Pisane wczoraj…
- Wiesz wydaje mi
się, że to wszystko za szybko leci- zebrało mi się na filozofię.
- A konkretnie co?-
zainteresowanie Jaskóła było ledwo letnie.
- No wszystko. Czuję
się, jakby świat był rakietą i pędził przed siebie. To wszystko zaraz gruchnie.
Wcale nie żartuję, naprawdę mam takie odczucia. Jakaś szalona karuzela, albo
pojazd mknący z prędkością światła. A w tym wszystkim my- ludzkość, lecąca
gdzieś ku zagładzie- spojrzałam na wcinającego śniadanie męża
- Żebyśmy tylko
trawnik zdążyli skosić- spokojnie stwierdził Jaskół. Trawnik rzeczywiście jest nie skoszony i
rośnie w zastraszającym tempie.
- Trawnik. A po co
kosić trawnik?- nagle mnie to ogromnie zainteresowało. Zagłada przecież się
zbliża a on z taką, dosłownie, przyziemną sprawą wystrzelił.
- No, ładnie
powinno być i tyle- odparł niewzruszony Jaskół i jednocześnie zaczęliśmy się śmiać.
Zagłada zagładą, a porządek powinien być. Po południu przeszła burza.
Gdzieś bokiem, nad Czechami. Polało jednak porządnie i dobrze, bo musiałam podlewać
ogród wieczorami po tych upałach.
Co zabieram się do
napisania czegoś, napiszę parę zdań i odechciewa mi się dalej.
Zmęczona wracam z
ogrodu. Tak pozytywnie zmęczona, ale już na nic więcej nie mam siły.
Nawet ten
„majówkowy’ tydzień jest zapełniony. Wczoraj „przyprowadziliśmy” do domu z
zimowego miejsca pobytu (czyli garażu u kumpla) nasz „królewski’ motocykl. Tam jechaliśmy samochodem i Jaskół prowadził. A ja miałam frajdę.
Pamiętam, kiedy musiałam sama wszędzie jeździć samochodem i wozić całą rodzinę,
marzyłam żeby tak ktoś chociaż raz siadł za kierownicą, a ja jako pasażer. Może
wydaje się to śmieszne, ale zazdrościłam koleżankom, że ich mężowie są
kierowcami, a one o nic się nie martwią tylko siadają na miejscu pasażera i
wożą tyłki. Lubię prowadzić samochód.
Nawet bardzo, ale gdy przez 16 lat jest się dla kogoś kierowcą (na
żądanie, prośbę, konieczność), to przestaje to być zabawne. A że marzenia mi
się spełniają (przy wydatnej mojej pomocy), to teraz mogę sobie pooglądać świat
z miejsca pasażera. Czyli tam prowadził on, a z powrotem ja. Jaskół na
Enfieldzie jechał pierwszy, a ja samochodem z tyłu jako pilot. Ponad 100 kilometrów .
Niezła zabawa. Pilnowanie, żeby trzymać dystans i żeby nikt się między nas nie
wtrynił. Droga kręta, przez wsie i
miasteczka. Pogoda w sam raz i piękne widoki (trochę zdążyłam zobaczyć,
uważając, żeby nie najechać motocyklowi na kuper).
Co nieco
wiosennego. Zdjęcia robione w ciągu dwóch ostatnich tygodni.
Wenus jeszcze blisko Księżyca. Nie udało mi się zrobić zdjęcia Wenus, Księżyca i Jowisza blisko siebie.
Kwitnąca brzoza w świetle zachodzącego słońca. Nabrała koloru starego złota.
Pracuś :) na krzaku jagody kamczackiej.
Czeremcha w całej okazałości. Lubię jej ostry, gorzki zapach. Kwitła dużo krócej niż zawsze. Pewnie te upały przyspieszyły przekwitanie. Zresztą narcyzy też szybko przekwitły.
Żółta porzeczka ozdobna. Pachnie cynamonem i miodem. Miałam jeszcze różową, ale zmarzła.
Ciągle próbuję oddać nastrój. Te trzy zdjęcia robiłam wczoraj wczesnym rankiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz