Odpoczęłam. Naprawdę. Grunt to być egoistycznie-
asertywnym. Przesadzam… no … przesadzam… i to mocno. Rodzina w
liczbie trzy osoby + ja, zadecydowała- żadnych bajerów świątecznych- chcemy
odpocząć bez gonitwy szalonej przed i przeżerania się w trakcie. Tak samo w
Sylwestra. OK.- zgodna jestem, a jeszcze
jak w grę wchodzi wysiłek i szaleństwo świąteczno- sylwestrowe, to zupełnie mi
przechodzi popisywanie się. Zatem i Święta, i Sylwester przeżyłam na ogromnym
ludzie. Wczoraj tylko mandarynki, jakieś ciasteczka, zimna płyta (skromna)-
styknie. Nowy Rok- rolady i sałatka- chwatit. Nawet alkohol tym razem
ograniczył się do dwóch kieliszków jajcoka oraz kielicha szampana (dopitego
przez Jaskóła) podczas toastu o północy. I ta laba wszechobecna. Chciałoby się
krzyknąć: „Chwilo trwaj”, ale… nie dla mnie takie obijanie się- wolę
codzienność, normalność, długie weekendy dobijają mnie. Czas staje w miejscu-
nic nie załatwisz, listu nie wyślesz, w sklepie internetowym nie zamówisz, w
sklepie normalnym mało towaru
(zwłaszcza ostatniego grudnia przed
inwentaryzacją), lekarze są na urlopach. Szlag!
Północ sylwestrowa przecudna. Ciepło, niebo
wygwieżdżone, widoczność ogromna. Mieszkamy na niewielki wzgórzu, toteż widok
na fajerwerki ze wszystkich stron dostępny. Sąsiad stanął na wysokości zadania-
piękne gwiazdy różnokolorowe rozkwitały nad naszymi głowami prawie przez
piętnaście minut. Drugi sąsiad też się wykazał- chyba podpalił niechcący tuje,
co wzięliśmy z początku za ogromne ognisko. Dopiero nadjeżdżający na sygnale i
z pięknymi niebieskimi „kogutami”, samochód straży pożarnej, zatrzymujący się
przy „ognisku”, uświadomił nam, że to chyba jednak nie zamierzony efekt
świętowania przyjścia Nowego Roku, a raczej nieostrożności. Fajerwerki błyskały
ze wszystkich stron, a najwięcej na zachodzie- po czeskiej. Stamtąd niósł się
długo huk, jakby nadlatywała eskadra bombowców, albo jechały ciężkie pociągi.
Dwa duże miasta mocno świętowały. Czesi wspomagają witanie Nowego Roku
wystrzałami armatnimi. Tym razem nie było u nas psiego stresu. Nie ma już
Zuzki. Żal ogromny. Psi stres był u sąsiada (mojej siostry)- wprawdzie sister
wychyliła się z okna, ale uznała, że psina jest cwana i sobie poradzi. Głupia
baba, gdyby widziała trzęsącego się psa, to nie gadałaby bzdur. Młoda go jakoś uspokoiła. Zastanawiam się, jak przyzwyczaić młodego psa do huku petard
i wystrzałów. Wprawdzie to dwa razy do roku (durnowaty zwyczaj strzelania i
rzucania petard w dzień odpustu i w Sylwestra), ale wystarczy, żeby futrzaka
porządnie zestresować. W zeszłym roku interweniowałam nawet w policji, bo
smarkacze cały dzień rzucali petardy hukowe na naszej uliczce, ale policja się
wypięła. Przyjęli zgłoszenie i tyle. Smarkateria na moją uwagę (po 3. godzinie
strzelania), że wystarczy już tego huku, miauknęła bezczelnie, że mają swoje
święto (katolicki odpust). No ja dziękuję- ładne świętowanie przez calutki
dzień od 11 do 17 – rzucać petardy hukowe. A rodzice nosa spoza ścian nie
wychylili. Co tam sąsiedzi, co tam psy oszalałe ze strachu… mają święto. Nikt
nie respektuje przepisu, że nie wolno używać materiałów pirotechnicznych poza
Sylwestrem oraz nie wolno zakłócać porządku (ciszy). Nie liczą się niemowlęta,
osoby starsze, schorowane, zwierzaki, ludzie, którzy chcą odpocząć w niedzielę-
nikt- ważne jest „święto”. Przecież to znikoma szkodliwość czynu.
Tu już w duecie. Jeden na niebie, drugi na ziemi.
Konkurencja dla księżyca
Piękne i widowiskowe... bardzo... jeszcze nie wiemy, że 30 metrów od naszego lasku wybuchł pożar.
Oryginał i....
Oryginał
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz