Dzisiaj Jaskół bardzo zbulwersowany, a może uściślę, bardzo
wkurzony, opowiedział mi, że naprawiają drogę do sąsiedniej wsi. Nie….
powiedział, że robią…. robią drogę do sąsiedniej wsi. Fajnie- ucieszyłam się,
bo jazda po niej, odkąd pamiętam, przypominała jazdę po tralce. Coś w rodzaju –
Uwaga lecę- schody-dy-dy-dy-dy. Poza tym brak pobocza i wyszczerbiony na brzegach
asfalt, wymuszały po deszczu jazdę slalomem, a czasem pasem pod prąd, bo nigdy
nie wiadomo było czy to, co staram się ominąć, to płytka kałuża, czy solidna
wyrwa w drodze. No dobra, ale co go tak zbulwersowało?
Ano technologia remontu drogi w
XXI wieku. Jak się naprawia nawierzchnię w 2012 roku? Sama widziałam,
więc mogę potwierdzić. Drogę „łata” się tak.
Ruch jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, jest zwolniony, dlatego- pomijając miotanie pod nosem niecenzuralnych słów- można dokładnie zobaczyć, jak się takie rzeczy robi. Pozor- panowie remontują drogę! A że dniówka leci, to po co się spieszyć i
wysilać. Na drodze stoi walec i maszyna z beczką wypełnioną asfaltem? Smołą?
Trudno wyczuć. No nie tak, czuć i to bardzo- smołą. Obok wolno i statecznie
poruszają się panowie w pomarańczowych kubraczkach. A jakże, BHP w polu i
zagrodzie. Pomarańczowe wdzianka sprawiają, że panowie są bardzo widoczni.
Widać również ich poczynania. No więc najpierw nad dziurą w asfalcie staje jeden pan z wężem podłączonym do „smołowozu” i
luuuuuu…. Leje w tę dziurę smołę. Czarne ‘złoto” ma szczelnie wypełnić ubytek,
więc trochę go nadlewa na powierzchnię ( uwaga- zaczątek wzniesienia). Potem
majestatycznie podchodzi dwóch następnych panów z łopatami pełnymi żwirku i…
sruuuuu tym żwirkiem w płynny asfalt, co wypełnia dziurę… eh… wspomnienie po
dziurze…W założeniu smoła ma się wymieszać ze żwirkiem i stworzyć…co? Swoisty "amalgamat"? Wypełniacz dziurodrogowy? Ano chyba tak, bo potem, żeby nie mówiono,
że fuszerkę odstawiają, podchodzi następny kamizelkowy i takim dziwnym
ustrojstwem podobnym do grabi równa ten wypełniacz. Narzędzie ma przymocowaną
długa poziomą dechę do uchwytu, a pan kilka razy tym „wyrównywaczem” w tę i z
powrotem, i znowu w tę i z powrotem… równa ten wypełniacz. Kiedy już się tak
solidnie namacha, do akcji wkracza walec drogowy. Wolno i majestatycznie robi
„poprawkę” na wyrównanie. Małpuje ruchy pana z „dechą’ i jeździ sobie w tę i z
powrotem, w tę i z powrotem…. Równa ten wypełniacz i równa, i równa…. Coś
próbuje wcisnąć w poziom drogi, który już co najmniej od 20 lat nie istnieje.
Równa i poziomuje, poziomuje i równa…naddatek wylanego ubytku mu przeszkadza.
Co wyrówna z jednej, wypucza się z drugiej. A co tam…. Jadziem dalej… do
następnej dziury…. I powtórka z rozrywki. A wynik? Była dziurka, jest górka, bo
po kilku dniach to coś, czym wypełniono i mocno wpuczono, wybrzusza się,
poziom (rzekomy) przestaje istnieć i
zamiast schody-dy-dy-dy- mamy jazdę po muldach.
"Upolowałam" w tak zwanym międzyczasie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz