piątek, 27 kwietnia 2012

Były dziury są pagóry....(cytat "z Jaskóła")


Dzisiaj Jaskół bardzo zbulwersowany, a może uściślę, bardzo wkurzony, opowiedział mi, że naprawiają drogę do sąsiedniej wsi. Nie…. powiedział, że robią…. robią drogę do sąsiedniej wsi. Fajnie- ucieszyłam się, bo jazda po niej, odkąd pamiętam, przypominała jazdę po tralce. Coś w rodzaju – Uwaga lecę- schody-dy-dy-dy-dy. Poza tym brak pobocza i wyszczerbiony na brzegach asfalt, wymuszały po deszczu jazdę slalomem, a czasem pasem pod prąd, bo nigdy nie wiadomo było czy to, co staram się ominąć, to płytka kałuża, czy solidna wyrwa w drodze. No dobra, ale co go tak zbulwersowało?
Ano technologia remontu drogi  w  XXI wieku. Jak się naprawia nawierzchnię w 2012 roku? Sama widziałam, więc mogę potwierdzić. Drogę „łata” się tak.
Ruch jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, jest zwolniony, dlatego- pomijając miotanie pod nosem niecenzuralnych słów- można dokładnie zobaczyć, jak się takie rzeczy robi. Pozor- panowie remontują drogę! A że dniówka leci, to po co się spieszyć i wysilać. Na drodze stoi walec i maszyna z beczką wypełnioną asfaltem? Smołą? Trudno wyczuć. No nie tak, czuć i to bardzo- smołą. Obok wolno i statecznie poruszają się panowie w pomarańczowych kubraczkach. A jakże, BHP w polu i zagrodzie. Pomarańczowe wdzianka sprawiają, że panowie są bardzo widoczni. Widać również ich poczynania. No więc najpierw nad dziurą w asfalcie staje  jeden pan z wężem podłączonym do „smołowozu” i luuuuuu…. Leje w tę dziurę smołę. Czarne ‘złoto” ma szczelnie wypełnić ubytek, więc trochę go nadlewa na powierzchnię ( uwaga- zaczątek wzniesienia). Potem majestatycznie podchodzi dwóch następnych panów z łopatami pełnymi żwirku i… sruuuuu tym żwirkiem w płynny asfalt, co wypełnia dziurę… eh… wspomnienie po dziurze…W założeniu smoła ma się wymieszać ze żwirkiem i stworzyć…co? Swoisty "amalgamat"? Wypełniacz dziurodrogowy? Ano chyba tak, bo potem, żeby nie mówiono, że fuszerkę odstawiają, podchodzi następny kamizelkowy i takim dziwnym ustrojstwem podobnym do grabi równa ten wypełniacz. Narzędzie ma przymocowaną długa poziomą dechę do uchwytu, a pan kilka razy tym „wyrównywaczem” w tę i z powrotem, i znowu w tę i z powrotem… równa ten wypełniacz. Kiedy już się tak solidnie namacha, do akcji wkracza walec drogowy. Wolno i majestatycznie robi „poprawkę” na wyrównanie. Małpuje ruchy pana z „dechą’ i jeździ sobie w tę i z powrotem, w tę i z powrotem…. Równa ten wypełniacz i równa, i równa…. Coś próbuje wcisnąć w poziom drogi, który już co najmniej od 20 lat nie istnieje. Równa i poziomuje, poziomuje i równa…naddatek wylanego ubytku mu przeszkadza. Co wyrówna z jednej, wypucza się z drugiej. A co tam…. Jadziem dalej… do następnej dziury…. I powtórka z rozrywki. A wynik? Była dziurka, jest górka, bo po kilku dniach to coś, czym wypełniono i mocno wpuczono, wybrzusza się, poziom  (rzekomy) przestaje istnieć i zamiast schody-dy-dy-dy- mamy jazdę po muldach.
"Upolowałam" w tak zwanym międzyczasie







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz