropelkami przeciw kleszczom. Myślimy również nad sposobem psiej kąpieli, bo do
wanny nie wchodzi, kabina prysznicowa jest za mała, a na polu jest wąż tylko z
zimną wodą. Pewnie podciągniemy węża do kranu z ciepłą wodą w łazience, a cały
proceder z myciem odfajkujemy na tarasie. Tam można szybko spłukać pianę
najpierw z psa a potem z posadzki i nie
będzie się robiło błoto tak, jak na trawniku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz